Obudził ją okropny ból głowy albo może pukanie do drzwi jej pokoju.
– Mamo?
Przekręciła się i jej wzrok od razu spoczął na budziku. Na budziku, który dzwonił już dawno i uparcie, ale go nie usłyszała. Kiedy to do niej dotarło, przeklęła i skrzywiła się, widząc, że Tony wskoczył na jej łóżko. Uśmiechnął się krzywo, choć wyglądał na nieco zdenerwowanego. No jasne, wpadał w panikę, kiedy miał spóźnić się do szkoły.
– Zaspaliśmy.
Zaraz nastąpiła wielka szamotanina i gonitwa za przedmiotami niezbędnymi do wyszykowania jej syna. Niech zdąży przynajmniej na drugą lekcję, myślała, miotając się między robieniem mu kanapek a sprawdzaniem, czy wszystko spakował i ubrał się jak trzeba.
Tony wreszcie wypadł do szkoły, a ona rozejrzała się po mieszkaniu, przez które jeszcze przed chwilą przewijały się dwa tajfuny. Póki nie wypadła z pędu, udała się do łazienki, by szybko załatwić poranną toaletę. Jej odbicie w lustrze nie miało dla niej zbyt dobrych wieści, miała opuchnięte powieki i plamy na twarzy. Kiedyś wystarczył jeden czar odświeżający i wszystko wracało do jako takiej normy. Oparła dłonie na krawędzi zlewu i pochyliła się nieco do przodu. Musiała się zastanowić, czy nie jest jej niedobrze. Nawet nie było. Wdech i wydech. Głowa bolała ją za to jak cholera.
– Dam radę.
Czasem nie musiała sobie tego powtarzać, ale dziś tak, dziś był dzień, który zaczął się marnie. Oczywiście nie miała zamiaru tu tkwić. Weźmie laptopa do parku i tam spróbuje coś napisać. Nie, nie była żadnym detektywem. Kit, który mu wcisnęła, a z którego będzie musiała jakoś sprytnie zrezygnować. Tak to jest z kłamstwami wymyślonymi na poczekaniu. W rzeczywistości tłumaczyła artykuły z francuskiego do czasopism naukowych. Między innymi. Starała się, by każda praca, którą wykonywała, nie wymagała zbyt dużego kontaktu z ludźmi. Im mniej o niej pamiętano, tym lepiej.
Mimo że w głębi ducha rozpaczliwie pragnęła, by o niej pamiętano.
I tak wszystko, co robiła, wiązało się z ryzykiem. Tak już musiało być, ryzyko było wpisane w jej życie. Czasem odbierało jej oddech, czasem dodawało jej rozpędu.
Kiedy zamykała za sobą drzwi od mieszkania, przypomniała sobie o czymś i bez przekonania spojrzała w stronę numeru siedemnastego. Wreszcie ruszyła z miejsca i ostrożnie podreptała pod te drzwi. Przyłożyła do nich ucho i wytężyła słuch. Nic, cisza. Na pewno nikogo tam nie było. Jego potworna deklaracja padła dopiero wczoraj. Trudno, żeby miał się tu zjawić z samego rana.
Ruszyła do windy, która dziś jakoś nadzwyczaj wolno wiozła ją w dół, trzeszcząc nieprzyjemnie. Na dole szybko okazało się, że było dziś znacznie cieplej niż dzień wcześniej. Uderzył ją ten piekielny żar, który wlewał się do budynku przez przeszkolony dach w patio. Powinna się wrócić i wymienić te długie dżinsy na jakąś spódnicę czy krótkie spodenki, ale znała siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że droga w tę i z powrotem przyprawiłaby ją już o paranoję.
Choć właściwie mogłaby też spotkać go tu, teraz, za chwilę, za rogiem.
Wyszła z budynku. Przynajmniej trochę wiało. Do parku było blisko i już niedługo przechodziła na pół zacienionymi alejkami.
Gdy dotarła do swojego ulubionego miejsca, którego głęboki cień zapewniał jej nie tylko trochę ulgi, lecz także to, że dojrzy coś na ekranie komputera, rozłożyła swoje rzeczy na drewnianej ławie, koło laptopa stawiając butelkę z wodą.
Artykuł tłumaczył się i tłumaczył, aż po dwóch godzinach warknęła ze wściekłości, widząc, że przetłumaczyła tylko stronę, a to zdecydowanie nie było jej tempo. Co więcej, wyczerpała się bateria. I ten upał. Było zbyt gorąco, żeby myśleć. Czuła, że wyschła jej twarz, której nie posmarowała kremem. Tak, kiedyś wystarczyło zaklęcie, a dziś myślała o zbyt wielu rzeczach, by pamiętać o swojej cholernej, suchej skórze.
CZYTASZ
Amnezja (ZAKOŃCZONE) - Tom Riddle
Hayran KurguCzasem zapomnienie jest największym darem, a samopoznanie największym nieszczęściem. Hermiona walczy, ze wszystkich sił, o niepamięć. xXx Publikuję z mało znanego bloku.