Jej! Napisałam ten rozdział od podstaw, nie zabijcie mnie ale ostatnio pisanie przychodzi mi z trudem. Chyba zawieszę wszystkie blogi do lipca, by zebrać myśli, edytować niektóre treści. może zmienić oprawę graficzną, może w ogóle z nimi nie wrócić i zastąpić nowymi historiami, które czekając na debiut gnieżdżą się w mojej poczekalni.
Przepraszam, że taki króciutki, ale jak napisałam, nie stać mnie na nic lepszego, muszę teraz naciagać oceny (TAK - U MNIE W SZKOLE JESZCZE NIE WYSTAWILI - CZAICIE KUŹWA) i starać się o pasek, poza tym jadę za tydzień na wakacje i też chciałabym odpocząć, co nie oznacza jednak całkowitej przerwy od pisania, o boziu, nie! Wręcz przeciwnie - mam zamiar porozwijać się troszeczkę.
Dobra, nie będę więcej Wam przynudzać, ale jeśli dotrwaliście do końca to gratuluję wytrwałości, a nagrodą jest świeża piąteczka, przed chwilą jeszcze edytowana, hihi:)
Kocham Was bardzo mocno, te wasze opinie i tu i na twitterze są tak ciepłe, że nie mogę uwierzyć, ze ktoś w ogóle to czyta, nie liczyłam na to.
Dziękuję, że jesteście.
Ashton's POV
- Całkiem niezła - komentuje Calum, a Luke przygryza wargę.
- Jak na małolatę i wieczną dziewicę jest naprawdę niezła w łóżku - uśmiecham się triumfalnie.
- Naprawdę chcesz złamać tej małej dziecince jej bezbronne serduszko? - jęczy, a ja spoglądam na niego. Czy on coś ten? - Skoro tak, to ja z chęcią pomogę jej je zoperować - uśmiecha się, a ja uderzam go w ramię i przewracam oczami.
- Odwal się od niej - kwituję, a on mamrocze coś pod nosem.
- Luzik stary - uspokaja mnie. Nie musi wcale mnie uspokajać! - Żartowałem, spokojnie - uśmiecha się, a ja wyciągam paczkę papierosów z kieszeni bluzy.
- Miałeś nie palić - uprzedza mnie Michael. Pioruny w moich oczach ciskają w jego stronę. Nie lubię jak ktoś mnie upomina, w szczególności jeśli chodzi o to co robię.
To takie denerwujące, gdy ktoś nakazuje ci robić różne rzeczy, albo mówi ci nie rób tego, nie rób tamtego, a najlepiej to w ogóle idź do kościoła i się pomódl.
Ale nie zrobię nic z tym, że może się o mnie martwić.
W końcu jesteśmy dla siebie jak bracia, co prawda bez więzów krwi jednak na tyle dobrze się znamy, że możemy nazwać się naprawdę dobrymi przyjaciółmi, nawet jak wspomniałem - braćmi. Wszyscy w czwórkę jesteśmy jak trzej muszkieterowie, tylko jest nas czterech.
Dobrzy kumple od piwa i lasek, mieliśmy kiedyś zespół, i oh ironio graliśmy nawet wcale nie tak źle. Muszę przyznać, że byliśmy całkiem nieźli, szkoda tylko że jakoś nam po prostu nie wyszło. Nie pykło i już.
Wkładam papierosa do ust i sięgam po zapalniczkę z ręki Caluma, który uprzednio burczy coś pod nosem z ironią. Nie lubi kiedy porzycza się od niego ognia, gdzie głównie jestem to ja i moja ochota na papierosa.
Miałem zasadę, żeby nie palić w domu, ale wiecie co? Pieprzyć zasady. Pieprzyć w ogóle wszystko, wszystkie dziewczyny, szczególnie te ładne, pieprzyć Violet, pieprzyć wszystko.
Właśnie.
Violet.
Nie miała czasem wpaść wieczorem?
- Która jest godzina? - pytam, wyrywając się z pozycji siedzącej. Staję przed nimi, a w ich oczach widzę lekkie rozbawienie; mam wrażenie że zaraz wybuchną śmiechem.
Jezu, jestem popaprańcem.
- Dwadzieścia po szóstej - oznajmia Clifford, odrywając wzrok od tarczy swojego zegarka. Jezu, jak ten czas szybko leci, ja pierdolę.
- Kurwa - jęczę i siadam na kanapę pomiędzy Luke'a i Caluma. Oboje patrzą na mnie dziwnym wzrokiem, jakbym zwariował.
I tak się w sumie czuję.
- Co jest stary? - Hood klepie mnie po plecach, a ja syczę.
- Kurde, nie chcę Was w żaden sposób wypraszać, ale chodzi o-
- Chodzi o laskę, prawda? - odzywa się Luke, przygryzający wnętrze polika.
- O tą Violet? - uśmiecha się Michael, poruszając brwiami.
- O żadną Vio-
- Napewno chodzi o Violet! - krzyczy Calum i przybija high five z Cliffordem, który swoją drogą po raz kolejny zmienił kolor włosów. Jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć?
- To dziecko - mówię. - Ona jest w wieku Luke'a! - krzyczę, a oni wzruszają ramionami, prócz Hemmingsa, który wydaje się być poruszony moimi słowami.
- Ej! - klepie mnie w ramie, a ja przewracam oczami. - To tylko dwa lata różnicy panie jestem wielce doświadczony i dorosły.
- Jezu - jęczę, uderzając się otwartą dłonią w czoło. - Nie możemy po prostu przełożyć naszego spotkania na następny piątek, albo nawet i na jutro? - pytam, a wszyscy wzdychają. - Proszę? - marszczę czoło.
Rzadko zdarza się sytuacja, gdy to ja ich o coś proszę; po prostu nie lubię się płaszczyć, tylko iść prosto do celu, nawet jeśli po trupach, ponosząc jakieś ofiary w ludziach i uczuciach.
Tacy są łamacze serc, przepraszam jeśli rozwiałem jakiekolwiek nadzieje o moim człowieczeństwa słonka.
To po prostu życie.
- Jezu, dobra - Luke wstaje z kanapy skupiając na sobie uwagę cąłej naszej trójki. - Skoro jakaś pieprzona szmata jest dla Ciebie ważniejsza niż kumple, to-
- Nie nazywaj jej tak, jezu - podnoszę głos, gdzie wzrok Mike'a i Caluma ląduje to na mnie to na Hemmingsie. - Daleko jej do szmaty, z resztą - wciągam powietrze nosem - skąd ty to możesz wiedzieć, skoro nigdy w życiu jej nie widziałeś?
- A skąd wiesz? - wyrywa się Luke. O czym on pierdoli? - Może Twoja grzeczna i dziewicza koleżanka wcale nie jest taka niewinna? - burczy i odwraca się by wyjśc, jednak widzę po nim, że ma coś jeszcze do powiedzenia, z resztą wcale się nie mylę, bo otwiera usta i znów się odzywa: - Jestem pewien, że to ty skończysz złamany Ashton i to przez tę twoją całą Violet, zobaczysz - syczy i znika za drzwiami, które trzaskają w zawiasach.
Zaciskam pięści.
- Uspokój się Ashton - czuję małą dłoń na plecach. Cienki głos, z którego jeszcze nie wypiłem stu słów, a jest mi tak dobrze znany.
- Co ty tu robisz Violet? - pytam a ona się uśmiecha. Strzepuję jej dłoń ze swoich ramion i spoglądam na nią wnikliwym wzrokiem.
- Byliśmy umówieni na siódmą, nie pamiętasz? - uśmiech wkrada się na jej małe usta spierzchnięte od panującego tu suchego kllimatu.
- Tak przepraszam, ja po prostu, ja-
- Zostawimy Was samych - wypala Calum, o którego obecności kompletnie zapomniałem. Wychodzi z pomieszczenia, ciagnąc za rękę Michaela. który tylko wkłada palec to złożonego kciuka i wskazującego. Śmieję się w myśli.
Och, będę dzisiaj moczył Michael.
CZYTASZ
THE HEARTBREAKER CODE ۞ IRWIN ۞ 5SOS
أدب الهواةKiedy próbujesz kogoś naprawić, zazwyczaj sam się psujesz, a z kim się zadajesz, takim się stajesz. Nic zazwyczaj nie kończy się szczęśliwie.