Niepewnie wszedł do gabinetu. Dawno go tutaj nie było i myślał, że już nigdy tu nie trafi.
– Witaj Johnie. Dlaczego tu jesteś? – Usłyszał znajomy, łagodny głos swojej terapeutki.
Usiadł na siedzisku, tak jak półtorej roku wcześniej.
– Czytasz gazety, oglądasz telewizję? – upewnił się ostrożnie.
– Czasami – przytaknęła.
– Więc wiesz co się stało...
– Powiedz to. Musisz to z siebie wyrzucić – poleciła uśmiechając się współczująco.
Blondyn zawahał się na moment, po czym zabrał głos.
– Mój przyjaciel – odchrząknął i podniósł lekko głowę, żeby cofnąć gule w gardle – Sherlock Holmes... nie żyje.
***
– Naprawdę mi przykro John... – powiedziała szczerze, wysłuchawszy wcześniej całej historii.
Watson zacisnął usta i kiwnął głową. Tak nie wiele brakowało, a znów by się rozpłakał.
– Czy było coś co chciałeś mu powiedzieć, a nie zdążyłeś? – zapytała, zapisując coś w zeszycie.
– Tak – odpowiedział zgodnie z prawdą – było wiele rzeczy.
– Zatem powiedz to teraz.
– Nie mogę. – Uśmiechnął się, gdy oczy zaczęły mu znowu wilgotnieć.
– Dlaczego?
– Po prostu... nie – odrzekł z trudem.
Kobieta pokiwała głową.
– Wiele dla ciebie znaczył prawda?
– Tak. Był najlepszym człowiekiem jakiego spotkałem. Dzięki mu... – zawahał się na moment – Gdy wróciłem z wojny, wtedy nie miałem nikogo. Byłem okropnie samotny, jeszcze ta noga... przez jakiś czas nawiedzały mnie myśli samobójcze. Naprawdę. – Spojrzał na rozmówczynię.
Ona jednak nie skomentowała tego. Wciąż słuchała.
– Dzięki niemu znów poczułem co to życie. Dając mi miejsce w naszym małym mieszkaniu i jego cenny czas, ocalił mnie.
Przyłożył wierzch dłoni do ust, powstrzymując się od cichego szlochu. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie teraz.
– Mów dalej John.
– Dobrze – powiedział cicho, nie ufając własnemu głosowi.
Poprawił się na fotelu i odkaszlnął.
– Tyle mu zawdzięczam, a nie udało mi się go uratować. To wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie wyszedł – głos mu się załamał – gdybym wtedy nie nazwał go maszyną bez uczuć... O mój Boże! To wszystko moja wina! – zakończył i schował twarz w dłoniach, wstydząc się swojego obecnego stanu.
Piękące łzy zdawały się wypalać ślady na jego policzkach.
– Myślę John, że na dziś wystarczy. Chyba, że chcesz coś jeszcze dodać – powiedziała uprzejmie z nutą troski w głosie.
– Nie – odparł twardo, wycierając mokrą twarz.
***
– John?
Nie usłyszawszy odpowiedzi weszła do środka. Zastała tam nieopisany bałagan. Nawet za życia Holmesa nigdy takiegoż nie widziała. Blat stolika pokryty był jakąś ciemną cieczą, dalej stało kilka na wpół pełnych kubków. Jednak największym zdziwieniem był lokator tego mieszkania. Spał płytko, na wpół siedząc w szlafroku Sherlocka. Kobieta o złotym sercu nie chcąc go zbudzić. Wzięła tylko naczynia aby pomyć je w ciszy. To samo uczyniła ze stolikiem oraz kuchnią. Gdy skończyła, rozpaliła w kominku, a następnie stanęła w salonie, rozglądając się po pokoju.
Wszystko stało na swoim miejscu. Skrzypce detektywa lśniły obijając słabe światło, zapas papierosów wciąż znajdował się w pantoflu, sterty papierów i książek wciąż były porozrzucane na ziemi; mikroskop stał na blacie kuchennym, a czaszka na kominku. Niby wszystko tak jak wcześniej, ale jednak brakowało mężczyzny w dobrze skrojonym płaszczu oraz uśmiechu na ustach doktora. Westchnęła z rezygnacją i zostawiła śpiącego Johna udając się na dół.

CZYTASZ
ZNAK//johnlock
Hayran KurguJohn próbuje się pozbierać po skoku Sherlocka z St. Barts. Nie zdążył powiedzieć mu wielu ważnych rzeczy i pewnie już nie powie, pisze więc do niego wiadomości. Wciąż ma nadzieję, że to wszystko jest tylko "magiczną sztuczką", a pewnego dnia otrzyma...