[Rozdział 9]

1.7K 204 96
                                    

    – Sher... Sherlock...? – zapytał cicho, gdy drzwi się otworzyły.

Stanął w nich brunet. Był lekko zgarbiony i jakby wychudzony. Postarzał się, chociaż nie w ten negatywny sposób. Bardziej jak dobre wino.

– Dobrze, że nie pojawiłem się później, wąsy zaczynają ci rosnąć i chyba nie zamierzałeś ich golić  – zażartował, chociaż w jego głosie nie było nawet cienia beztroski.

Cholera. On żyje.

– To naprawdę ty... – John próbował wstać aby coś zrobić.

Chciał go uderzyć, za to, że zostawił go na rok w rozsypce, przytulić za to, że żyje, nakrzyczeć za jego durny żart o wąsach i pocałować za to, że do niego wrócił.

Jednak przed oczami mu pociemniało.

Usłyszał tylko przestraszony głos ciemnowłosego.

– John? – Znalazł się przy łóżku w tempie ekspresowym – Wiedziałem, że można od tego dostać zawału – Słowa detektywa docierały do niego jak przez mgłę – Cholerny Mycroft, a mówiłem, żeby ci powiedział, ale nie. Ten zawsze musi swoje.

A potem stracił przytomność.

***

     Obudził się w tym samym miejscu. W pokoju nie było nikogo.

Zaraz. Sherlock...

Natychmiast wstał i zaczął szukać swojego telefonu.

Czy to możliwe aby wszystko było tylko snem? Ale jakim cudem wytłumaczyłby herbatę obok łóżka?

Może... może pani Hudson ją zrobiła.

Powoli pogodził się z tą możliwością gdy usłyszał rozmowę.

– Tak. Dalej ci nie wybaczyłam. Wiesz co John tu przeżywał? Jak mogłeś?

A więc pani Hudson.

– Gdybym nie skoczył pani, inspektor i... John, zostalibyście zabici przez snajperów. To moja wina, gdybym nie był taki sentymentalny... – Głos mu zadrżał – No i oczywiście przez sentyment także tu wróciłem. Kocham Londyn, nie wiem jakbym mógł bez niego żyć. Jak dobrze znów poczuć w płucach znajome, brudne powietrze.

Kobieta najwyraźniej trochę udobruchana zaśmiała się.

– A John? Jak on na to zareagował? – zapytała.

– Był w szoku. Stracił przytomność, ale wszystko pod kontrolą – wytłumaczył.

– Nie w tym rzecz, co z Johnem i waszą relacją?

Nagle zrobiło się cicho.

– Wiem, że nigdy mi nie wybaczy. Gdybym miał odrobinę przyzwoitości nie wróciłbym i pozwolił mu toczyć normalne życie. Jednak po odbiciu mnie ze wschodnioeuropejskiej bazy, dostałem stary telefon. Dziwnie było znowu trzymać go w rękach – zawahał się – i wtedy zacząłem czytać te wszystkie wiadomości... nie miałem pojęcia... Dobrze, że mogłem zrobić to na tyle wcześnie, gdyby nie fart, zapewne dalej bym tam siedział.

John nagle stanął na złej desce i coś skrzypneło. Sherlock zamilkł.

– To ja już pójdę, chyba macie sobie coś to wytłumaczenia – odchrząkneła.

Po chwili można było usłyszeć echo jej kroków na schodach.

– John? Wejdź – westchnął.

Blondyn niepewnie wszedł do kuchni.

– Sherlock... – powiedział tylko.

Zdawało się, że zaraz mu przyłoży albo gorzej. Jednak John rzucił się do niego i przytulił, jakby bojąc się, że ten zniknie.  Detektyw niepewnie objął przyjaciela swoimi ramionami i położył podbródek na czubku johnowej głowy.

– John... nie będziesz na mnie krzyczał? – zdziwił się.

Watson pociągnął nosem i podniósł wzrok odsuwając się lekko.

– Nie płacz... proszę, John – Sherlock przestraszył się.

Ale John wciąż płakał. Najpierw głośno, wycierając łzy w koszule mężczyzny, potem bezgłośnie, aż w końcu przestał. Mimo to pozostał wtulony w detektywa. Ten gładził jego jasne kosmyki i uspokajał.

– Dobrze, że jesteś – szepnął John, po czym odchrząknął i odsunął się.

Wciąż był lekko zaczerwieniony. Spojrzał na Holmesa i bez mrugnięcia przyłożył mu z liścia.

– Au! – oburzył się, pocierając policzek.

Watson wzruszył ramionami, obdarzając go szczerym uśmiechem.

– Zrobię herbatę, a ty mi opowiedz co robiłeś.

ZNAK//johnlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz