A więc here it comes, trzeci rozdział, tak. Jest strasznie... specyficzny xd Nie jestem z niego zadowolona i robiłam wszystko żeby go poprawić, bo jakoś... idk, nie urzekł mnie? Och keczok wymyślasz xd Po prostu chciałabym aby wszystcy którzy czytają rozdział SKOMENTOWALI GO jakąś króciutką uwagą, gdyż to naprawdę daje mi kop w tyłek i od razu chce mi się pisać rozdział; bo wiem że jest dla kogo c: Chyba nie doczekam się nigdy tego zwiastunu, no ale cóż xd
Nie umiem czekać, jezu chcę tak bardzo poznać waszą opinię, srsly zsfssefsefsefsefsef
Chciałabym powiedzieć tylko, że na rozdział czwarty będzie trzeba poczekać, gdyż nawet nie zaczęłam go pisać z powodu braku czasu, jednak mam nadzieję że nie ma problemu i będzie okej haha :)
Ashton tu jest taki... omg so weird. Idk, mam nadzieję że chociaż polubicie ten rozdział :) Kocham was, mimo to, że jesteśmy razem dopiero od 3 rozdziałów haha xx
Violet's POV
- Jestem! - krzyczę, przechodząc przez próg domu jednak nie odpowiada mi nic tylko głucha cisza. Wyglądam zza ściany, patrząc na unoszących w górę dłonie ludzi, wśród nich mojego ojca, trzymającego za rękę jakąś siwą staruszkę i faceta w średnim wieku. - Zachciało mu się mszy - charczę pod nosem, kręcąc głową.
Od kiedy ojciec przeniósł swoją świątynie do naszego domu, codziennie po powrocie do domu zastawałam go z jakąś grupką nieznanych mi ludzi, odmawiających jakieś słowa po łacinie w strasznie dziwny sposób.
Jest a dziesięć siedemnasta, zaraz zapewne sobie pójdą.
Wchodzę na górę, parę razy potykając się o własne nogi. Nie od dziś wiadomo, że skromna Violet Harmon, córka Pastora Teda Harmon, jest największą łamagą na świecie i nie potrafi iść prosto o własnych nogach w najbardziej trzeźwym stanie.
Taka po prostu się urodziłam; niestety.
- Cześć mamo - całuję matkę w policzek, gdy ona uśmiecha się do mnie ciepło.
- Cześć Violet - mówi i kontynuuje prasowanie spranej już podkoszulki. Jest ciepło, dlatego decyduję się otworzyć okno by wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Słońce świeci, a jego promienie muskają moją skórę gdy zbliżam się do okna. - Jak minął Ci dzień? - pyta, jednak nie daje mi odpowiedzieć. - Matka Jenny nie miała problemu z tym, że zostałaś u nich tak długo?
- Namawiała mnie jeszcze do pozostania, ale stwierdziłam, że stęskniłam się za najkochańszą matką na świecie - kłamię, przytulając się do niej. Nie było żadnej Jenny, tym bardziej jej matki.
Słyszę ciche zamknięcie drzwi i ciężkie kroki na schodach.
- Witam Cię Violet - ojciec wchodzi do pokoju. Jest zły, gdyż nie podchodzi i nie całuje mojego czoła tak, jak ma w zwyczaju. Coś musiało go rozzłościć. - Gdzie byłaś tak długo? Nie przypominam sobie, żebyśmy umawiali się o piątej - syczy, a ja wzdycham.
- Ted-
- Nie Isabelle, ciągle nie ma jej w domu - tłumaczy, podpierając ręce pod boki. - Ciągle gdzieś wychodzi, nie ma jej nocami - ciągnie, a przestałe prasować. - Przestałem wierzyć w te wszystkie koleżanki.
- Tato-
- Nie tato, żaden tato - przerywa mi. Jest to dość upokarzające zwłaszcza, że sam uczył mnie że każdemu należy się szacunek i prawo do wypowiedzi, co równe jest z nie przerywaniem i wysłuchaniem drugiej osoby. - Wydaje mi się, że powinnaś zostać dzisiaj w domu Violet.
- Ale muszę dokończyć projekt z biologi z Beccą - tłumaczę, a ojciec kręci głową; jakby z rentgenem w oczach wiedział, że kłamię.
Wzdycha; czuje się bezradny. Z jednej strony zapewne bardzo chce żebym siedziała w domu, a z drugiej zależy mu na moich ocenach.
CZYTASZ
THE HEARTBREAKER CODE ۞ IRWIN ۞ 5SOS
FanficKiedy próbujesz kogoś naprawić, zazwyczaj sam się psujesz, a z kim się zadajesz, takim się stajesz. Nic zazwyczaj nie kończy się szczęśliwie.