[Rozdział 8]

1.7K 211 156
                                        

     – Sherlock. Chciałem ci powiedzieć coś co dokładnie rok temu miało zmienić naszą relację. Bałem się. Mimo tego całego niebezpieczeństwa chciałem ci to w końcu powiedzieć. Mieliśmy zakończyć sprawę z Moriartym. Miałem włączyć po raz setny Bonda i... wiem, że jestem zwykły, ale czułem się z tobą wyjątkowo, dlatego tak bardzo chciałem ci to powiedzieć... – Pociągnął nosem – Może gdybym zrobił to wtedy przy telefonie...

***

    – John? – zapytała go Mary pewnego dnia, gdy chlipał w gabinecie – Dobrze się czujesz?

– Tak – odpowiedział, przybierając pozycję obronną.

To nie tak miało być. Nikt nie miał wiedzieć.

– Spokojnie – położyła mu dłoń na ramieniu – Wszystko będzie dobrze, John.

Nie będzie – pomyślał.

Później blondynka kilka razy do niego dzwoniła. Upiekła dla niego ciasteczka i zapraszała do siebie na obiad. Jednak John nie chciał tego wszystkiego. Nie dopóki w końcu nie powie tego co powinien zrobić już dawno.

***

    Z czasem coraz trudniej było mu normalnie funkcjonować. Mimo to, chwytał się wszystkiego co mogło mu pomóc.

Jednak jego życie wciąż było byle jakie.

Pozbawione dawnej harmonii i porządku, który zawsze żył własnym życiem. Porządek ten umarł – dokładnie rok temu.

Umarł razem z częścią byłego żołnierza.

John czuł się jak ostatni hipokryta. Od zawsze uważał, że "urodził się w całości". I była to prawda, nawet po wielu miłych związkach i relacjach nigdy nie czuł, żeby brakowało mu tej drugiej osoby. Aż do momentu kiedy blada dłoń bruneta, pozbawiona ruchu jak porzucona marionetka, opadła na płyty chodnikowe.

   – Wiesz, że dla mnie wciąż żyjesz? – powiedział pewnego dnia, stojąc jak zwykle nad grobem – Jeśli okaże się, że mam rację to cię zabiję! – zamknął usta, by po chwili poczuć jak oczy zachodząc mu łzami – Kogo ja chcę oszukać – jęknął – gdybyś wrócił, wybaczyłbym ci wszystko. Głowę w lodówce, kubki z zimną herbatą walające się po salonie... Sherlock, ja cię potrzebuję. Teraz.

     Przyrzekł sobie, że skończy z tym uzależniem się nad sobą.

Została mu ostatnia wiadomość, którą musiał napisać.

Dziwne, że dopiero teraz się na to zdobył. Jakby w końcu pogodził się ze śmiercią Sherlocka. Chociaż wiedział, że nie o to chodziło. Zrozumiał, że duszenie w sobie tego nic nie da. Właśnie z tego powodu nie zgodził się na randkę z Mary. Czuł się jakby kogoś zdradzał. Co było głupie, bo po pierwsze nigdy nie był w związku z Sherlockiem, a po drugie detektyw był martwy... już od roku.

Wziął się w garść. Wyjął telefon i trzęsącymi się rękami wszedł w zakładkę 'utwórz wiadomość' (co było nie potrzebne, bo kontakt Sherlocka miał zawsze na pierwszej pozycji) i zaczął uderzać palcami o wirtualne klawisze.

Chciał napisać tak wiele. Jednak wiedział, że to nie o to chodziło w tym wyznaniu.

Kocham cię Sherlock, zawsze kochałem i zawsze będę. Daj mi proszę jakiś znak. Żebym nie musiał tego wszystkiego kończyć.

Ostatkiem sił odłożył telefon na stolik. Słona łza znowu spłynęła. Jednak było w niej coś innego. Jakby ukryło się w niej całe poczucie winy, a na miejsce żalu wstąpił spokój.

Zawinął się w koc. Od dawna mieszkał w sypialni Sherlocka, mimo że okropnie bolało go oglądanie, jak codziennie znika stąd część detektywa, nie potrafił z niej zrezygnować.

Telefon nagle zawibrował. Nie miał pojęcia kto to mógł być, ale nie chciało mu się teraz sprawdzać.

Mogła to być jego psychoterapeutka, Molly, Greg, Mary z propozycją spotkania, ale równie dobrze faktura za prąd.

Mimo to nie dało mu to spokoju. Mruknął i podniósł się. Przestał płakać. Po tylu miesiącach umiał to zatrzymać, a następnie pochwycił telefon.

Ja ciebie też. SH

W pierwszym momencie nie dotarło to do niego. Czuł się, jakby ktoś powiedział na raz: umarła ci matka, Justin Bieber dedykuję ci sesję w bokserkach, a Michael Jackson jednak żyje.

Więc jedyne na co było go stać to ciche
Och.

Gdy zobaczył za na wpół przeszklonymi drzwiami wysoką, tak dobrze znaną mu sylwetkę, zamarł w bezruchu czekając.

ZNAK//johnlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz