۞ 10

606 72 4
                                    

Violet's POV

Nie będę dzwoniła sto razy - jeśli nie odbiera to jest jego problem.

- Ashton, przepraszam Cię bardzo, lecz niestety nie mogę z wami pojechać - nagrywam się po sygnale.

Opadam na łóżko i przymykając oczy zapadam w ciszy. Czuję jak moje plecy wtapiają się w materac. Jestem strasznie zmęczona. Ostatnie dni nie dały mi ani chwili odpoczynku, nie mówiąc już o śnie, o którym od tak dawna marzę.

W moich myślach rozbrzmiewa tylko jedna myśl - co ja ze sobą robię? I jak tego dokonałam? To już dwie, choć przyznam szczerze że z matematyki dobra nie byłam nigdy.

Jeszcze niedawno rumieniłam się słysząc słowo seks, a teraz sama je uskuteczniam, prawie codziennie. Czuje, że wszystko jest inaczej - tak jakbym się odwróciła i poszła w drugą stronę, cofała ku dobremu.

Nie wiem czy stawanie się zimną suką jest sposobem na życie, ale nawet jeśli nie, to chcę spróbować.

To nie jest tak, że kocham Ashtona. Proszę. To nie chłopak dla mnie, jest zbyt... sobą? Nie wiem. On jest po prostu inny, ale nie inny w taki sposób, w którym mnie jakoś pociąga, a bardziej tak... Na odwrót? Nie wiem. W każdym razie jestem pewna, że go nie kocham i mam nadzieję, ba! Wiem, że tak nigdy nie będzie. Nie ma takiej możliwości.

- Violet - wzdrygam się na dźwięk otwierających się drzwi.

- Tak mamo? - pytam, lustrując kobietę wzrokiem. Nieźle się trzyma jak na tą sławną czterdziestkę.

- Masz gościa - zniżyła głos do szeptu.

Nie wiem czego spodziewałam się po tych słowach, jednak ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam w nich ostatnią osobę, o której mogłabym pomyśleć jako o moim gościu.

- Matt? - z prędkością światła wstaje z łóżka, a matka widząc gniew w moich oczach ulatnia się z pokoju tak szybko, że nawet tego nie zauważam. - Co tu robisz do cholery?! - ściszam głos na przekleństwach - nawet w chwilach gniewu nie zapominam o tym, że mój ojciec to pieprzony pastor. - Pomyliło Ci się? Lorrie mieszka trzy przecznice stąd!

- Nie przyszedłem do Lorrie... - próbuje się tłumaczyć, jednak ja mu przerywam.

- To do kogo? - stawiam pytanie odważnie - Bo na pewno nie do mnie - zaciskam szczękę. - Słuchaj kolego... Dawno ze sobą skończyliśmy, więc coś tu zostawiłeś, że tu cholera przychodzisz?

- Słuchaj, ja wiem, że...

- Nie, to ty mnie słuchaj - uśmiecham się kpiąco - jesteś beznadziejnym frajerem, nienawidzę Cię i jeśli zaraz stąd nie wyjdziesz to przysięgam, na wszystko co mi święte, że zwołam tu pierdolony gang z Detroit, wskrzeszę pieprzonego Tupaca i roztrzaskam Ci tą pierdoloną twarz, dotarło?

- Po prostu chcę Cię przeprosić - mówi, bawiąc się dłońmi. Widzę, że jest zdenerwowany, lecz nie wiem dlaczego - nie wiem, czy on myśli, że może rzucę się w ramiona, ale mam zamiar w tej chwili wybić mu to z tej jego tępej główki.

- Za co? Za bycie imbecylem? Tego nie zmienisz, kochanie - mój sarkazm chyba rośnie z każdym dniem mojego życia. - Nie wiem co próbujesz osiągnąć, ale proszę Cię wyjdź stąd i więcej nie pokazuj mi się na oczy.

- Chciałbym żebyśmy do siebie wrócili - duka powoli.

- Na głowę upadłeś? - wybucham śmiechem. Nie dowierzam. - Nie wiem co ci się stało, ale wiem co może Ci się stać jak stąd zaraz nie wyjdziesz.

- Proszę Cię tylko o jedną szansę Violet - patrzy mi w oczy. Próbuje złapać za rękę, ale uniemożliwiam mu to.

- Słuchaj kolego, wyjdź w tej chwili - pokazuje palcem na drzwi. - Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego, rozumiesz? Nic, a nic.

- Jak wolisz tego frajera, to tylko i wyłącznie Twoja strata - mówi, po czym kieruje się do drzwi.

- Frajera?

- Frajera - odpowiada. Co za imbecyl. - Kocham Cię Vi.

- Szkoda, że ja Ciebie nie - uśmiecham się i patrzę jak znika w drzwiach.

Nie mam pojęcia po co moja matka go wpuściła, ale wypomnę jej to jak tylko ją zobaczę.

Nienawidzę tego pierdolonego śmiecia. Niech zdechnie gdzieś pod samochodem, niech się zaćpa, cokolwiek, bym nie musiała nigdy więcej oglądać jego twarzy.

Marzenie.

Zatapiam twarz w poduszce, głęboko wzdychając.

Nie wiem czego oczekiwał przychodząc tutaj... Powrotu? Zaczęcia znowu tej "miłości"? To nawet nigdy koło miłości nie leżało. Nie wiem co w nim widziałam. Byłam strasznie głupia, lokując swoje zauroczenie w takiej osobie.

Spoglądam w okno, patrząc jak wychodzi przez ogrodzenie mojego domu.

Zerka w moje okno i mruczy coś pod nosem, patrząc wzrokiem jakiegoś taniego romantyka. Ze wściekłością podnoszę się i zasłaniam zasłony.

Ładny, idealnie skoszony trawnik, a na nim świecąca się rosa z dzisiejszego deszczu i piękne tulipany posadzone w równiutkim rzędzie, dobierane kolorystycznie.

Szkoda, że moje myśli nie są tak posegregowane jak te tulipany, które mam w ogródku.



Wracam i przysięgam, że naprawdę wracam. Wiem, że rozdział jest krótki, ale wam to wynagrodzę, obiecuje.

Kocham Was i proszę, żebyście tu były z mną, nawet jak Was zawodzę.

Miałam naprawdę dużo na głowie, ale nawet to nie powinno być powodem, dla którego dodaje 3 rozdziały na rok.

Postaram się poaktualizować wszystkie książki, zobaczymy co z tego wyjdzie:)

całuski

THE HEARTBREAKER CODE ۞ IRWIN ۞ 5SOSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz