Rozdział 16

2.4K 119 10
                                    


Ogromne pieczenie w płucach odbierało mi możliwości miarowego oddechu. Ból jaki narastał z powodu ciągłego biegu, powodował, że każde kolejne uniesienie nogi było istną udręką. Czułam jak niektóre szwy na ranach puszczają z powodu nagłych ruchów. Chodź starałam się skupić na wykonywanej czynności, to z każdą kolejną chwilą stawało się to mniej realistyczne. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu aż Kordian złapie mnie i uwięzi. Czułam, że bawi się ze mną. Dawał mi złudną nadzieję na ucieczkę, która mogła by się powieść. Jednak byłam świadoma, że znajduje się naprawdę blisko mnie. Co chwilę wydawałam z siebie stłumione jęki bólu i rozpaczy. Nie byłam w stanie nic dostrzec przed sobą, dlatego z ledwością udawało mi się omijać konary drzew. Niejednokrotnie zahaczałam swym ciałem o ostre krzaki, wystające korzenie lub gałązki.
Nagle poczułam mocny uścisk na lewym przedramieniu. W jednej chwili odczułam szarpnięcie i szybkie zetknięcie z wilgotnym gruntem.
-Myślałaś, że możesz mi uciec?!- krzyk jaki wydobył się z ust mężczyzny, rozniósł się echem po lesie. Nade mną stała ciemna, dobrze zbudowana postać. Wiedziałam kim jest ten osobnik. Podświadomość mówiła mi, że piekło dopiero się zacznie. Zaczęłam żałować swoich czynów, których ni jak nie mogłam cofnąć. Gdy jednak nie doczekał się odpowiedzi z mojej strony, warknął jednocześnie kopiąc wierzchem buta prosto w mój brzuch. Odruch jaki nastąpił po uderzeniu nakazał mi zgiąć się w pół, tak aby w chodź małym stopniu spróbować sobie ulżyć cierpieniu jakie mną zawładnęło. Jednak silna dłoń mężczyzny uniemożliwiła mi ruchy, gdyż długie palce zacisnęły się na moich długich włosach. Pisnęłam z powodu bólu, błagając go tym samym aby mnie puścił. Usłyszałam jedynie gromki śmiech, który niejednokrotnie powodował na moim ciele gęsią skórkę. Gdyby tego było mało, zaczął mnie ciągnąć tuż za sobą. Czułam na swym ciele każdą nierówność, wszelkie korzenie, ostre gałązki, a nawet drobne kamyczki które raniły moje ciało. Krzyczałam w niebogłosy błagając o przebaczenie, obiecując tym samym, że już nigdy nie popełnię tak karygodnego błędu. Jednak moje słowa nie działały na Kordiana w najmniejszym stopniu. Szamotałam się na wszystkie strony, chcąc się wyswobodzić, niestety jego stalowy uścisk nie drgnął nawet przez sekundę.
-Jesteś cholerną szmatą Carmen!- nagle przystanął odrzucając moją głowę gwałtownie w bok. Niefortunnie upadłam wprost na pień o który uderzyłam, rozcinając tym samym łuk brwiowy. Po policzkach polały się słone łzy, świadczące o mojej bezradności. Gdy tylko przybliżył się do mojego ciała, pod wpływem emocji zaczęłam się przesuwać po wilgotnej ściółce. Poczułam uderzenie w żebra, które odebrało mi możliwość wdechu świeżego powietrza do płuc. Zakaszlnęłam, starając się podnieść na rękach, jednak szybko zostałam sprowadzona do parteru. Poczułam na swych plecach podeszwę masywnego buta desantowego, który uniemożliwił mi ruch w górę chodź by na kilka milimetrów.
-Myślisz, że uda ci się ode mnie uciec? Mylisz się skarbie, gdyż ja znajdę cię wszędzie!- wykrzyczał ostatnie zdanie powodując na moim ciele lekkie drgania spowodowane strachem. Zapewne jego słowa rozniosły się echem wśród drzew, lecz jemu ewidentnie to nie przeszkadzało. Zachowywał się niczym obłąkany człowiek, którego należy się strzec na wzgląd, iż nie wiadomo do czego jest w stanie się posunąć w swych czynach.
-Od teraz twoim jedynym miejscem jest cela. Możesz zapomnieć o wszelkiej pomocy, gdyż nikt ci jej już nie udzieli. Swoimi czynami doprowadziłaś się na istne dno, stając się tym samym w pełni niewolnicą, bez wszelkich praw.- wiedziałam, że informacje, jakimi mnie uraczył nie są tylko słowami puszczanymi na wiatr.
Nagle poczułam mocne szarpnięcie za ramię, przez co mimowolnie musiałam się podnieść na równe nogi. Chociaż ból w kończynach doskwierał mi niemiłosiernie, nie mogłam upaść, gdyż naraziłabym się tym samym na dodatkowy gniew ze strony Kordiana. Poczułam pieczenie na policzku i mimowolnie moja ręka powędrowała w stronę pulsującego miejsca. Nie mogłam dostrzec jego twarzy, jednak czułam bijący od niego gniew.
-Jesteś tylko cholernym człowiekiem, który nie ma ze mną żadnych szans. Wiesz co to piekło? Z chęcią ci je pokażę!- wykrzyczał ostatnie zdanie, oddalając się, a jednocześnie śmiejąc się histerycznie. Byłam przerażona, gdyż z każdym jego kolejnym krokiem trudniej było mi go dostrzec.
W przeciągu kilku sekund otaczała mnie jedynie ciemność. Starałam się nasłuchiwać, tak by usłyszeć w którą stronę porusza się mój oprawca. Niestety, był szybki oraz zwinny, a cisza jaka panowała dookoła wręcz bolała w uszy. Jedyne co słyszałam to bicie własnego serca, które dudniło w zawrotnym tempie.
-Wiesz kim jestem?- usłyszałam szept tuż przy uchu. Czułam, że stoi za mną, jednak gdy odwróciłam się, nikogo nie było. Przez chwilę próbowałam racjonalnie wyjaśnić zaistniałą sytuację, jednak z każdą mijającą chwilą dochodziłam do wniosku, że to jedynie wymysł mojej fantazji.
-Jestem twoim cieniem...- tym razem ochrypły głos doszedł do mnie echem, odbijając się wśród drzew. Ponownie dzisiejszego dnia mój puls przyśpieszył. Zaczęłam się panicznie rozglądać dookoła, lecz nie dostrzegłam nic prócz ciemności. Gdy wyciągnęłam dłoń do przodu, nie byłam w stanie jej zauważyć po przez mrok jaki zapanował już kilka godzin temu.
-Jestem twoim koszmarem!- wykrzyczał stając tuż przede mną. Przemieszczał się w zawrotnym tempie i żaden zwykły śmiertelnik nie był by w stanie mu dorównać. Krzyknęłam z przerażenia, gdyż nie spodziewałam się go usłyszeć tak nagle i to w dodatku krzyczącego. Rozpłakałam się z bezradności. Dobrze wiedział jak na mnie działa tym zachowaniem. Cała sytuacja była dla mnie bardzo stresująca gdyż nie wiedziałam kiedy zjawi się ponownie przy mnie oraz jakiego ruchu dokona. Przykucnęłam zakrywając uszy dłońmi. Trzęsłam się nie tylko z zimna jak również ze strachu jaki owładnął moje ciało. Nie byłam w stanie spokojnie i racjonalnie myśleć. Moje zmysły szalały wręcz czułam jak gdyby znajdował się wszędzie. Zacisnęłam powieki krzycząc z przerażenia, jednocześnie kurczowo trzymając dłonie na uszach. Nagle poczułam silne uderzenie w tył głowy, które przyćmiło mnie na tyle bym przestała się wydzierać. Opadłam bezwładnie na mokrą ziemię, nie zważając na to iż dotykałam swym policzkiem błota. Ból czaszki był zbyt silny abym mogła wykonać jakikolwiek ruch. Moje ręce powoli przeniosłam na tył swojej głowy, dotykając lepiących się włosów. Wiedziałam, że pojawiła się tam rana z której ścieka krew, lecz otumaniona nie przywiązywałam do tego zbyt wielkiej wagi.
-Zamienię twoje życie w koszmar.- po tych słowach nie wiele pamiętam co nastąpiło później. Przymknęłam oczy kuląc się z bólu, jednocześnie głośno zanosząc się płaczem.
***
Gdy tylko dotarliśmy pod budynek, zostałam zaprowadzona pod asystą strażników do lochów z rozkazu bety. Trafiłam do tej samej obskurnej celi, w której przebywałam wcześniej długi czas. Nie miałam do dyspozycji łóżka, a nawet koca, którym mogłabym się owinąć, gdyż po zmroku bywało tutaj dość chłodno. Pozostało mi jedynie spać na brudnej i chłodnej podłodze. Każda noc była dla mnie udręką. Doskwierające zimno, twarda posadzka i częste krzyki przesłuchiwanych więźniów nie pozwalały na spokojny sen.

OddalonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz