Rozdział 8

3K 149 9
                                    

Strach ogarnął mój umysł i sparaliżował ciało. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, nawet gdybym chciała ból kończyn był zbyt wyczuwalny. Przeszywające zimno do szpiku kości powodowało falę wstrząsów mym ciałem, którego ni jak nie dało się powstrzymać. Pozostawałam w tej samej pozycji od momentu trafienia do obskurnej celi. Śmierdziała stęchlizną, a w powietrzu wyczuwalny był zapach wilgoci. Mój umysł starał się za wszelką cenę pojąć te dziwne zdarzenia i po prostu je zaakceptować, jednak przychodziło to z trudem. Niemożliwe aby na świecie istniały wilkołaki, jednak jak zaprzeczyć temu co już zobaczyłam? Czułam się bezradna, nie wiedząc gdzie szukać wsparcia i pomocy. Nie miałam żadnej podpory ani koła ratunkowego. Jak zwykle pozostałam zdana sama na siebie. To już nie był pielgrzymczy żywot, a walka o przetrwanie. Samotność dawała się we znaki do tego stopnia, że w akcie bezsilności z oczu zaczęły wypływać słone łzy. Nie mogłam dalej powstrzymywać uczuć udając, że to nic takiego. Nie rozumiałam, dlaczego znalazłam się w lochach. W dodatku czułam się okropnie pod względem fizycznym. Oddychanie było aż nad to męczące i sprawiało dużo bólu. Utraciłam wiele krwi z powodu głębokich ran, a złamana lewa ręka i żebra oraz liczne stłuczenia nie pozwalały na wykonywanie czynności ruchowych. Byłam uziemiona na zimnym i mokrym podłożu. W moim umyśle kłębiło się wiele pytań, jednak z pewnością nie tak wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie od lat z bratem. Nikomu nic nie zrobiłam, niczym nie zawiniłam, a cierpię gorzej niż nie jeden grzesznik. Przez całą noc słyszałam przerażające krzyki mężczyzn i kobiet. Na domiar tego co jakiś czas do moich uszu dochodziło tuż za drzwiami mojej celi szuranie, zapewne ciężkimi łańcuchami. Obijający się o siebie metal przerażał mnie. Nikt nie może nazwać mnie silną kobietą, ponieważ nią nie jestem. Wszelki odgłos stawianych kroków napawał mnie lękiem, że teraz nadeszła moja chwila. Nie zmrużyłam oka ani na chwilę w obawie o własne życie. Byłam bezradna w obliczu oprawców. Nikt nie był w stanie mi pomóc.

~~Kordian~~

Czułem każdy jej ból, smutek i dręczące ją udręki. Mój wilk starał się za wszelką cenę przejąć nade mną kontrolę. Ostatkiem sił starałem się nad nim zapanować. Gdybym tego nie wykonał, za pewne mimo woli nogi pociągnęłyby mnie w stronę lochów, gdzie obecnie przebywała moja przeklęta przeznaczona. Świadomość, iż przebywa w tym samym budynku nie daleko mnie sprawiały, że moje zmysły szalały. Ciężko było mi się skupić na jakichkolwiek czynnościach, nawet jeżeli były one dziecinnie proste. Żałowałem, iż nie zakończyłem jej żywota tam na polanie lub wtedy, gdy nikt nie patrzył. Tak było by najprościej przede wszystkim dla mnie. Od młodych lat byłem nastawiony na posiadanie silnej wilczycy przy swym boku. Rud Litaworów od zawsze słynął z płynącej czystej, wilczej krwi w naszych żyłach. Ojciec przed śmiercią to właśnie we mnie pokładał całe nadzieje na poszerzanie rodowodu. Gdyby teraz dowiedział się o ironii losu jaka mnie spotkała za pewne spróbował by mnie wydziedziczyć za pohańbienie tego co od lat było najważniejszą kwestią. Nawet dziś, gdy z resztą rodziny nie mam za wiele wspólnego nie mógłbym sobie pozwolić na tak okrutną i żałosną słabość. Wcześniej czy później Carmen będzie musiała podzielić los tak wielu nieszczęśników, którzy zginęli z pod mojej ręki.

~~Carmen~~

Obawiałam się momentu w którym to odgłos stawianych kroków ucichnie tuż za drzwiami mojej celi. W głowie pojawiały się najgorsze sceny jakich mogłabym doświadczyć. Nie jestem w stanie określić ile moje nędzne ciało potrafi znieść bólu i zadawanych mu cierpień, mimo to chciałabym przestać czuć. Stać się obojętna w najgorszych momentach i znosić wszystko z pokorą, stoickim spokojem... Sądzę, że jest to więcej niż nie realne. Drzwi otworzyły się z głośnym i przeciągłym skrzypnięciem po to by już po chwili pokazać mi postawnego mężczyznę, którego twarzy nie byłam w stanie dostrzec z powodu światła tuż za nim które dawała żarówka. Nie odezwał się słowem, jedyne co wykonał, to podejście do mnie tylko po to by szarpnąć mym ciałem w górę. W tym samym momencie poczułam jak zastygłe ciało od kilku godzin daje o sobie znać. Przeszył mnie niewyobrażalny ból, który spowodował, że na chwilę przyćmił mi on widoczność. Rzeczywistość była brutalna i nie miałam pojęcia jak mogłabym się z nią uporać. Nie miałam za wiele siły, jednak mój obronny instynkt nie zamilknął. To spowodowało, że zaczęłam się wyrywać w miarę możliwości, krzycząc aby mnie puścił.
-Przestań suko! Czas abyś zrozumiała kto tu rządzi!- ochrypły głos brzmiał wręcz przerażająco. Tak bardzo nie chciałam skapitulować, pomimo tego jak bardzo napawali mnie lękiem. Nie zamierzałam z nimi współpracować i gdy ten rozkazał mi iść tuż za nim, nie wykonałam jego polecenia. W efekcie zostałam powłóczona do równie nie przyjemnej sali jak moja cela. Na jej środku stało jedynie drewniane krzesło z wiązaniami. Już wiedziałam kto najprawdopodobniej na nim zasiądzie. Pomimo czasu jaki już udało mi się tu spędzić, nie mam bladego pojęcia dlaczego znalazłam się akurat tutaj i do czego jestem im potrzebna, a w szczególności co ja im zrobiłam? Nie sądzę abym zawiniła czymkolwiek, a jeżeli tak się stało chciałabym dostać jakiekolwiek wyjaśnienia w tej sprawie.
Zostałam pchnięta w stronę wspomnianego już siedzenia.
-Siadaj!- donośny baryton głosu rozszedł się tępym echem po ścianach.
-Co ja wam zrobiłam?! Po co to wszystko?!- krzyczałam, próbując się wyswobodzić.
-Lepiej nie nadużywaj mojej cierpliwości nędzna pijawko.- warkot z gardła mężczyzny na chwilę mnie uciszył. Jednak nie trwało to długo, ponieważ nie mogłam się poddać i ponownie zostać szmacianą lalką do poniżania za nic. Chęć walki i zawziętość której do tej pory nie doświadczyłam w nadmiernej ilości sprawiły że zszokowało to równie mnie jak i samego oprawcę.
-Mówili mi, że zostać dotkliwie pobita, pozostawiona w zamknięciu na dobę bez picia i jedzenia. Więc jakim cudem w tobie tyle energii?! – poczułam mocne uderzenie na lewym policzku, przez co moja głowa automatycznie poszła w bok.
-Błąd. Ktoś cię wprowadził w błąd. Wcale nie przebywałam tam tak długo.- uśmiechnęłam się pod nosem, lecz szybko tego pożałowałam. Już po chwili poczułam jak nogi się pode mną uginają z powodu pięści jaka została wycelowana w moje żebra i twarz. Bez dalszego sprzeciwu zajęłam wyznaczone miejsce, nieświadomie podstawiając kończyny tak by można było je zapiąć do krzesła.
Gdy jednak uświadomiłam sobie w jak dramatycznej znajduję się sytuacji było po prostu za późno. Pociągnęłam kilkakrotnie za więzy, jednak one nie puszczały. Były mocno związane czego efektem były otarcia na nadgarstka i kostkach u nóg.
-Wiesz dlaczego tu jesteś?!- Krzyk jaki wydobywał się z gardła tego mężczyzny ranił moje uszy.
-Nie mam pojęcia.- załkałam cicho bojąc się fali kolejnego bólu.
-Za każdą złą odpowiedź spotka cię kara, jednak każda kolejna będzie gorsza od poprzedniej. Niestety maleńka, ale ta ... była błędna.- usłyszałam nienormalny śmiech, który spowodował u mnie kolejną falę płaczu. Byłam przerażona z sytuacji w której się znalazłam.
Mężczyzna podszedł do stojącej nieopodal metalowej szafki. Z jednej z szuflad wyjął nóż, który nawet z tej perspektywy wyglądał na dobrze zaostrzony. Wolnymi krokami zbliżał się do mnie, na co moje ciało zareagowało lekkimi drgawkami spowodowanymi nieprzeniknionym strachem.
-Spokojnie skarbie... to pierwsza kara. Nie powinno mocno zaboleć.- Ostatnią część zdania wyszeptał prosto w moje ucho. Zanosiłam się płaczem nieustannie, jednak gdy poczułam wbijane ostrze w moje udo nawet oddech zastygł w głębi mnie. Popatrzyłam w stronę miejsca bólu i moim oczom ukazał się nóź wbity po sam koniec w udo po którym płynęła świeża krew. Każde, nawet najmniejsze ruszenie nogą powodowało cierpienie.
-A więc... wiesz dlaczego się tu znajdujesz?- stanął naprzeciw mnie z założonymi rękami.

-Nie mam pojęcia. Ja nawet nie chcę tu być!- krzyczałam zrozpaczona, na co mężczyzna wzruszył rękoma i zbliżył się w moim kierunku.
-Kara numer dwa.
Po tych słowach chwycił za nóż i poruszał nim zamaszyście poszerzając ranę.

~~~Kordian~~

Nie mogłem wytrzymać. Zapanowanie nad wilkiem okazało się zbyt trudne w sytuacji gdy chodziło o więź mate. Gdy żyłem sam było o wiele prościej. Ciche marudzenie ze strony mojego drugiego wcielenia na temat braku przeznaczonej i jego samotności nie były tak dobijające jak walczenie z nim wewnątrz siebie o los znalezionej kobiety. Gdybym tylko mógł, najchętniej zabiłbym tą nastolatkę już dawno. Nie nadaje się na miano mojej partnerki. Potrzebuję silnej i niezależnej wilczycy, a nie hańbiącego człowieka. Właśnie kończyłem uzupełnianie dokumentów które miałem przesłać w najbliższym czasie do pobliskiej watahy, gdy niespodziewanie mój wilk zawył w głębi mnie otumaniając mnie na krotką chwilę. Była jednak ona wystarczająco długa by mógł on zawładnąć moim umysłem. Byłem wściekły, jednak gdy poczułem ból w sercu, a następnie ścisk w płucach co odebrało mi tchu, zrozumiałem kto jest tego powodem. Moja niczego warta mate była na skraju życia. Gdybym nie był powstrzymywany przez wilka za pewne pozwoliłbym jej umrzeć w oddali ode mnie. Jednak wola kudłatego stworzenia była inna. Zapragnął on zobaczyć i sprawdzić co jest powodem jej złego samopoczucia. Wstałem ociężale ze skórzanego fotela i mozolnie udałem się w stronę lochów, które znajdowały się w podziemiach domu głównego i ciągły się jeszcze długo po za budynkiem.
Gdy stalowe drzwi zamknęły się za mną z hukiem, oddzielając mnie od domu głównego, poczułem piękną woń, która opatuliła me zmysły. Przez chwilę zapomniałem o wszystkim, zatracając się w delikatnie aksamitnym zapachu. Prowadził mnie on aż pod same drzwi za którymi znajdowała się dobrze mi znana sala tortur. Bez namysłu wszedłem do środka z kąt słychać było donośne krzyki. Momentalnie dostrzegłem drobne ciało przeznaczonej z którego w dużej mierze sączyła się krew. Jej głowa opadała bezwładnie, a jej przetłuszczone włosy wlepiały się w rany na plecach. Warknąłem przeciągle do delty Glamisa.
-Beto, ta nędzna pijawka nie potrafi pojąć swojej winy. Nie rozumie, że obraziła samego alfę oraz ciebie.- mężczyzna popatrzył wściekle w stronę brunetki, na co zawarczałem ostrzegawczo.
-Jak śmiałeś ją tknąć?! Kto wydał taki rozkaz?!- krzyczałem w szale, nie zwracając uwagi na bycie dyskretnym w sprawie więzi jaka połączyła mnie z bękartowym dzieckiem. Zmiennokształtny widząc mój wyraz twarzy uklęknął przede mną w poddańczym geście.
-A... A...Alfa, panie.- zakpiłem z jego strachu jaki go owładnął. Niby jeden z silniejszych wilkołaków w tym stadzie, a jednak zwykła pluskwa.
-Daruję ci życie jeżeli zawołasz medyka do mojej komnaty i lepiej żeby znalazł się tam za dokładnie 5minut i ani sekundy dłużej, bo inaczej zginiecie oboje.- mruknąłem, odprawiając go ruchem ręki. Powoli podszedłem do bezwładnego ciała dziewczyny. Nie chciałem jej pomagać, jednak byłem świadom, że jeżeli ona zginie również i moje życie będzie zagrożone. Niestety, nie mogłem sobie pozwolić na odebranie mi pozycji bety. Przykucnąłem naprzeciw niej i wypuściłem powietrze z płuc. Uchwyciłem jej twarz w swoje duże dłonie i uniosłem jej głowę do góry. Była poobijana i niewyobrażalnie blada. W wielu miejscach znajdowały się rany i zadrapania.
-Jesteś moją nędzną słabością.- wyszeptałem, po czym zacząłem odplątowywać ją z więzów.


___________________________________________________________


Witajcie !

Wracam do was po dłuższej niż zwykle przerwie z nowym rozdziałem, w którym co prawda nie dzieje się wiele. Jednak chodziło mi bardziej o przedstawienie uczuć dwójki bohaterów co  będzie miało ogromny wpływ na kolejne części. 

Również w najbliższym czasie mam zamiar poprawić i lekko zmodyfikować dwa wcześniejsze rozdziały ( rozdział 6 i 7), ale o wszelkich zmianach będę was na bieżąco informować. 

Liczę na wasze komentarze i gwiazdki co bardzo motywuje.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

OddalonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz