Ta twarz stanowiła nieodłączną część jej nocy i snów przez ostatnie siedem lat. Nie pomagało nic i wiedziała, że raczej nic nie pomoże. Na tym to w końcu polegało – nie miała zapomnieć.
Całe szczęście, że miała małego Tony'ego. Bez względu na to, skąd się wziął, uznała go za cud, za zbawienie. Jeśli miała szansę odnaleźć gdzieś szczęście, nie miała zamiaru szukać tam koszmaru. To dziecko miało być i było tylko jej.
Anthony był bystry, dociekliwy i niezwykle pogodny. Dokładała wszelkich starań, żeby miał szczęśliwe dzieciństwo. Była dumna, kiedy poszedł do pierwszej klasy i od razu okazał się prymusem. Nie przejawiał jeszcze zbyt wielu oznak swojej magiczności, ale dostrzegała różne drobnostki od czasu do czasu, jak przedmioty, które znajdywały się w jego posiadaniu, mimo że nie miał prawda po nie sięgnąć. Nad wyraz często tłukł i psuł też różne rzeczy i przypuszczała, że nie czynił tego celowo, a przez przypadek. Jeszcze nie powiedziała mu, kim jest, nie była pewna, czy w ogóle powinna to robić, ale zaczynała podejrzewać go o ukrywanie przed nią swojego daru. Pewnie nie chciał wyjść przed swoją mamą, ucieleśnieniem rozsądku, na dziwaka. Myśl o tym, że jej syn ukrywał przed nią swoje zdolności, czasem wzbudzała w niej rozbawienie, ale najczęściej jednak dominował smutek czy obawa.
Zastanawiała się niespokojnie, czy jego istnienie zostało już odnotowane przez Ministerstwo Magii, czy gdzieś na jakimś dokumencie widniało nazwisko jego biologicznego ojca. Z tego, co wiedziała, to wszystko zależało od ujawnienia się magicznych zdolności, to była magia, ale to działało też trochę automatycznie. Pytanie brzmiało: czy kiedy Tony skończy jedenaście lat, dostanie list? Czy będzie mogła posłać go do Hogwartu (czy tego, co teraz za niego uchodziło)? Z tego, co udało jej się dowiedzieć – bo czasem wpadł w jej ręce jakiś Prorok Codzienny – to wciąż nie była opcja. Teraz, co prawda sytuacja mogła się jakoś zmienić, ale nie miała złudzeń, że równie dobrze, wszystko mogło zostać takie, jak było.
Ziewając przeciągle, położyła na blacie przygotowane kanapki i mleko czekoladowe, które mały zaraz pochwycił w locie do drzwi.
– Chwileczkę, kolego.
Chłopiec sposępniał i powoli odwrócił w jej stronę. Hermiona zmarszczyła brwi. Co wywołało u niego taki nietypowy pośpiech? Czyżby się czymś denerwował? Zbliżyła się, przyglądając się mu podejrzliwie.
– O co chodzi, mamo? – spytał niewinnie.
Spojrzała w stronę jego plecaka, który jakoś schował za siebie, a który chyba strasznie mu ciążył.
– Odwróć się, drogi chłopcze.
Skrzywił się, przez ułamek sekundy, ale zauważyła. O tak, coś tam miał.
– Raczy pan dać mi zerknąć?
Z rezygnacją i ledwo, ledwo oddał jej swój plecak. Ze zdziwieniem wyjęła z niego młotek, kombinerki, dwa śrubokręty, pudełko śrubek, długi sznurek i parę innych przedmiotów zwędzonych ze schowka, gdzie trzymała narzędzia.
– To nie jest to, co myślisz!
– Mhmmm, to wcale nie wygląda jak sprzęt do budowy domku na drzewie. Ani trochę.
Spoglądał na nią oburzony oszczerstwem. Wyjąwszy wszystkie nadprogramowe rekwizyty z jego plecaka, spojrzała na niego poważnie.
– Tony, mówiłam ci, co sądzę o budowaniu domku na tamtym konkretnym drzewie.
– Ale to nie ja mam zbudować ten domek. Tylko George i chłopaki. Obiecałem pożyczyć mu te narzędzia, jeśli...
– Kim jest George?
CZYTASZ
Amnezja (ZAKOŃCZONE) - Tom Riddle
Fiksi PenggemarCzasem zapomnienie jest największym darem, a samopoznanie największym nieszczęściem. Hermiona walczy, ze wszystkich sił, o niepamięć. xXx Publikuję z mało znanego bloku.