Czapla

41 2 0
                                    


Wiktor wyszedł z sali prób i udał się do centrum handlowego.

Był zadowolony, że wreszcie rozliczył się ze złodziejem. Długo się z tym nosił, ale kiedy dowiedział się od starego znajomego, gdzie teraz Inni Obcy urządzają próby, musiał działać.

Jego pięść przyjemnie pulsowała, jakby na potwierdzenie.

Z Tomkiem poznali się w liceum i od początku istniał między nimi wyraźny podział ról. Tomek grał i śpiewał, a Wiktor pisał bardzo różne rzeczy. Pierwszy – krzyczał, drugi – obserwował. Obaj nie odnosili sukcesów, ale dzielili się ze sobą swoimi dziełami. Kiedy Tomek zbierał zespół, zaproponował, żeby Wiktor został tekściarzem grupy. Współpraca układała się dobrze przez prawie dwa lata, dopóki tylko się wygłupiali i dobrze bawili. Wszystko zaczęło się sypać, kiedy pojawił się pomysł o rozpoczęciu pracy nad płytą.

Muzycy mieli podejście raczej amatorskie i oszczędne. Przecież największe legendy muzyki zaczynały od garaży, tak? Może i zaczynały, wzruszał ramionami Wiktor, ale na pewno przynajmniej starały się dać z siebie to, co najlepsze. Niestety, Inni Obcy nie zamierzali iść w jakość, dlatego Wiktor po prostu się wycofał. Na odchodne powiedział, że jeśli chcą, to na koncertach mogą grać piosenki z jego tekstami, ale nie mają prawa użyć ich na płycie. Na pierwszej, suchej i chujowej faktycznie się nie pojawiły.

Wiktor słuchał ich dzieła i doszedł do wniosku, że przesadził i zachował się jak szczeniak. Może zamiast ich zostawiać, powinien spróbować wyciągnąć ich z tego punkowego dołka? Może wtedy ta płyta byłaby znośna w odbiorze?

Po premierze Inni Obcy koncertowali po klubach oklejonych zaschniętym alkoholem. Bez sukcesów, przez dwa okrągłe lata.

W tym samym czasie Wiktor uparł się, że chwyci swoją karierę za rogi. I pchał się jak płód do świata muzyki, aż w końcu zaczął pisać teksty dla średnich piosenkarek i nieutalentowanych raperów – ale charyzmatycznych!, jak podkreślali ich producenci.

I nagle, jak chujem w twarz, druga płyta Innych Obcych. Poprawili się, zainwestowali w sprzęt, połapali muzyczne kontakty. Wszystko było dużo lepsze, produkcja, muzyka...

Faktycznie, dojrzałem tekstowo – oświadczył w jednym z wywiadów Tomasz.

Kiedy jadąc samochodem, Wiktor usłyszał swój własny tekst, prawie spowodował wypadek i długo stał na poboczu. W domu przesłuchał całą płytę. Tak jak myślał, każdy tekst były jego.

Przeszukał wszystkie swoje urządzenia, wszystkie szuflady. Chciał znaleźć dowód, ale miał tylko kserokopie tekstów, tych staroci z liceum, z czasów bazgrania w zeszytach i pisania na komputerach w świetlicy szkolnej. Jego kartki przeciwko plikom Tomasza. On miał pewnie jeszcze starsze egzemplarze. Niczego nie udowodni.

Żenująca wesz i tyle.

Wiktor wyrwał się z tych rozmyślań, nie czuł już pięści. Centrum handlowe kołysało się w gorącym powietrzu. Skórę przerzucił przez jedno ramię, bo upał stawał się nieznośny.

Zachciało mu się śmiać. A niech ma. W porównaniu z nowym projektem, przy którym Wiktor pracował, te punkowe gnoje to małe piwo. Od dwóch miesięcy siedział nad tekstami na płytę dla debiutantki. Duży budżet, gówniara wygrała talent show.

Pewnego dnia po prostu zadzwonił do niego nieznajomy producent i powiedział, że podoba mu się to, co Wiktor pisuje dla tych wszystkich mrówek (z charyzmą!), ale czas pójść krok dalej. I ten producent był pewny, że dzwoni właśnie z taką ofertą z wyższej półki. Że może zaoferować pieniądze, rozgłos i artystyczny rozwój.

KILKA CIOSÓWWhere stories live. Discover now