۞ 6

1.3K 121 2
                                    

Violet's POV

- Pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś wyskoczyć, hm? - uśmiech blondyna, spowodował lekką poprawę mojego humoru.

Odkąd obudziłam się we własnym łóżku, śniąc własnie o tych słowach wypowiadanych przez jego pełne usta, które aż prosiły się o pocałunek (który z resztą również odgrywany był przez nas w scenariuszu pisanego moją szaloną wyobraźnie - potrafi być czasem naprawdę kolorowa) i pieszczotę.

 - To naprawdę bardzo bardzo bardzo dobry pomysł - mówię i wyskakuje z łóżka. Ból pomiędzy nogami, do którego zdążyłam się już przywyczaić przez te trzy tygodnie minimalizuje głębokie uczucie i pozwala oddawać się doznaniom.

Jezu brzmię, jak jakiś pierdolony seksuolog.

Wynurzam się z łózka, czując pod stopami puchowy dywan. Ziewam i zasłaniam dłonią usta, po czym przerzucam ciężar ciała na nogi i wstaje. Po omacku szukam majtek, po czym wbijam się w nie, wzrokiem przeszukując pomieszczenie czy oby czasami moja bluzka nie leży w nim gdzieś na przykład na hm, żyrandolu.

Znająć temperament mojego kolegi i jego silne ramiona jestem pewna, że gdyby chciał mógłby sprawić że t-shirt znalazłby się w Pradze lub jeszcze dalej.

W końcu napotykam czerwoną flanelę mojego przyjacielo-chłopopaka i zapinam ją to połowy tak, by lekko uchylała mój biustnonosz.

Przez tę całą praktykę, czy jak mogłabym to nazwać czuję się lżej - nie czuję nic więcej niż tylko przyjaźni, a serce mniej boli mnei gdy widzę rozstania w filmach romantycznych.

To naprawdę działa i cieszy mnie to niezmiernie.

W dodatku stałam się bardziej pewna siebie - proszę państwa, wynalazłam kolejne plus. Eeeeeeha!

Nie ma we we mnie smutku  - nie odczuwam go wcale (no może prawie), ale wiem że niedługo to wszystko zniknie, zginie gdzieś w mojej pamięci i nie będę nawet o tym pamiętać.

A to wszystko daje mi obojętność ze strony Ashtona, która w pewnym sensie działa jak lek na całe zło.

Powiedzmy sobie szczerze - każda kobieta kocha być odrzucaną, gdyż za każdym wracem wraca do swojego mężczyzny, kochając go nawet sto razy bardziej i nie wiedzieć czemu z każdą spędzoną godziną na myśleniu właśnie o nim, rozpacza będąc jeszcze mocniej zdesperowaną.

Gdy patrzę na to z perspektywy czasu myślę, że to czysty idiotyzm. Jednak stara Violet, ta którą byłam jeszcze dwadzieścia pare dni tem,  właśnie taka była - żałosna i słaba.

Byłam słaba.

Lecz teraz jestem co raz bardziej silna, czuję to w kościach. Po prostu to wiem, widząc że chociażby nie zależy mi na niczym innym tylko na seksie. Mogę napawać się szczęściem wypływającym z naszej relacji opierającej się tylko na szczeblach łóżka i nie czuć się winną.

Przechodze do kuchni i opieram się na aneksie kuchennym. Wzdycham, odgarniając włosy z czoła, po czym podkskuję i usadawiam się na blacie.

Milion roznosi się w powietrzu kuchni, a zapach perfumu drażni moje nozdrza. Nie tylko dlatego że jest piękny i kuszący - a uwierzcie że taki jest - ale i dlatego, że należy do niego. Mojego w pewnym sensie zbawiciela, który podał mi rękę, sam tak naprawdę z początku troszkę spychając mnie w przepaść.

Ale nie przeszkadza mi to.

Obojętność jest w pewnym sensie dobra i jest tą alternatywą, któa pozwala nam nauczyć się tego braku zainteresowania. Uczy, że w sumie nie jesteśmy panami świata, władcami kosmosu i księżniczkami z Kaukasu, bo na szczęścia, gdyby każdy miał taką włądzę i każy obchodziłby się każym powstał by jeden wielki chaos.

Słyszę dźwięk gitary, który płynie z głośników w moją stronę. Gładziutki głos Johna Johnsona uspokaja moje bębenki i rytm serce do normalnego bicia.

Śmiech Ashtona lekko zakłóca śpiew piosenkarza, gdy próbuję tańczyć i stawiać kroki lewą stopą, skacząc na czarne płytki w kuchni. Chłopak próbuje mnie naśladować, zeskakując za mną.

- Make you banana pancakes, pretend like it's the weekend now - krzyczę, próbując przekrzyczeć Irwina, ruszając biodrami w rytm ukulele. Słyszę jego słdoki chichot, który mimo to że nie wydaje się męski jest tak cholernie seksowny.

Ugh!

Nie to że zaczynam go lubić. Wcale tak nie jest, ja po prostu zaczęłąm zauważać swoje błędy i naprawiam je. Jak tylko mogę.

Piosenka powtarza się w kółko i w kółko, a Johnson przez całe trzy minuty śpiewa o deszczowej weekondowej pogodzie i bananowych naleśnikach prosto z Ameryki. Tych puszystych, podawanych z sosem klonowym.

Zjadłabym takiego.

Mam na niego prawie taką ochotę jak na Irwina. Te jego bujne włosy i zadrapane przeze mnie plecy.

Oczywiście wszystko po przyjacielsku.

- Masz ochotę na pancakesy? - jego uśmiech sprowadza mnie na ziemię.

Oh boy! Czy ten chłopak naprawdę przeczytał moje myśli? To jest conajmniej dziwne.

- Wyjąłeś mi to z ust panie Irwin - odwzajemniam czuły gest i naciągam koszulę za pośladki. Czuje silne dłonie obejmujące mnie w tali, po czym podwijające po omacku materiał do góry. - Co ty robisz? - wybucham śmiechem i odwracam się twarzą do blondyna.

- Niepotrzebnie się zakrywasz moja droga - przyznaje, łapiąc mnie za nadgarstki. Przyciska je do blatu kuchennego. - Twoje pośladki są boskie - pokazuje mi zęby a ja (ledwo) wyrywam się z jego ciasnego uścisku, co było nielada wyzwaniem.

Jednak kto jak kto, ale niezdarna Violet Harmon nie poradziły sobie z taką sytuacją? Proszę!

- Co będzie nam potrzebne? - pytam, a chłopak wzdycha i zaczyna mówić:

- Mąka, jakieś mleko, pewnie soda i - przeciaga, zanurzając się ustami w mojej szyi. Odpływam. W zbyt dalekie lądy jak widać - mały całus.

Olśniło mnie.

THE HEARTBREAKER CODE ۞ IRWIN ۞ 5SOSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz