"Rozdział 29"

1.5K 46 10
                                    

       Koniecznie zobacz notkę pod rozdziałem! UWAGA: Rozdział dodatkowy!
________________________________________________________________________


     Dwójka osób tak odmiennych od siebie, a mimo to wciąż nie potrafiących żyć osobno. Byli ciekawi siebie na wzajem, lecz żadne nie chciało wykonać pierwszego kroku... więc czekali w ciszy przyglądając się swoim powolnym ruchom ciała wzajemnie. Uczucie namiętności wisiało ciężko w powietrzu, a pełen wzrok pożądania nie dawał wytchnienia podnosząc jedynie temperaturę w pomieszczeniu. Oboje czuli to narastające napięcie, lecz czekali z coraz to mniejszą dozą cierpliwości.   Ani jedno  nie zamierzało odpuścić czekając na ten jeden gest zachęcający do działania....

       On dotykający jej odkrytego uda sunąc powoli do góry. Ona dotykająca jego gorącego torsu wędrując dłonią powoli coraz to niżej. Oczy wpatrzone w siebie. Podniesione tętno i przyśpieszony oddech dodający nutki namiętności. 
-Dziś będziesz moja...


      Kordian nie wiedział co powiedzieć, gdy usłyszał ten przepełniony bólem głos jego wybranki, która dodatkowo pragnęła być z dala od niego. Ta świadomość niszczyła go od środka.  Jego wilk zaczął wyrywać się w nim, chcąc  za wszelką cenę przejąć kontrolę.   Mężczyzna jednak zachował ostatki zimnej krwi i nie zdołał się zdominować przez swe drugie wcielenie. Jednakże walka z drugim wcieleniem nie ułatwiała zadania. Litavor chciał krzyczeć z bezsilności jaka w nim narastała, ale wiedział jak bardzo  musiał zachować ostatki ogłady by nie wystraszyć tej małej istoty patrzącej na niego ze strachem w oczach. 
-Wiesz, że to nie takie proste? Jeżeli wrócisz, nie będziesz tam bezpieczna.- głos Litavora był ochrypły i twardy.
-Tu również nie jestem. To nie jest mój dom. Jestem wrogiem dla każdego, nawet dla samej siebie.- dziewczyna podniosła pełne łez oczy wprost na mężczyznę przed sobą.
-Obiecałaś dać temu wszystkiemu szansę. Dla nikogo to nie jest łatwa sytuacja. Każdy potrzebuje czasu.- Kordian delikatnie i powoli przybliżył swoją rękę w stronę dłoni nastolatki, lekko muskając swym dotykiem delikatną skórę Carmen. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła pod wpływem jego dotyku, lecz nie odsunęła się. Pozwoliła mężczyźnie na to by oplótł jej drobną dłoń w swojej. Gdy to uczynił spojrzeli głęboko w swe oczu nie mogąc oderwać wzroku, wpatrując  się w siebie niczym zahipnotyzowani. W jednej chwili zapomnieli o dyskusji, którą prowadzili jeszcze minutę temu. Nic dookoła nie miało znaczenia. Po raz pierwszy spojrzeli na siebie z tej perspektywy, która była dla obojga czymś zupełnie nowym, a jednocześnie wyjątkowym.
Nagły błysk błyskawicy, a następnie grzmot spowodował, że para gwałtownie odsunęła się od siebie. Dziewczyna szybko spojrzała w stronę odsłoniętego okna i gdy ponownie niebo przeszyła kolejna błyskawica, nie myśląc zbyt wiele zakryła się cała puchową kołdrą zwijając się w kłębek, zamykając oczy i zatykając uszy rękoma.
Kordian widząc reakcję swojej mate na burzę, zaśmiał się ironicznie pod nosem kręcąc lekko głową na boki w niedowierzaniu na to jak bardzo strachliwą osobę przyznał mu księżyc. Nie chciał jednak zostawiać jej samej w ciemnym pokoju, dlatego też zaświecił małą lampkę nocną na szafce obok łóżka od strony Carmen, a następnie obszedł łóżku chwytając za skrawek kołdry jednocześnie podnosząc ją do góry wślizgując się pod nią tuż obok przestraszonej dziewczyny.
-To nic takiego, to tylko burza.- wyszeptał nie chcąc wystraszyć bardziej nastolatki.
-Raczej aż burza.- mruknęła z niezadowoleniem. Podskoczyła z cichym piskiem gdy ciszę ponownie przeciął grzmot.
-Shh... tu jesteś bezpieczna. Zostać z tobą?- Kordian przyłożył swoją dłoń do włosów brunetki lekko je głaszcząc.
-Tak... zostań ze mną, proszę.- wychrypiała płaczliwie.

~~Carmen~~

        Od dziecka bałam się burz. Jest w nich coś co przeraża mnie za każdym razem gdy tylko się pojawi. Choć wiem, że w domu jestem bezpieczna i nic mi się nie stanie, wciąż za każdym razem czuję okropny strach, lecz nie wynika on ze zwykłego niebezpieczeństwa tym zjawiskiem atmosferycznym, a bardziej tym co może wyjść z czeluści otchłani właśnie podczas burzy. Gdy byłam małą dziewczynką, ojciec za każdym razem gdy nie mogłam zasnąć podczas grzmotów i błyskawic opowiadał mi przerażające historie stworzeń wyłaniających się z ciemności Tartaru zwyczajnym śmiertelnikom. Teraz gdy dorosłam i na swojej drodze potwierdziły się opowieści o wilkołakach, nie mogę wykluczyć również innych tych strasznych historii.
-Carmen? - jego ochrypły głos sprawił, że mimowolnie otworzyłam powoli powieki spoglądając na jego idealną twarz. Gdy nasz wzrok skrzyżował się, poczułam ogarniający mnie spokój. Za każdym razem gdy jestem w pobliżu niego, moje emocje wariują jak gdyby wszystkie na raz chciały się ukazać. Mimo to w mojej pamięci wciąż tkwią wydarzenia o których ciężko zapomnieć, w szczególności w snach.
- Co powiesz na ciepłą czekoladę?- przez chwilę sądziłam, że się przesłyszałam, więc najzwyczajniej nie zareagowałam na jego pytanie. Jednak po jego minie ewidentnie oczekującej mojej odpowiedzi, przytaknęłam ruchem głowy. Liczyłam w tym momencie na pojawienie się uśmiechu u Kordiana, lecz ten nie zagościł ani na chwilę. Beta zamaszystym ruchem odkrył nas z pod puchowej kołdry, a odgłosy ulewy dotarły do mnie ze zdwojoną siłą. Usiadłam na łóżku zamykając oczy chcąc pozbierać na szybko myśli.
-Idziesz?- otwarłam powieki, a Litavor stał przede mną z wyciągniętą w moim kierunku ręką. Przez kilka sekund wpatrywałam się w nią nie robiąc kompletnie nic, czując jednak zniecierpliwienie Kordiana powoli zbliżyłam swoją małą dłoń w stronę jego, którą momentalnie zacisnął gdy tylko dotknęliśmy się. W miejscu złączenia naszych ciał poczułam przyjemne uczucie, jak gdyby pozytywna energia zaczęła przepływać w owym miejscu powodując miłe uczucie w postaci "iskierek". On również musiał to zauważyć gdyż popatrzył na nasze złączone dłonie marszcząc jednocześnie brwi, a następnie spojrzał na mnie. Nie odezwał się ani jednym słowem, odwrócił się na pięcie i pociągnął mnie za sobą prowadząc wprost do przestronnej kuchni.
- Usiądź, a ja przygotuje co trzeba.
Nie chciałam się z nim sprzeczać dlatego posłusznie zajęłam miejsce przy stole mając z tego miejsca idealny widok na wszystko co robił brunet. Jego czarny t-shirt idealnie opinał umięśniony tors, komponując się bardzo dobrze z czarnymi jeansami zapiętymi paskiem ze złotą klamrą.
Nagły błysk za oknem, a następnie grzmot sprawiły że cicho pisnęłam podskakując na krześle. Zamknęłam mocno powieki i zatkałam uszy aby nic nie słyszeć ani nic nie widzieć.
Poczułam delikatny dotyk na ramieniu, który spowodował, że otworzyłam powoli powieki kierując swój wzrok wprost na twarz Kordiana, która nie wyrażała żadnych emocji co wcale nie dodawało mi otuchy . On jednak podniósł swoje dłonie kierując je wprost na moje , a następnie odciągając w dół tak abym mogła wszystko słyszeć.
- Zmieniłem zdanie... Potrzebuje twojej pomocy. - Nagle puścił moje dłonie aby następnie chwycić mnie w talii i podnieść. Przeniósł mnie przez całą kuchnie, lecz jednak nie postawił  na podłodze, a usadowił mnie na blacie na którym przygotowywał napoje. Czułam się niepewnie, a wręcz byłam speszona jego obecnością w pobliżu mnie .
- Co mam robić?- mój głos był zdecydowanie za bardzo chrapliwy niż tego bym chciała.
- Siedzieć blisko mnie i czekać na mój znak. - Kordian dalej robił swoje nie patrząc na mnie kompletnie .
W momencie gdy zalał brązowy proszek ciepłym mlekiem i włożył do każdego kubka po rółeczce w końcu spojrzał w moim kierunku. W tym samym momencie za oknem ponownie błysnęło, a następnie zagrzmiało, już chciałam zasłaniać uszy i zamykać powieki jednak dłonie Kordiana oplotły moje ręce nie pozwalając mi na ten ruch.
- Tu jesteś bezpieczna... - po tych słowach stanął między moimi nogami przytulać mnie do swojego ciała. Czy aby na pewno mogłam nazwać to miejsce bezpieczną przystanią? W którym zrozumiałam czym jest prawdziwy strach, ból, cierpienie i poniżenie?
- Tutaj mam być bezpieczna?- wyszeptałam niepewnie w jego ramię.
Mężczyzna odsunął mnie od siebie spoglądając na mnie niepewnie.
- Oczywiście że tak. Jestem twoim mate, wątpisz w moje słowa ?
Nie odpowiedziałam już nic więcej, a jedynie kilka samotnych łez pojawiło się na policzkach na same wspomnienia minionych miesięcy.
- O co chodzi ? Przecież nie powiedziałem nic niestosownego.
-Ja... ja... ja po prostu nie umiem w pełni zrozumieć tej całej więzi. Jakim cudem wilkołaki zakochują się w drugiej osobie od tak i o tym wiedzą, a ich priorytetową zasadą jest nie krzywdzić. Dlaczego w takim razie ja nie byłam bezpieczna i wciąż tak się nie czuje. - patrzyłam wszędzie byle nie napotkać jego wzroku. Byłam zaskoczona wylewnością jaka mną zawładnęła, nigdy wcześniej nawet nie pomyślałabym o tym by powiedzieć cokolwiek do tego mężczyzny , a teraz jak gdyby nic mamy pić kakao w jednym pomieszczeniu i to tak blisko siebie ?
- Oh... Skoro mamy dzisiaj wieczór zwierzeń , mogę ci zdradzić mój mały sekret dlaczego to robiłem, dobrze?
Przytaknął ruchem głowy twierdząc że nic nie muszę mówić ani dodawać.
- Ah no dobrze, zacznę od tego że nie planowałem mieć mate, chciałem wieść samotne życie jednak uznałem że gdyby pojawiła się wilczyca w moim życiu gdyż księżyc by mi ją przeznaczył to musiała by być kobietą która świetnie zadba o siebie i będzie w stanie ochronić dzieci gdy mnie nie będzie w pobliżu. Niestety jestem Betą jednego z najpotężniejszych watah na świecie, a więc buntowników nie brakuje, nie mogę mieć słabości gdyż każdy mój błąd może zostać wykorzystany przeciw mnie.
- Ja jestem twoją słabością... - wyszeptałam ledwo słyszalny głosem.
- Dokładnie. Pragnąłem twojej śmierci by nikt nigdy się o tobie nie dowiedział, lecz ciągle nie odważyłem się podjąć tego ostatecznego ruchu wobec ciebie, czułem blokadę więc postanowiłem cię odizolować ... ale oczywiście  Nina zbyt musiała węszyć!
- Odejdę... - popatrzyłam w jego błękitne oczy które wręcz próbowały przebić się na wylot mojego ciała.
- Niestety nie możesz, mój wilk przywiązał się do ciebie, moje drugie wcielenie umrze z tęsknoty za tobą, a nie mogę na to pozwolić . Zostajesz.- ułożył dłonie na moich udach lekko ściskając je podczas ostatniego słowa. - Jesteś moja!- warknął patrząc wprost w moje oczy. Bałam się, że zaraz wybuchnie, a ja nie będę miała gdzie uciec przed jego złością.
-Nie bój się. Panuję nad sobą.- mruknął odwracając wzrok, wziął kubek i odszedł siadając na krześle przy stole.
-Skąd.. ty....- byłam lekko zszokowana jego słowami.
-Potrafię wyczuć twoje emocje. Nie zapominaj mała, że jestem wilkołakiem- wziął łyk napoju siedząc plecami do mnie, po czym wstał i jak gdyby nigdy nic wyszedł zostawiając mnie samą w kuchni. Zeskoczyłam z blatu i chwyciłam za ciepły kubek jednocześnie  mimowolnie uśmiechając  się pod nosem. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś przygotował mi gorącą czekoladę, która kojarzyła mi się z dzieciństwem i troską jaką ofiarowywała jeszcze wtedy moja matka w moim kierunku. Zrobiłam jeszcze kilka łyków nie chcąc ruszać się z miejsca które wybrałam. Czułam się dziwnie zdezorientowana ze względu na zachowanie Kordiana. Raz był okrutnym i bezdusznym człowiekiem, a następnie troskliwym i opiekuńczym partnerem. Jego podejście było dla mnie zbyt niezrozumiałe, gdyż nie da się od tak zapomnieć o problemach i o wszystkich tych krzywdach jakich musiałam doświadczyć z powodu jego osoby. Jestem idiotką tak po prostu tuląc się do niego i pozwalając mu na to wszystko. Nie chciałam go znać, pragnęłam zapomnieć o jego osobie już na zawsze, a wciąż jestem tutaj. Kilka samotnych łez spłynęło po policzkach gdy tylko spojrzałam na dłonie pokryte bliznami, pamiątka która pozostanie ze mną na zawsze. Do końca przypominając o wydarzeniach jakie miały miejsce.
Kolejny błysk za oknem, a następnie grzmot spowodowały że wróciłam myślami do rzeczywistości. Zamknęłam oczy i zasłoniłam uszy nie mogąc się poruszyć. Znów czułam się sama z strachem któremu nie umiałam zaradzić. Nagle poczułam ciepłe dłonie oplatające mnie w talii i podnoszące do góry. Oplotłam nogami biodra mężczyzny pozwalając mu na to by mnie niósł. Odsunęłam dłonie opierając na jego ramionach. Gdy tylko otworzyłam oczy i nasz wzrok się skrzyżował rozpłakałam się nie mogąc dłużej wytrzymać ciężaru emocji jakie się we mnie kłębiły.
-Mała... - usiadł ze mną na jego łóżku, jednak nie wypuścił mnie ze swych objęć. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi nie chcąc by na mnie patrzył.
Przez chwilę nic nie mówił pozwalając mi na płacz, głaszcząc jedynie po głowie w geście uspokojenia.
-Zniszczyłeś wszystko...- mruknęłam zachrypnięta. Momentalnie jego ręka zatrzymała się na moich plecach. Chwycił mnie za ramiona i lekko odsunął tak abyśmy patrzyli na siebie.
-Słucham?- zmarszczył brwi wpatrując się we mnie.
- Zniszczyłeś mnie. Nie jestem ci potrzebna, nie taki śmieć.- ponownie zalałam się łzami. Tym razem Litavor oplótł mnie swymi dłońmi nie pozwalając abym się wyswobodziła. Nie wiedzieć czemu poczułam przyjemne iskierki rozchodzące się po ciele. Było mi wygodnie i wcale nie chciałam schodzić, on był taki ciepły i dziwnie spokojny. Gdy już unormowałam oddech, on wciąż mnie przytulał lecz nie miałam odwagi by to przerwać, cierpliwie czekałam na jego ruch.
-Lepiej mała?- wyszeptał do mojego ucha na co się wzdrygnęłam. Nie byłam w stanie odpowiedzieć, byłam zbyt speszona sytuacją dlatego jedynie przytaknęłam ruchem głowy.
- Co powiesz na lody i dobry film?
-Może być.- wyszeptałam niepewnie, na te słowa mężczyzna podniósł się wraz ze mną. Popatrzyłam na niego zdezorientowana gdyż mógłby mnie już wypuścić.
-W takim razie idziemy wybrać smak lodów.- zaśmiał się na widok mojej zdezorientowanej miny, lecz szedł wprost w stronę lodówki w kuchni. Gdy staliśmy już przed nią otworzył część do mrożenia i otworzył mi jedną z szuflad która była zapełniona po brzegi różnymi smakami lodów.
- Na jakie masz ochotę?
-Obojętne.- wzruszyłam ramionami dając mu tym samym szansę na to aby on wybrał.

OddalonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz