[Rozdział 7]

1.6K 211 46
                                        


        – Wiesz co? Jesteś pieprzonym idiotom – szepnął, dotykając czarnej płyty nagrobka – Zawsze musisz się poświęcać? Nie dociera do ciebie, że ktoś może nie umieć bez ciebie żyć? – Uśmiechnął się przez łzy.

Deszcz powoli przestawał padać. Drzewa kiwały się delikatnie w monotonnym tańcu.

– Tęsknię za tobą. Cholernie tęsknię – wyszeptał z trudem – Czemu? Dlaczego akurat tego dnia gdy chciałem...

Jego głos załamał się i wydał cichy jęk rozpaczy.

– Moglibyśmy być szczęśliwi. Razem.

***

    Terapia z telefonem komórkowym działała, chociaż nie przynosiła wystarczających efektów.

wysłano >> do: Sherlock

Tęsknię za Tobą.

Sherlock, wiem już dlaczego to zrobiłeś. Nie mogę dalej uwierzyć, że mogłeś myśleć, że wolałbym żyć bezpiecznie, ale bez ciebie.

Dziś mija pierwsze pół roku... tak bardzo chciałbym znów cię zobaczyć.

Codziennie czyszczę twoje skrzypce.

Nie mogę bez ciebie żyć.

Czemu cię tu nie ma?!

Wciąż wysłał do niego wiadomości. Jednak, jedynymi przychodzącymi, były te od Grega, który chciał wyjść na piwo.

Moje życie jest bez sensu. Codziennie czekam do nocy, tylko sen daję mi ukojenie. Od miesiąca nie śnią mi się koszmary. Całe noce śnisz mi się ty. Że wracasz do domu i mówisz, że żyjesz, a to wszystko było tylko magiczną sztuczką.

Spojrzał w lustro. Schudł, chociaż nie zbyt wiele. Zmarszczki mu się pogłębiły, a wory pod oczami stały się bardziej widoczne.

Przeczesał krótkie włosy drżącą ręką. Nienawidził patrzeć na swoje załamane oblicze. Przyłożył sobie w policzek. Nic nie poczuł. Spróbował z drugiej ręki. Tym razem trochę go zamrowiło.

Czerwony ślad na policzku palił, ale było to nic w porównaniu z bólem duszy.

Samotnej, obolałej duszy, która już zawsze będzie sama.

Duszy zniszczonej trudnym dzieciństwem, przykrym okresem dorastania, krwawą wojną i stratą najbliższej osoby pod słońcem.

– Cholera. Znowu się spóźnię i Mary zacznie wydzwaniać – stęknął.

Mary była pielęgniarką w przychodni. Poznali się w pracy. Mary była bardzo miłą i szczerą osobą. Często się uśmiechała i poprawiła swoje krótkie blond włosy. Jej granatowe oczy zawsze śmiały się do niego wesoło.

Jednak nie tego szukał. Chciał zobaczyć kogoś zupełnie innego.

Wysokiego bruneta o kręconych gęstych włosach, inteligentnych zielonkawo-błękitnych oczach i alabastrowej cerze.

Próbował wytłumaczyć sobie, że on już nie wróci, ale pewna rzecz nie dawała mu spokoju.

Miał niejasne poczucie, że Sherlock zostawił mu jakąś oczywistą wskazówkę, a on – jak na idiotę przystało – nie potrafił jej dostrzec.
Czasem gdy nie miał już sił, dzwonił do detektywa i nagrywał się płacząc na pocztę głosową. Nagrania te były tak bardzo przepełnione bólem i rozpaczą, jakby ktoś odarł Johna ze wszystkich masek, pozorów, a jego mury – tak długo oblężane – w końcu runęły. Bezpowrotnie.

Podczas swoich pierwszych samotnych świąt czuł się okropnie. Wszyscy bardzo się o niego martwili i wciąż pocieszali go, mówiąc, że pierwszy rok jest najgorszy.

John był pewny jednego.

Każdy rok będzie tak samo cholernie ciężki.
Dlaczego?

Bo pieprzony, duży dzieciak w dobrze, skrojonym płaszczu, już nigdy go nie zachwyci swoją dedukcją lub chociażby uśmiechem. On był zbyt wyjątkowy. Jedny taki na świecie...

A John? Wciąż odliczał minuty w pracy, aby od razu pójść na cmentarz. Robił to codziennie. Przynosił kwiaty i zapalał świeczkę.

Przyniosę świeczkę, będzie romantyczniej – powiedział włoch i mrugnął porozumiewawczo.

Nie jestem jego randką! – zaprzeczył szybko.

Sherlock nic nie powiedział. Po chwili Angelo wrócił ze świeczką. Postawił ją na stole i  odchodząc, uniósł kciuka do góry.

Już wtedy John wiedział, że tak szybko nie zakończy tej relacji. Nie był w błędzie.

ZNAK//johnlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz