Proponowane:
Imię: Anna
Nazwisko: Strzygielska
Płeć: kobieta
Przedział wiekowy: 25 - 30 lat
Wygląd: brązowe włosy nad ramiona, niebieskie końcówki; jasna karnacja, piegi; ciemnoniebieskie oczy, okulary; tatuaże na obu dłoniach; szczupła, ale nie chuda - szerokie biodra; około 165 cm wzrostu.Charakter: arogancka, impulsywna, ekstrawertyczka, ciekawska, uparta, rozrywkowa.Proponowany scenariusz:
Ania zapisuje się na korepetycje francuskiego. Jej nauczycielem okazuje się Diabolika Estet, która wraz z bratem kontynuuje rodzinną tradycję bycia łowcą wąpierzy. Aby utrzymać swoją profesję w tajemnicy, rodzeństwo unika opuszczania wiekowej willi. Niesie to ze sobą konsekwencje - ich styl życia opiera się na osiemnastowiecznych regułach.
Gdy pewnego razu Ania zapomina komórki, wraca do willi po godzinie dziewiętnastej. Zastaje rodzeństwo w strojach bojowych, z bronią w dłoniach.
(to chyba najsłabszy scenariusz, jaki dotychczas napisałam)
Proponowana scena:
Estet. Takie nazwisko wykaligrafowane było na skrzynce pocztowej. Anna Strzygielska jeszcze raz zerknęła na ogłoszenie w gazecie. Tak. To dobry adres. Podniosła ponownie wzrok na ogromny budynek, który uparcie nie znikał. Willa. Idealnie okrągła, błękitna willa. Do Anny w końcu dotarło, że budynek nie zapadnie się pod wilgotną od deszczu ziemię, nie zniknie z cichym puf, a tym bardziej nie okaże się zwykłą halucynacją. Westchnęła i przekroczyła niską furtkę. Znajdując ogłoszenie w miejscowej gazetce spodziewała się trafić na starszą panią, której lata świetności minęły w zeszłym stuleciu, a korepetycje jedynie wypełniały ponurą samotność.
Stanęła przed ciężkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Wzrokiem poszukała przycisku dzwonka, lecz dostrzegła jedynie połyskującą kołatkę w kształcie kociego łebka. Niepewnie kałomotała w drewno. Chwile mijały, zimowe powietrze wgryzło się w jej kości. Nagle drzwi rozwarły się z donośnym skrzypnięciem, a w progu stanął młody mężczyzna. Włosy miał chyba farbowane, tak jasne, że prawie białe i wygładzone na żelu. Śnieżną koszulę okrywał elegancką czarną kamizelką, na której dyndał srebrny zegarek. Do tego pasowały idealnie wyprasowane spodnie i połyskujące buty. Jego twarzy nie szpecił zarost, pozostawiając na osąd wąską twarz i połyskujące, zielone oczy. Przez chwilę przyglądał się kobiecie bez słowa. W końcu odezwał się niskim, nie pasującym do delikatnych rys twarzy głosem:
- Pani to pewnie na lekcje? - nie zabrzmiało to jak pytanie.
Anna wpatrywała się z potępieniem w koronkowe mankiety jego koszuli.
- Tak mi się wydaje. - Przesunęła dłonią po krótkich, brązowo-niebieskich włosach i poprawiła prostokątne okularki.
- Skoro tak - cofnął się, zapraszając ją do wnętrza budynku - Zapraszam.
Pokój do jakiego weszła, był ucieleśnieniem historii. Grecki figury w kątach, papirusy pokryte hieroglifami w gablotach, zbroje rycerskie, totemy, wazy, futra białe i brązowe. Meble drewniane i metalowe. Perski dywan, kryształowy kandelabr, kamienny kominek i białowłosa panna. To na niej najtrudniej było się skupić. Zamiast jakże naturalny dla jej wieku jeansów i topu nad pępek nosiła zwiewną sukienkę w barwie kości słoniowej. Gdyby ta sukienka była ponad kolana, OK. Ale jej rąbek uparcie podążał ku ziemi, odsłaniając łaskawie szare pantofelki. Anna stała tak, gapiąc się w to uosobienie Jane z powieści "Duma i uprzedzenie".
- Markus Estet - Blondyn skłonił się w pas. - Moja siostra, Diabolika Estet - Istota idealna dygnęła.
- Ania Strzygielska - burknęła, co zabrzmiało jak kamień kontra tarka do warzyw - Ja na lekcje francuskiego. - Oderwał wzrok od blondynki i skupiła się na jej w ciekawy sposób przystojnym bracie. Z tej perspektywy wyglądał na takiego przeciętnego pana Darcy'ego.
- Jeśli to nie problem, możemy zacząć natychmiast - głos rześki jak poranna rosa wypłynął z ust pięknej Diaboliki. Anna zamrugała. To ona ma ją uczyć? Nie jej intrygujący brat? No chyba nie. Zerknęła za siebie.
- Która godzina?
Długie palce Markusa wystrzeliły do łańcuszka. Z wprawą wyciągnął zegarek.
- Szesnasta dwadzieścia.Teatralne plaśnięcie dłonią w czoło zaskoczyło rodzeństwo.
- Ale jestem głupia! Mam lekarza o piątej! Przepraszam, ale muszę lecieć. - Zaczęła cofać się do drzwi. Wraz z jej słowami sympatia znikała z twarzy blondynów. Diabolika spuściła głowę i jakby cała opadła. Usta Markusa zwarły się w prostą kreskę, wpatrywał się w nią zawiedzionym wzrokiem.
- Jeszcze zadzwonię. - Niemal wyszarpała klamkę, otwierając drzwi. Już robiła krok za próg, już usta układały się w uśmieszek samozadowolenia, gdy do jej uszu dotarł szept:
- Nawet nie mamy telefonu.
Drzwi trzasnęły.
Zatrzymała się. Miliony myśli przemknęło po jej głowie, jedna wskakiwała na drugą. Coś ostrego ukuło ją w serce. Poczucie winy, tak to chyba nazywają. Albo zawał. Bardzo powoli, jakby dźwigała na barkach samego Titanica z Rose i Jackem na dziobie, odwróciła się. Jej dłoń pokryta tatuażami zacisnęła się na kołatce. Wrota otwarły się po pierwszym uderzeniu.
- Zapomniała pani czegoś?
Własnego honoru.
- Tak. Ile państwo chcieli za godzinę?
CZYTASZ
Pomysłowa Licytacja
RandomMasz zastuj weny? Chcesz napisać powieść, ale nie masz pomysłu? Potrzebujesz na już wstępnego scenariusza one-shota? A może potrzebujesz rady co do swojego opowiadania? We wszystkich tych problemach i wielu innych zapraszam do siebie :D