Wiktor obudził się zlany potem. Z jednej strony był to objaw kaca, bo sporo wczoraj z Anną wypili, ale drugim powodem była świrnięta Marta.
Kiedy tak ją nazywał, czuł się jakoś lżej i był w stanie przestać się obwiniać chociaż na moment. Niestety, trwało to tylko kilka minut, a później przypominał sobie jeszcze więcej szczegółów.
Poznali się na zajęciach z matematyki dla zdolniejszych uczniów. On miał czternaście, ona chyba trzynaście lat. Marta nigdy nie była w centrum uwagi rówieśników, ale zawsze interesowali się nią ludzie profesjonalni i dorośli. Nauczyciele rozmawiali z nią jak równy z równym. Wiktor często przyglądał się takim scenom, aż podglądactwo przerodziło się w zainteresowanie. Nie wiedział teraz, czy zdarzało mu się rzucać okiem na jej miękkie pośladki.
Wiktor przypomniał sobie, że raz odprowadzał ją do domu. Marta skręciła sobie kostkę na korytarzu, a on mieszkał po drodze. Wtedy też pojął, dlaczego dorośli tak do niej podchodzili. Była wyrazista, mała swoje zainteresowania i nie przejmowała się tym, co mógł pomyśleć o niej ktoś taki jak Wiktor.
Była jeszcze jedna rzecz – ona nie płakała, mimo że kostka mocno jej spuchła. Po prostu czasem skrzywiała się i ściągała brwi. Miała ładne i kształtne brwi, a oczy chyba zielone. Może szare?
Przytuliła go na pożegnanie, a Wiktor poczuł, że się trzęsła. Później tego samego dnia po raz pierwszy fantazjował o jej bezkształtnym ciałku.
Kolejne wspomnienie – powrót ze szkolnej wycieczki. Było już ciemno, a w autobusie przepaliło się oświetlenie kabiny. Wiktor nie zastanawiał się. Zamienił się miejscami z klasowym grubaskiem i usiadł obok niej.
Zaczęli rozmawiać. Była zmęczona, ale czujna. Kiedy się uśmiechała, miała dołeczki. Wiktorowi zupełnie nie przeszkadzały pryszcze rozsiane na jej czole i to, że po całym dniu zwiedzania pachniała trochę kwaśno.
Po dłuższej chwili zapadła niezręczna cisza. Wszystkie szyby w autobusie zaparowały, bo dzieciaki krzyczały i dyszały jak stado zmęczonych psów. Właśnie w tamtym zaparowanym hałasie, kiedy oboje byli niedomyci i ciągle jeszcze spoceni, Marta pocałowała się z chłopakiem po raz pierwszy w życiu.
Wiktor przypominał sobie, że starał się nie atakować jak napaleniec. Był zaskoczony, że jej język jest aż tak nieśmiały i nawet nie dotknął jego zębów. Pamiętał dokładnie, swoją radość, kiedy poczuł, że ona się uśmiecha.
Ale to był tylko pocałunek, tak widział to Wiktor. Niewielka rzecz, jedna z wielu, taka do zapomnienia.
Dopiero kiedy Anna skończyła wczoraj opowiadać o Marcie, Wiktor połączył fakty. Zrozumiał, że jest chujem z autobusu, który doprowadził tamtą niestabilną dziewczynę do rozlewu własnej krwi. Może i jej ojciec był złym człowiekiem i ją krzywdził, ale to przez Wiktora to wszystko się rozlało.
Zdaniem Anny, tamten pocałunek był dla Marty nagrodą za wytrwałe i ciche uczucie. Po tym pocałunku więcej się do niej nie odezwał. Ona tym bardziej milczała, bo przecież na tym polegało jej przywiązanie. Milczała i cierpiąc zwijała się do środka, aż w końcu musiała dać czemuś upust.
– Nie każdy umie krzyczeć, Marta tak twierdzi – powiedziała w nocy Anna. Im dłużej opowiadała, tym mniej było w jej głosie ironii i wyższości.
Zostawił w kuchni otwarte okno na noc, w mieszkaniu zrobiło się zimno. Wstał z łóżka razem z kołdrą, żeby je zamknąć. Ledwo zdążył przekręcić klamkę, kiedy poczuł falę gorąca i wywracającą się w żołądku żywność. Zdążył dobiec do toalety i zwymiotować. Przepłukał usta i poczuł, że fala gorąca ciągle w nim narasta. Usiadł do biurka i zaczął pisać:
I wiesz, że albo się wykrzyczę
albo otworzę czerwoną listę twoich winI jest dramat, pomyślał Wiktor. Jest tajemnica, sekret i niejasność. Kto chce, ten złapie, a kto nie, ten potupie nóżką. Cholera, jest zalążek!
Kolejne ukłucia kaca nie ułatwiały pisania, ale z tych wersów udało mu się sklecić coś co po raz pierwszy trzymało się kupy. Na tę marną godzinę stał się wrażliwą i zranioną (przez samego siebie) kobietą.
W nagrodę za wykonanie dobrej roboty, napisał wiadomość do Anny. Musiał dowiedzieć się, czy żyje i czy będzie miała ochotę na kolejny spacer. Odpisała szybko:
leżę w wannie. a spacer możemy powtórzyć.
O kąpieli mogła nie wspominać, ale skoro tak postawiła sprawę, to Wiktor nie mógł dłużej czekać. Zadowolił się szybko i zamaszyście nad sedesem, żeby wypuścić z organizmu wizję nagiej Anny i jej wanny.
Pomylił się znacząco w swoich marzeniach, bo Anna co prawda leżała w wannie, ale pustej. Ubrana w dres, z miską na brzuchu, gdyby nie zdążyła przechylić się i zwymiotować do toalety. Nie miała siły na pracę, ale dzisiaj naprawdę mogła pozwolić sobie na trochę luzu. Dawno nie miała takiego kaca, dlatego w salonie już czekał na nią pierwszy odcinek jakiegoś śmieciowego serialu. Zamierzała przesiedzieć przy takim akompaniamencie cały dzień. A wieczorem...
Umówili się na spotkanie. Bez alkoholu
https://www.facebook.com/machnikowski.pisze
![](https://img.wattpad.com/cover/143488447-288-k375829.jpg)
YOU ARE READING
KILKA CIOSÓW
Short StoryWiktor jest tekściarzem, ale nie umie pisać o miłości. Poszukując inspiracji, zagłębia się w swoich wspomnieniach. Kobiety z przeszłości zmienią jego przyszłość.