9. Tornado dobrych wiadomości

68 4 0
                                    

Emanuel POV

Gdy wszedłem do domu, w którym od wejścia było czuć zapach smażonego mięsa. Czyżby tato coś pichcił? Na pewno.

-Wróciłem!-dałem o sobie znać. Poszedłem do kuchni. Tata stał przy patelni prosząc o jedną chwilę. Jako dobry syn dałem mu ją, aż w końcu powiedziałem-Dostałem się do drużyny.-Tata wpadł w euforię. Przytulił mnie i zaczął mi gratulować.

-Wiedziałem, że się dostaniesz. Czyli od jutra treningi?-Kiwnąłem głową podchodząc do lodówki, z której wyjąłem masło i pomidora. Przy okazji jabłko. Muszę się zdrowo odżywiać, by zachować kondycję i sylwetkę.

-Jutro wrócę późnym popołudniem. Po treningu idę ze znajomymi na miasto.-W kuchni była tak dobra atmosfera, że dziwę się, że okna nie popękały od jej nadmiaru w pomieszczeniu.-A jak minął twój dzień tato?-Usiadłem przy stole krojąc sobie pomidora na kanapkę. Dawno nie robiłem jakiejś rozpierduchy w Paryżu jak Narrator. Tym się później pomartwię.

-Dostałem pracę. W piekarni. Obok twojej szkoły.-Zaklaskałem. Dostał pracę, więc cieszę się. A jest z czego.-Zaczynam od jutra. Mam się tam stawić na ósmą. To prawda, że chodzisz do klasy z tym modelem... no... tym z okładek... Adam Adres czy jak mu tam.-Przekręcił imię i nazwisko. Brawo on.

-Prawda. Ale nie Adam Adres, a Adrien Agrest.-Jest Czarnym Kotem ratującym Paryż od zła wraz z Biedronką.-Nie jest snobem. Wręcz przeciwnie. Jest miły i uprzejmy.-Zacząłem jeść. Wtem do głowy przyszedł mi szatański plan, ale o nim później, bo czasu brak. Gdy skończyłem posiłkiem pożegnałem się z tatą i poszedłem się wykąpać, a po tym spać.

***

Rano z tatą przeszedłem się, bo idziemy w tym samym kierunku. Pożyczyłem mu szczęścia, a tata wszedł do piekarki, a ja poszedłem do szkoły, by rozpocząć kolejny dzień w szkole zwany wtorkiem. Dałbym sobie rękę urwać, że Chloe się do mnie nie odzywa,a nawet nie zbliża. Boi się mnie. Już wiem. Chloe gada coś ze swoją służącą.

-Boisz się mnie?-Dziewczyna pokuśtykała przerażona za swój mózg. Rudy i w okularach. Drobny. Zaśmiałem się.-Czyli tak.Dalej myślisz, że jestem Narratorem? Najpierw znajdź dowody, a później... oskarżaj.-Poszedłem w swoją stronę planując mój plan z piekła rodem dosłownie. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.-Ciekawe gdzie Marinette? A no tak. Spóźni się jak zwykle.-Poczułem jak ktoś stuka mnie w ramię. Była to Rose. Niska drobna miła blondyneczka, która przy swojej emo przyjaciółce wyglądała jak krasnoludek z cukierkolandi.

-Cześć. Podpiszesz się pod petycją o wzmocnienie ochrony Paryża z powodu ataków Narratora?-No pięknie. Muszę się podpisać pod petycją przeciw samemu sobie. To tak jakby odpalić na sobie pas Rashida. No cóż lepiej się podpiszę, by mieć święty spokój od oskarżeń Chloe. Zaczęły się lekcje, a Marinette się nie zjawiała. Jak się później okazało jest przeziębiona na amen. Ojoj. Czyli Biedronka się nie zjawi na pomoc Paryżowi. Koteł będzie musiał sam sobie radzić. Na ostatniej lekcji mieliśmy historię z panem Jeanem le La. Fajny gość. Dużo tłumaczy. Jest ostry, ale rzadko. Częściej jest miły. Nienawidzi Chloe, więc bierze ją do odpowiedzi co lekcję byle, by miała pałę w dzienniku. Jest zarąbisty. Po tym jak zadzwonił ostatni dzwonek wszyscy wyszli z klasy. Ja pojechałem na stadion na trening, a Adrien poszedł dać Marinette lekcje i takie tam. Ciekawe kiedy ją ukatrupię?

Fabuła w życiu, miłości i w boju||MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz