Rozdział 26

820 49 27
                                    

Przedzierałby się przez gęsty las do śmierci. Wszędzie wokół było ciemno, a niebo od czasu do czasu przecinały salwy wystrzelane przez rebeliantów pod komendami Poego Damerona.

Był pewien, że się zgubił i wtedy przypomniał sobie pewną rzecz. Przecież miał Moc.

Stajesz się coraz głupszy.

Natychmiast odnalazł drogę i skierował się w stronę matki. Już po chwili był w stanie dostrzec jej sylwetkę spomiędzy drzew.

- Myślałam, że się rozumiemy. Że jesteś ze mną, ze swoją rodziną. Ale ty najwyraźniej masz w genach zdradę. – Powiedziała Leia. Szczerze, Ben myślał, że powita go dużo gorzej.

- Odwołaj atak na Had Abbadon. – Rzekł stanowczo. – Wiem, że taka nie jesteś. Nie możesz zabić tylu istot, chociażby byli twoimi największymi wrogami.

- Synu, widzisz...- Wcięła się mu w słowo. – Oni są moimi największymi wrogami. Powinni być też twoimi. Razem możemy władać tą galaktyką.

- Mówisz zupełnie jak Snoke i Kylo Ren. A jak to się dla nich skończyło? Oboje są martwi. – Na te słowa Leia roześmiała się gardłowo. Ben zaczął się bać.

- Może żyją, a może nie, komu oni są potrzebni? Tak samo Rey. Na co ona, kiedy ja mogę władać całą galaktyką? – Teraz był już przerażony. Przerażony tym, co mówi jego matka i tym, jak bardzo nie ma to sensu. Oraz tym, co w takim razie musiał zrobić.

Ben Solo, matkobójca. Niczym się nie różnisz od Kylo Rena. Powinieneś być po Ciemnej Stronie

Ben Solo, światełko w czarnej galaktyce. Nadzieja na odkupienie. Powinieneś być po Jasnej Stronie.

Upadł na kolana i złapał się za głowę z rozpaczą.

Kylo Ren. Potwór. Zbrodniarz wojenny.

Ben, ukochany syn, bratanek, wnuk. Ostatni strzęp tak wspaniałej rodziny.

Zdrajca.

Bohater.

Głupiec, niedojrzałe psychicznie dziecko.

Wrażliwy i opiekuńczy młody człowiek.

- Słyszysz? To Moc się o ciebie upomina. Musisz zdecydować. – Powiedziała chrapliwym głosem Leia. – Jasność czy Ciemność.

Ciemność.

Jasność.

Ciemność.

Jasność.

DOŚĆ!

Ben uczestniczył w tej kłótni naprawdę długo. Aż wreszcie doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Moc może się o niego ubiegać, nakazywać wybór strony, ale to bez znaczenia. Bo on już wybrał.

I wybrał Rey. Wybrał przyszłość.

Powstał. Podniósł ciężar, który spoczywał na jego barkach zbyt długo. Powstał i spojrzał prosto w oczy kobiecie stojącej przed nim. To już nie była jego matka.

- Kimkolwiek jesteś, przegrałeś. Wybrałem swoją drogę. Teraz, muszę pozwolić przeszłości umrzeć. – Powiedział i aktywował miecz świetlny. Okolicę rozjaśniła zielona łuna. Przygotował się do walki, ale nie było to mu dane. Okolica się zatrzęsła i Leia osunęła się bezwładnie na ziemię.

Kiedy pył opadł Ben stał nad ciałem matki zastanawiając się, czy to ten moment, kiedy wszechświat upadł na głowę.

****

W Ciemności Nadzieja ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz