20. Dziwne losu koleje

46 3 0
                                    

Nathaniel POV

W sobotni poranek obudziłem się z bólem karku. Skutki rysowania po nocach za miast spania. Na podłodze obok łóżka leżał szkicownik, a na jednej z jego stron widniał rysunek przedstawiający Marinette pośród rajskiego ogrodu pełnego przepięknych kwiatów. Pięknych tak jak ona, lecz ja muszę o niej zapomnieć. Zerknąłem na zegarek w telefonie, który wskazywał ósmą. Chwilę jeszcze poleżałem, gdy zrozumiałem, że już nie zasnę, więc wstałem i założyłem spodnie, by następnie zebrać szkicownik i ołówek z podłogi. Z gotowym sprzętem usiadłem przy biurku i rysowałem. Cały czas myślałem o różnych sprawach. Między innymi o Marinette i o tym, że chodzi z Agrestem oraz o Narratorze, Władcy Ciem, który już nie atakuje. Na kartce ołówkiem HB powstawały kolejne linie układające się w postać dziewczyny i chłopaka stojących na ślubnym kobiercu. Parą młodą byli Adrien i Marinette. Po policzkach spływać zaczęły słone łzy. Ukryłem twarz w dłoniach. Błagam. Pomocy. Niech ktoś mi pomoże. Niech mnie ktoś przytuli. Chcę o niej zapomnieć. I jej pięknych oczach. O jej uśmiechu i melodyjnym głosie. I tej gapowatości jako Mari, ale odwadze jako Biedronka. Chwyciłem za telefon i zacząłem przeglądać kontakty do moich znajomych. Adrien. Nie! Marinette. Nie. Alix. Można spróbować, ale nie. Emanuel? Tak. Wybrałem numer atlety z listy i zadzwoniłem. Jeżeli śpi to go obudzę. Przeczekałem pięć sygnałów czekając, aż odbierze, ale nie odebrał. Cholera. Wstałem od biurka i poszedłem do kuchni zrobić śniadanie. Rodzice wyszli do pracy, więc chata wolna. Tata jest hydraulikiem, a mama ekspedientką w sklepie. Mój wybór padł na płatki kukurydziane. Przygotowałem posiłek i usiadłem w salonie. Akurat wtedy zadzwonił mój telefon. O mało nie upuszczając miski odebrałem. Po drugiej stronie była Alix.

-Hej Nath. Tak sobie myślałam, że ładny dziś dzień, więc może spotkamy się w parku?-Alix jest najbardziej bezpośrednia i żywa ze wszystkich ludzi jakich znam. Zgodziłem się na spotkanie, które umówiliśmy na samo południe przy bramie głównej. Rozłączyłem się i zacząłem jeść swój posiłek, a gdy skończyłem poszedłem doprowadzić siebie i łóżko do ładu. Mówi się, że artyści to straszni bałaganiarze i jest to prawda. Muszę tu w końcu posprzątać. Zasłałem łóżko i założyłem fioletową koszulkę na ramiączkach i bluzę z kapturem. Przejrzałem się w lustrze czy nie wyglądam zbyt wyzywająco. Było ok. Włosy ułożyłem w moją klasyczną fryzurę z grzywką zakrywającą lewe oko. Szkicownik włożyłem do torby wraz z paroma ołówkami innych grubości, gumką myszką i temperówką. Chociaż do spotkania mam jeszcze parę godzin postanowiłem wyjść wcześniej i sobie porysować. Zostawiłem rodzicom kartkę, że wyszedłem. Wyszedłem i zakluczyłem drzwi. Poszedłem do parku, a tam usiadłem na ławce i wyjmując ołówek i szkicownik postanowiłem narysować Alix i jej zakumizowaną wersję Czasołamaczkę. Rysując czuję szczęście, ale może i ono nieść smutek. Rysując znowu moje myśli zeszły na temat Marinette. Po policzku spłynęła jedna jedyna łza. Wpatrzony w kartkę nie zauważyłem zbliżającej się do mnie dziewczyny o różowych włosach. Z tego dziwnego transu wybudziło mnie dopiero szturchnięcie w ramię.

-Cześć Alix.-Spojrzałem jeszcze raz na kartkę i zarumieniłem się.-To nie tak jak myślisz.

-Możemy... pogadać?-Usiadła obok mnie. Zamknąłem szkicownik i schowałem go do torby wraz z ołówkiem.-Ja nie wiem od czego zacząć, bo jest to bardziej skomplikowane niż sobie myślisz.-Wzrok dziewczyny wciąż uciekał od mojej osoby. Sprawiała wrażenie jakby cała pewność siebie z niej uleciała.-Ja... myślę o tobie... no, bo...-A niech mnie piorun.-...się ja w tobie...-Jednak cuda się zdarzają.-zakochałam.-W tamtej chwili nie wiedziałem co powiedzieć. Zdziwienie mieszało się z zakłopotaniem. Nie wiedziałem co powiedzieć. U Mari nie mam szans, ale nic nie czuję do Alix.-Wiem, że to dziwne. Ja zakochana w typie artysty, ale wolę miłego, uroczego artystę niż głupiego mięśniaka, który ma więcej mięśni niż mózgu. Ale ty jesteś... zakochany w Marinette.-Jej głos zaczął się łamać. Opuściła wzrok wbijając spojrzenie w ziemię.

-Alix.-Zacząłem nie pewnie.-Daj mi czas na zastanowienie, a teraz może się przejdziemy i porozmawiamy.-Podałem jej chusteczkę, w którą wytarła oczy i wydmuchała nos. Wygląda ładnie kiedy nie ma włączonego trybu o nazwie "chłopczyca".  O mój Boże. Alex* ma taki ładny uśmiech... i oczy... jak Mari. Nie. Koniec z Marinette. Koniec i już.-Chodź. Co powiesz na Luwr? Spokojnie nie będę przynudzał jak przewodnicy. Po prostu jest to moje ulubione miejsce w Paryżu. A ty masz jakieś ulubione miejsce?-Zapytałem przewieszając torbę przez ramię i wstając.

-Pola Elizejskie, a do Luwru chętnie pójdę, bo nigdy nie byłam.-Zatkało mnie.

-Alix. Mieszkać w Paryżu i nie być w Luwrze to tak jakby być w Krakowie i nie nawdychać się smogu.-Moja towarzyszka zachichotała stając obok mnie. Ruszyliśmy w stronę Paryskiego muzeum, gdzie miło spędziliśmy dzień. Chyba się zakochuję. Alix po mimo, że jest dziewczyną z charakterem to jest jeszcze dziewczyną dobrą i bądź co bądź na swój sposób wrażliwą.

Kiedy wróciłem do domu i zabrałem się do rysowania wiedziałem już, że zakochałem się w Alix Kubdel. Jutro wysprzątam pokój i zniszczę wszystko co związane z Marinette w nim.

--------------------------------------------------------------------------------------

Alex* to pełna forma imienia Alix, a Alix to zdrobnienie od Alek w języku francuskim.

Przepraszam za tak dużą przerwę i za ten ship, ale nie mogłem się powstrzymać.  Dlaczego tak długo? Bo wena imprezowała, a jeszcze później miała kaca i odsypiała. Do następnego rozdziału.



Fabuła w życiu, miłości i w boju||MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz