Siedzieli razem w salonie. Niby jak za starych dobrych czasów. Jednak coś się zmieniło. Nie chodziło tu o wystrój, ani smak herbaty. Raczej o nich samych.
Sherlock próbował się wygodnie ułożyć nie dając po sobie poznać, że bolą go rany na plecach zadane przez jego oprawców.
John zaś udawał, że jest w lepszym stanie psychicznym i fizycznym, lecz marnie mu to szło z uwagi na to, że przy robieniu herbaty o mały włos nie zemdlał.
– Nie mogę tak dłużej. Przywal mi jeszcze raz – westchnął nagle Sherlock, odkładając filiżankę.
Watson zmarszczył brwi.
– Czemu?
– Przecież widzę, że chcesz coś mi zrobić, John. Zapomniałeś o moich fantastycznych zdolnościach?
Watson także odstawił herbatę na bok i wstał, a Sherlock podążył za jego przykładem.
– Gdy byłeś martwy chodziłem na twój grób i mówiłem do ciebie – powiedział z wyrzutem.
– Słyszałem cię.
Zamknął oczy i czekał na ruch Johna. Chciał już to mieć za sobą.
– Myślisz, że uderzenie cię załatwi sprawę? — zapytał John z żalem – Mylisz się.
Holmes zacisnął pięści i otworzył oczy.
– W takim razie co mam zrobić? Czy jest coś takiego co pomoże ci wybaczyć? – w jego głosie można było wyczuć cień nadziei.
– Potrzeba mi czasu. To przede wszystkim – odpowiedział.
– Ale...?
Watson podszedł do mężczyzny i położył dłoń na jego bladym policzku.
— Czy to co mi napisałeś było prawdą?
Detektyw przełknął głośno ślinę.
– Równie dobrze mogę zapytać o to samo.
Watson cofnął rękę i przewrócił oczami.
– Nie wierzę –mruknął pod nosem.
Po chwili wrócił znowu wzrokiem do bruneta.
– To jak będzie?
Sherlock uśmiechnął się, gdy w oczach Johna błyszczało rozbawienie.
– A wybaczysz mi? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Może... zależy jaka będzie twoja odpowiedź.
Właściciel płaszcza wziął głęboki oddech, żeby uspokoić szybko bijące serce.
– Tak. Kocham cię John.
Nie zdążył jednak nic więcej dodać, bo przeszkodziły mu w tym wargi Watsona. Zaskoczony w pierwszym momencie stał sparaliżowany nagłą bliskością swojego blogera. Jednak, gdy blondyn chciał już się cofać, odwzajemnił pieszczotę i ujął jego twarz w dłonie.
Pocałunek sam w sobie był delikatny, ale jednocześnie tak bardzo wymowny, że nie trzeba im było więcej słów. Po wszystkim John uśmiechnął się, gdy w jego wilgotnych oczach odbijała się twarz brunetka, wyrażająca niemy zachwyt.
– To dobrze.
Sherlock przechylił głowę, aby zrozumieć co John ma na myśli.
– Wybaczam ci.
***
Resztę wieczoru spędzili na opatrywaniu ran Sherlocka.
– Już zapomniałem jaka ta łazienka jest mała. Au – syknął, gdy John przyłożył wacik z wodą utlenioną do kilku, jeszcze niezabandażowanych ran.
– Nie krzycz, jesteś dużym dzieckiem – zaśmiał się.
– John... – zaczął Sherlock – muszę ci coś powiedzieć...
Blondyn był pewien, że to jego sposób, żeby ten przerwał na chwilę czynność odkażania, ale zaciekawiony, rzeczywiście zaprzestał.
– Naprawdę zamierzasz chodować tam tego wąsa?
– No i kurwa znowu – mruknął.
– Wiesz, jeśli chcesz powtórzyć jeszcze ten pocałunek to musisz ogolić zalążek buszu nad twoimi wargami.
Zamiast odpowiedzieć przycisnął mu do skóry gazę.
– Auuu! Nie karz mnie za prawdę!
– To nie było za prawdę, geniuszu. Tylko za twój tupet.
Sherlock zrobił minę obrażonego dziecka.
– Nie znasz się. – Rzucił w niego ręcznikiem z pralki i wybiegł z łazienki w samych bokserkach.
– Nie wracaj już! – krzyknął John i uśmiechnął się.
Właśnie tego mu brakowało. Jego własnego, dziecinnego detektywa-socjopaty.
CZYTASZ
ZNAK//johnlock
FanfictionJohn próbuje się pozbierać po skoku Sherlocka z St. Barts. Nie zdążył powiedzieć mu wielu ważnych rzeczy i pewnie już nie powie, pisze więc do niego wiadomości. Wciąż ma nadzieję, że to wszystko jest tylko "magiczną sztuczką", a pewnego dnia otrzyma...