Czarny kot POV
Gdy dotarliśmy na górę zakumizowany nie był już zakumizowany i jakiś paryżanin nie wiedział co ma zrobić ze sobą. Pan Adres wydał z siebie dźwięk do warkotu zwierzęcia, aby w końcu strzelić face palma.
-Gdzie Narrator?-Przerażony człowiek wskazał w kierunku dźwigów budowlanych po czym zemdlał. Spojrzałem na zegarek w kicikiju i zaniemówiłem, bo były dwie godziny do północy. Jakim cudem ten czas tak pędzi.
-Musimy się spieszyć.-Zacząłem. Wszystkie te zdarzenia z dzisiaj zablokowały u mnie funkcję idiota, ale ne na długo.-Nabierzemy mu jego miraculum choć bym miał mu łapy połamać.-Mój ojciec spojrzał na mnie z dumą. O co mu chodzi? Mniejsza.-Dotarcie gdzieś tam zajmie około pół godziny. Lecimy!-Mój ojciec do przemieszczenia użył motyli, ja kicikija, Mari swojego jojo, a Ognisty Lis fletu. Im bliżej byliśmy tym mocniejszy stawał się smród siarki piekący oczy. Gdy dotarliśmy na budowę. zaatakowały nas bestie podobne do upiorów i demonów. Szły na hita, ale było ich wiele. Narrator stał na szczycie wysokiego dźwigu obserwując wszystko z góry. Gdy fala została wykończona ten dalej coś wysłał. Był to... człowiek o czerwonych oczach, a jego wygląd przywodził lęki wszystkich ludzi na ziemi.
-Imię me Berial.-Cholera. Wystrzelił w nas wiązkę ognia. Nie zła sztuczka.
-Szczęśliwy traf!-Czary mojej pani spowodowały pojawienie się butelki wody święconej.-Czarny Kocie! Ty zajmij się Emanuelem, a ja z resztą spróbują coś zdziałać. Skłoniłem się lekko i wdrapałem się w kocim stylu na szczyt dźwigu. Tam zastałem Emanuela leżącego na zimnym metalu i płaczącego.
-Zabij mnie. Nie panuję nad tym!-W moim kierunku pomknęła fala powietrza, którą przeskoczyłem.
-To czemu po prostu nie zdejmiesz swojego miraculum?-Oburzony chłopak gwałtownie wstał z obłędną radością w oczach. Znowu mu odwala.-Kotaklizm!-Zniszczę jego miraculum. Kątem oka spojrzałem w dół gdzie rozgrywała się walka z Berialem. Postanowiłem spróbować użyć swojej mocy do zniszczenia magicznego przedmiotu, ale skończyło się na staraniach i dobrych chęciach, ponieważ atleta zdjął marynatkę i owinął ją wokół mojej prawej ręki przez co zniszczyłem strój. Cholerny idiota! Zaczęło padać. Przeciwnik zdjął okulary przeciw słoneczne i rzucił je w dół. Zaatakowałem pierwszy, ale ten odparował mój cios paroma ruchami. A myślałem, że Ilustrachor był obłąkany i potężny. Błąd. Muszę załatwić go na amen. Wezmę go na wytrzymałość. Zaatakowałem tym razem bardziej znienacka drapiąc pazurami. Już miałem dotknąć miraculum sowy. Dzieliły mnie dosłownie milimetry, ale do puzonu jasnego pokopał mnie prąd przez co zsunąłem się z krawędzi dźwigu, ale zdążyłem się tej samej krawędzi złapać. Narrator podszedł do mnie i nadepnął na moje palce. W tym akurat momencie na dźwigu pojawiła się reszta przyjaciół i mój ojciec.
-Mamy sposób na ciebie.-Wskoczyłem do reszty i zdziwiony zapytałem się o czym mówi moja pani. Wtedy zauważyłem Agnes.
-Zostaw to mnie.-Dziewczyna podeszła pewnym krokiem do swojego chłopaka, który wziął na nią zamach, lecz ona zrobiła unik wykręcając mu rękę.-To ja. Agnes. Emanuel. Skarbie.-To było wzruszające nawet po mimo tej brutalności.-Ocknij się. Jestem przy tobie. Oczy Emanuela Wina rozbłysły na żółto. Była północ. Będzie ostro. Chłopak upadł na zimny metal. Wyglądał jakby miał jakiś atak. Wtem z jego bransoletki, która była miraculum wyłoniła się nie zbyt wyraźna postać człowieka otoczonego złotą poświatą i był on coraz wyraźniejszy. Gdy jego wygląd dało się już dojrzeć na jego twarzy zagościł chytry uśmiech.
-Już po nim. Jestem Wright.-Kto? Nie łapię.-Byłem kwami miraculum sowy.-Jego głos był wysoki i melodyjny. Istota miała na nosie druciane okulary i ogólne był ubrany dość dobrze.
-Zostaw go w spokoju.-Agnes chciała rzucić się na kwami, ale jej pięści nie wyrządziły mu żadnej krzywdy. Ten zaś odepchnął ją od siebie mocą.
-Gdy Emanuel Win zginie ja wygram i będę mógł zająć prawowite miejsce w panteonie bogów.-Kolejny wariat proszę państwa.
-Nie uda ci się.-Mój ojciec wysłał w kierunku wroga czystą akumę. Wright nie zdążył jakkolwiek zareagować i akuma wleciała w niego. Wtedy Emanuel wydał z siebie pełen bólu i cierpienia wrzask, a Wright stał się wyraźniejszy.-Marinette. Użyj mocy oczyszczania akum bezpośrednio na tym czymś.-Biedronka kiwnęła głową i zaczęła.
-To już koniec twych rządów mroczne kwami.-Przesunęła palcem wzdłuż jojo. Zerknąłem sobie na pierścień na którym zamrygała właśnie ostatnia poduszeczka, a ja wróciłem do ludzkiej formy.-Pora wypędzić złe moce!-Jojo pomknęło w kierunku Wrighta, który zrobił unik. Lecz. Parę rzutów dalej jojo trafiło w serce i obłąkane kwami zostało dosłownie wessane do środka po czym z wnętrza joja wyleciał biały motyl, który wleciał w laskę Władcy Ciem. Emanuel wrócił do ludzkiej postaci. Był nie przytomny. Zdjąłem jego bransoletkę. Motyle Władcy Ciem podleciały pod ciało Emana i sprowadziły go na dół. Biedronka i ja w jej ramionach również znaleźliśmy się na dole, a za nami reszta. Każdy wrócił do postaci człowieka. Państwo Kurtzberg, rodzice Marinette, policja i karetka przyjechali po paru minutach.
-Mari, Nath.- Zacząłem podchodząc do dziewczyny i kumpla.-Myślę, że to odpowiedni moment.-Wystawiłem pięść do żółwika.
-Zaliczone!-Powiedzieliśmy wesoło przybijając sobie żółwika. Następnie wszyscy się rozeszliśmy lub rozjechaliśmy do swoich domów. Emanuel trafił do szpitala z silnie wycieńczony. Wiemy, że będzie dobrze. Musi być.
CZYTASZ
Fabuła w życiu, miłości i w boju||Miraculum
FanfictionW Paryżu pojawia się nowy złoczyńca. Narrator. Czy Biedronka i Czarny Kot dadzą mu radę?