5. Spotkanie

481 33 12
                                    

Poszłam w kierunku pokoju Tom'a. Zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Zapukałam jeszcze raz.

Tom: Idź sobie!

Ty: Tom, pogadajmy...

Tom: nie

Ty: Mogę wejść?

Tom: Nie.

Ty: A jak ci powiem, że mam ukulele? Słyszałam, że grasz na gitarze...

Usłyszałam jakieś niezrozumiałe mamrotanie po drugiej stronie drzwi.

Tom: Matko Boska wejdź już....

Weszłam do jego pokoju, było.... czysto. Łóżko wyścielone, wszystkie śmieci w koszu..

Ty: Serio, tylko dlatego, że mam ukulele?

Tom: nie... Nie odpuściłabyś i tak..

Ty: Tu masz rację - roześmiałam się perliście - ale.. Czemu nam nie powiedziałeś? O tej kartce?

Tom:... Dostałem go wczoraj rano, nie chciałem was martwić.

Ty:... To co teraz?

Tom: A bo ja wiem?

Nagle ktoś zapukał do drzwi.

Ty: Otworzę! - krzyknęłam. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi.

???: witam, czy ty to T.I T.N?

Ty: Tak, to ja. Coś się stało?

Z początku myślałam, że to zwykła poczta, ale facet w drzwiach wcale nie wyglądał jak listonosz.

???: Nie wierzę, czyli ty jednak żyjesz! - Tajemniczy mężczyzna mnie przytulił, nic z tego nie rozumiałam.

Ty: Uh.. Czy my się znamy?

???: Ty mnie nie, ale ja ciebie tak.
Otóż ja.. - podrapał się po karku nie wiedząc jak mi przekazać to co miał do powiedzenia -  jestem twoim ojcem..

Ty: S-słucham? Przecież mój ojciec... Wyprowadziłam się z domu... To jakieś żarty tak?

T.T(twój tata): To nie był twój prawdziwy ojciec, to był twój ojciec chrzestny...

Ty: Ja nie...- dobrze, wejdź do środka.
W tym momencie zaczęły mnie boleć plecy i oczy, ale się tym zbytnio nie przejmowałam.

T.T: Powiedz, a nie bolą Cię przypadkiem już plecy?

Ty:... Tak trochę...?

Wystraszyłam się odrobinę i spojrzałam na niego nieufnie.

Ten mężczyzna jest bardzo dziwny. Co to w ogóle za pytanie: "bolą cię plecy?"?

Ni stąd ni z owąd przy chodzi do ciebie jakiś facet, twierdzi że jest twoim ojcem, a potem się pyta czy cię plecy nie bolą.

Ja tu oszaleję.

T.T: Świetnie, odwróć się. Jeżeli się nie mylę, to rosną ci skrzydła! - stwierdził entuzjastycznie, jak gdyby to była normalna rzeczy i zaczął mi wbjiać kciuki w łopatki.

Nie muszę chyba mówić, że mnie to bolało.

Ty: A to okej... Chwila, co?! Z- zostaw mnie tak w ogóle! - zarządałam i zepchnęłam jego ręcę z moich pleców.

T.T: Usiądźmy, wytłumaczę Ci.
Ja z twoją matką poznaliśmy się bardzo dawno temu. Ona pochodziła z piekła, a ja z nieba. Miała dokładnie takie same oczy jak ty... Pewnego razu zaczęliśmy się spotykać tam w górze, ale i też tu na ziemi. Potem się poślubiliśmy, narodziłaś się ty, ale... - tu przerwał na chwilę. Nie lubił opowiadać tej historii. W końcu zebrał się w sobie i opowiadał dalej - Któregoś dnia... Dowiedzieli się o nas. O tym że... Że jesteśmy "nadludźmi" i złapali twoją matkę. Ja zdążyłem uciec razem z tobą... Poprosiłem twojego przybranego ojca, aby się tobą zaopiekował... A twojej mamy już nigdy nie zobaczyłem. Mieliśmy jednego przyjaciela, który był zwykłym człowiekiem, musiał nas wsypać.

Ty:.. Czekaj, bo chyba nie rozumiem. Musiałeś mnie tam zostawić?! Nie miałam wujka, cioci, ani nawet babci!? Miałam złe życie przez tych psychopatów! Katowali mnie i znęcali się nade mną!

T.T: Ale nie było innego wyjścia...

Postanowiłam się trochę opanować.

Wreście zrozumiałam moją przypadłość.

Ty: Tyle dobrze, że chociaż mam tatę.

T.T: T.I, jutro mogą wyrosnąć ci.. skrzydła, więc się nie wystrasz dobrze?

To wszystko było takie dziwne. Takie irracjonalne. Nikt o zdrowych zmysłach nie rozmawiał by teraz na takie tematy.

O takich rzeczach brzmiących jak wyssanych z palca.

I jeszcze traktować to, jakby to była prawda.

Ty: Uh... Ok? Ale.. Jak mnie znalazłeś?

T.T: Istoty takie jak my mamy specjalne znamiona na prawym nadgarstku, pojawiają się odrazu po narodzinach dziecka. Jeśli jesteś daleko - ma kolor czerwony, a kiedy jestem coraz bliżej, znamie stopniowo zmienia kolor z czerwonego na zielony.

Ty: Oh... Coś jak magiczny tatuaż?

T.T: Coś podobnego, ale na mnie już czas, nonstop mnie szukają. Nieprzerwanie. Musisz na sibie uważać, T.I. Ludzie stworzyli specjalne jednostki do łapania takich jak my i do eksperymentowania nami.

Przytuliłam go na pożegnanie z trudem go puszczając, a potem wyszedł.

Postanowiłam przemyśleć to wszystko i usiadłam na kanapie.

Nagle usłyszałam huk.

Obracam się, a tam Tord leży na ziemi przy schodach. Pewnie się przewrócił. Nagle wstał, spojrzał na mnie i podszedł.

Tord: Z.T.I(zdrobnienie twojego imienia)... Pøsprzåtaj mój pøkój.

Ty: Słucham?

Tord: Nø pløøøse..

Ty: Ty leniu.. Ok, ale potem... Kupujesz mi pół kilo bekonu.

Tord: økej, ale jak ci gø dam, to ødrazu schowaj.

Ty: Czemu?

Tord: Edd

Ty: A no tak to wiele wyjaśnia..

Poszłam do jego pokoju i...
Tegoco tu panowało nie dało się wyrazić w słowach.

Chociaż nie, jest jedno takie wyrażenie.

Boże, jaki tu burdel.

Wszędzie leżały ciuchy, chusteczki... Nawet nie chcę wiedzieć po czym..

Już szłam chwycić kosz na śmieci z kąta pokoju, gdy nagle plecy zaczęły mnie boleć.

O wiele mocniej niż przedtem.

Ból narastał w przerażająco szybkim tempie, aż w końcu upadłam. Krzyczałam z bólu.
Wtedy do pokoju wbiegli chłopaki, a ja zwijałam się z bólu... Potem poczułam ulgę i urwał mi się film.

__________________________________
Jaki dramat :O

837 słowa

Nikt o tym nie wiedział || [Eddsworld] Tom x Reader  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz