Trzęsłam się z przerażenia i ze strachu, niczym opętana w silnych objęciach Marka, który spał tuż za moimi plecami bardzo spokojnie, co potwierdzał jego cichy oddech przy moim uchu. Nie zdawał sobie nawet najmniejszej sprawy z tego, co właśnie rozgrywało się w mojej głowie. Przed moimi oczami przewijały się sceny z koszmaru, zwłaszcza te, gdy Iskander podejmował próbę walki z duchem.
Ściskałam w swoich ramionach mocno poduszkę i wciskałam w nią moją mokrą od słonych łez twarz, usiłując zagłuszyć moją rozpacz, której nie umiałam zamknąć w sobie. Wyłam cicho w jej materiał, czując jak coraz mocniej lepi się do mojej skóry. Im dłużej i więcej wypływało ze mnie łez, tym bardziej miałam wrażenie, że się duszę, tak jakby na mojej szyi zaciskał się coraz ciaśniej sznur. Z kolei ciało zapadało się głębiej w miękki materac, jakby ważyło tonę lub nawet dwie. Czułam tak nieznośny ból, tak jakby Axcer przebił mi serce mieczem Iskandera na wylot. Miałam wrażenie, że się wykrwawiam i spadam coraz niżej, w pustkę. Od tak ogromnej ilości łez, zaczynałam czuć się jakbym zbyt wiele wypiła i zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością. Mój wzrok był rozbiegany, a sypialnia rozmazana. Moje ciało, choć schowane pod ciepłą kołdrą i dodatkowo skryte w ramionach Marka, było niczym lód. Skulona trzęsłam się z zimna, jakbym tonęła w oceanie. Z całych pozostałych mi sił, próbowałam wmówić sobie, że prześnił mi się tylko głupi koszmar - bezlitosny wytwór mojej wybujałej wyobraźni, lecz czy da się oszukać swój umysł, skoro on doskonale wie, co miało przed chwilą miejsce?
W pewnej chwili, poczułam jak białowłosy delikatnie zaczął rysować kółeczka na mojej nagiej skórze w okolicy prawego boku. Mimo iż jego dotyk był czuły, wyważony i przede wszystkim ciepły, wydawał się być jak mały promyczek w morzu czerni. Marnym detalem, który nie mógł wiele zdziałać. Nie reagowałam, ponieważ potok łez trudno było zatrzymać.
Mark nie widząc żadnej reakcji z mojej strony, przejął się jeszcze bardziej moim stanem i z westchnięciem przysunął swoje ciało bliżej mojego, następnie mocno mnie przytulił. Moje arktycznie zimne ciało oblała fala przyjemnego ciepła. Jego ręce podróżowały po moim, chcąc za wszelką cenę dać mi ukojenie. Nie mówił nic, zwyczajnie był ze mną i pozwalał mi wypłakiwać z siebie emocje. Wiedział, że tak będzie mi lepiej, choć zapewne nie patrzyło mu się dobrze na mój smutek. Byłam mu za to przeogromnie wdzięczna, lecz nie potrafiłam teraz tego okazać. Mój umysł był równocześnie pełny i całkiem pusty. Czułam jakby było w nim tylko zimne powietrze i kamienie, które uderzały jego ściany, co sprawiało, że zaczynałam mieć bóle głowy.
— Nie martw się, proszę. — szepnął do mojego ucha spokojnie, na co zapłakałam. — Wszystko wkrótce się skończy i będzie jak dawniej.
Widząc moją reakcję, która niewątpliwie była przeciwna do tego, czego się spodziewał, zamilknął. Jego ręce rozpoczęły masować kawałek po kawałku moje spięte, napięte jak struna, ciało. Szczególnie skupił się szyi oraz twarzy. Pod wpływem przyjemnego masażu, próbowałam się uspokoić. Brałam głębokie, lecz powolne oddechy, wyciszając i nabierając powietrze. Kilka razy czule pocałował mnie przez włosy w głowę.
Mark widząc, że jestem spokojniejsza niż przedtem, pocałował mnie w policzek i pogłaskał po nim.
— Boli cię głowa? — spytał troskliwie tuż nad moim uchem, próbując spojrzeć na moją twarz. — Pocałować, przytulić i pogłaskać?
Uśmiechnęłam się lekko do siebie i odwróciłam się do niego, zostawiając za sobą mokrą poduszkę. Z tęsknotą wtuliłam się w niego, a w moje nozdrza uderzył znajomy zapach mięty. Ten sam, którym przesiąknięte były wszystkie jakiego ubrania i dokładnie ten sam, który kojarzył mi się ze spokojem i domem.
CZYTASZ
Jak pochować już raz pochowanego? ✏
FantasíaKtóra z nas nie zadużyłaby się aż po uszy w mądrym, przystojnym białowłosym młodym mężczyźnie, który oddałby wszystko za nasze bezpieczeństwo, w dodatku, którego kolekcja książek zajmuje całą ścianę w jego biurze? Mark Cullen nie tolerował bałag...