13. Obudzenie i trening z piekła rodem

61 3 0
                                        

Marinette POV


Jezu. Jak mi się w głowie kręci. Otworzyłam powoli oczy, a gdy odzyskałam ostrość widzenia zorientowałam się, że jestem w szpitalu. Obok łóżka, na którym leżałam siedziała moja mama i Adrien.

-Jaki dzień mamy?-Czuję się osłabiona, ale za to przeziębienie przeszło. Powoli usiadłam na łóżku i wzięłam szklankę wody, która stała na szafce, by się napić.

-Sobotę. Jak się czujesz?-Adrien jest taki uroczy. Mama i chłopak przytulili mnie w tym samym momencie.

-Całkiem ok. Przynajmniej raz w życiu się porządnie wyspałam.-O mój Boże. Wszyscy wiedzą, że Biedronka i Czarny Kot to ja i Adrien. Katastrofa.

-Jutro wracasz do domu Marinette.-Lekarz przyszedł akurat na obchód chyba.-Chyba, że wyniki badań nie wykażą żadnych nie prawidłowości to może wyjdziesz stąd dzisiaj. A tak poza tym to muszę już lecieć. Pielęgniarka za kwadrans mniej więcej przyjdzie.-Adrien i mama wstali żegnając się ze mną i wychodząc. Ehh. Więc jestem teraz sama w tym pokoju. Alya zapewne dygocze od tygodnia wiedząc, że ja Marinette jej przyjaciółka to Biedronka, czyli obiekt zainteresowań jej bloga.

Emanuel POV

Nie ma to jak trening w weekend. Normalnie skaczę z radości. Jak na razie jednak biegam i czuję jak tracę czucie w nogach. To już trzecia godzina treningu, a trener i kapitan zapowiedział jeszcze z dwie może trzy dodatkowe. Ale dam radę. Nie można się poddawać. Znalazłem w sobie jakąś siłę i przyspieszyłem, by jak najbardziej poprawić swój czas. Oj będą zakwasy. Nie umrę. Nie mam czasu na umieranie, a to dlatego, że mam zbytnio napięty grafik. No na przykład... treningi i bycie tym złym chcącym ukatrupić tych dobrych. Wliczając w to oczywiści naukę i takie tam moje genialne pomysły. Spokój. Bo zaraz wybuchnę śmiechem. Gdy tak biegłem zamyślony przede mną wyrosła jakby spod ziemi sama Chloe.

-Po co biegasz? I tak przegrasz.-Wariatka myśli, że mnie zdemotywuje. Co za bezczelność. Zatrzymałem się obok niej zasapany i spocony tak, że tym potem można, by napoić całą Afrykę. Wsparłem się rękoma na kolanach i zacząłem.

-Chloe... szpital psychiatryczny jest... kilka ulic... stąd.-Do mojej wypowiedzi pozwoliłem dorzucić sobie łobuzerski uśmieszek. Po woli odzyskiwałem dech w piersi. A myślałem, że odwalę kitę na tym stadionie.-A tak po za tym. Co ty tu robisz?-Wyprostowałem się opierając dłonie po bokach ciała.

-Hmm. Niech pomyślę.-Niech ona nie żartuje, bo tu umrę. Nie. Nic nie powiem. Niech się wykaże inteligencją.-Popatrzeć sobie jak grupa przystojniaków haruje jak woły super przy tym wyglądając. W tym ty Eman.-Czy ona ze mną flirtuje? Nie możliwe. Ona jest na mnie za głupia.-Fajna bransoletka.-Ewidentnie oszalała lub... jest zakochana... we mnie. Katastrofa, a wręcz apokalipsa. Trener odgwizdał przerwę, więc poszedłem usiąść na ławkę w cieniu. Słońce grzeje jak kotły w piekle. Za mną podreptała córka burmistrza, która usiadła obok mnie.-Może... gdy już skończycie trening wybrali byśmy się...

-Nie.-Przerwałem, bo nie chcę dostać migreny od jej głosu, a już jestem padnięty.-Umówiłem się z kimś innym .-Energia zawsze się znajdzie na spotkanie z kimś z kim chce się spotkać.-Po za tym ty i ja nie pasujemy do siebie. Ja jestem ten inteligentny, ty to ta... Nic do ciebie nie czuję Chloe. Niestety dla ciebie, a dla mnie stety.-Oczy dziewczyny zeszkliły się, a następnie popłakała się. Pstryknęła palcami, a jej wierna służąca Sabrina podeszła do mnie zasadzając mi z liścia.

-Dlaczego zawsze każdy musi mi dawać kosza?-Zapytała się blondynka swojej rudowłosej służki. Nie usłyszałem odpowiedzi, ale trener odgwizdał, że koniec przerwy. Wróciłem na bieżnię rozciągając się i następnie biegnąc. Jeszcze trochę i do domu wrócę na czworaka, lub czołgając się, a muszę jeszcze się odświeżyć przed spotkaniem z Rose. Jest bardzo w moim typie. Charakter jest. Słodkość od niej bijąca również jest. Czy jest coś co może pójść nie tak? Jest, ale ciii...  

Fabuła w życiu, miłości i w boju||MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz