Cześć aniołki! Przychodzę że świeżą czwóreczką, bo jeszcze przed chwilą poprawianą:) Jest krótki, to prawda, ale od czasów blogspota odzwyczaiłam się od pisania długich i obszernych rozdziałów, przepraszam. Spróbuję się naprawić, może coś z tego wyjdzie. Poza tym jest jeszcze nicotine (na które z resztą serdecznie was zapraszam jeśli #stressed #depressed to wasze upodobanie i jesteście ashton girls lub lubicie czytać opowiadanie o dimplesie)
Od razu mówię, że gdy piszecie że to dzieje się za szybko, to nie przepowiadajcie, bo to nie będzie tak jak myślicie. Jestem tu nowa, ale Ci którzy są tu ze mną od blogspota (MOCOH, FWB, są tu tacy? xd) wiedzą, że większość moich histori nie kończy się szczęśliwie, z resztą same zobaczycie.
Mam nadzieję, że nie raz Was zaskoczę, że rozdział się Wam spodoba no i że go skomentujecie. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, komentujcie i ENJOY! :)
ILYSM xAshton's POV
Promyki słońca delikatnie muskają moją skórę, co drażni moje oczy. Co za debil nie zasłonił rolet, myślę siadając na łóżku. Ku mojemu zaskoczeniu, Violet nie śpi przy moim boku, gdyż zwyczajnie nie zauważam jej drobnej postury zakopanej w śnieżnobiałej pościeli.
Zapewne po prostu wyszła. Nie dziwię się jej, i tak ledwo tu przyszła.
Jednak zapach świeżo parzonej kawy zdradza obecność dziewczyny w domu. Ciche kroki stawiane na panelach kuchni zapewne także należą do Harmon.
- Dzień dobry - mruczę, drapiąc się po karku, a dziewczyna jak poparzona odwraca się w moją stronę, posyłając mi przepraszający uśmiech. - Myślałem, że wyszłaś - mówię, zasiadając przy wysepce kuchennej.
- Skądże - posyła mi szczery uśmiech. - Chcesz kawy? - pyta, a ja cicho dziękuję ja za tę propozycję.
- Wydaje mi się, że za dużo się całujemy - wypalam, a dziewczyna zaczyna się śmiać.
- Z jednej strony muszę się zgodzić - przytakuje, nalewając kawy do dwóch, takich samych kubków.
Wzdycham, powstrzymując się od uśmiechu.
- Nie o to mi chodzi, pani mądralińska - wytyka mi język. - Chodzi mi raczej o to, że tylko praktykujemy i w dodatku nie to co trzeba - przyznaję, a dziewczyna w pewnym sensie przyznaje mi rację. - Jeśli chodzi o całowanie, to mógłbym nawet powiedzieć, że jest go wręcz za mało - zasiada na blacie, a jej policzki przybierają kolorów.
Przyzwyczaiłem się do tego, jak działam na dziewczyny, a w szczególności takie, które mało wiedzą o tym wszystkim okrytym mianem seks i inne.
- Dlatego też powinniśmy zabrać się za teorię kochanie - mrugam do niej, a ona jeszcze bardziej się peszy. - Musimy znaleźć Ci jakiegoś kochasia, na którym trochę potrenujesz, hm? - proponuję. - Taka zasada numer dwa, na teraz - podchodzę do niej, rozpinając guzik mojej koszuli, którą ma na sobie, odsłaniając kawałek jej piersi - nabierz trochę pewności siebie, skarbie.
Patrzymy sobie w oczy, gdy dziewczyna spuszcza koszulę na dół, zostając w samych figach. Uśmiecham się do niej, widząc że to co mówię działa na nią i sprawia, że się zmienia.
- O to mi chodziło, Violet - uśmiecham się, a przestrzeń między nami znika.
***
- Do zobaczenia wieczorem - mówię, opierając się o framugę drzwi.
- Do zobaczenia - uśmiecha się, a ja zamykam za nią drzwi. Stukot obcasów jej botek przebija się przez drzwi, dopóki nie przerywa go głośne szarpnięcie zamykanego wejścia. Staję w oknie czekam, aż ujrzę jej zgrabną sylwetkę odchodzącą się ode mnie i odbiegającą w swoją stronę. Wyglądam zza szyby, i widzę jak smukłą sylwetka oddala się z zasięgu mojego wzroku i gubię ją, a ona znika w tłumie, gdyż godzina druga jest tą, w której większość ludzi wychodzi z domów i robią za dodatkowy tłum na ulicy.
Wychodzę na balkon i odpalam papierosa; jest dość duszno jak na majowe popołudnie. Płomień pokrywa bibułkę, a ja zaciągam się dymem, by po chwili znów wypuścić go nikło z ust. W nozdrzach góruje zapach tytoniu, za którym mój bodziec szaleje. Uwielbiam ten stan.
Tytoń mąci mi w głowie, gdy opieram się o ścianę.
Wyciągam komórkę z tylnej kieszeni spodni, i wysyłam smsa do Luke'a. W jakiś sposób czuję się osamotniony, sam nie wiem dlaczego.
Potrzebuję czyjegoś towarzystwa.
Zaciągam się papierosem po raz ostatni, zgaszając go o popielniczkę, stojącą na balkonowym parapecie, po czym wystawiając rękę zza barierek upuszczam przygaszonego peta na ulicę, gdzie zostaje od razu rozjechany przez jadący samochód. Podniosłem się z nagrzanych płytek balkonowych i wszedłem do mieszkania, w którym od razu uderza mnie przyjemne uczucie chłodu.
Lubię ten stan, kiedy spokój dręczy moją duszę, mimo to że tak bardzo się o niego ubiegam.
Jednak samotność zaczyna mi doskwierać, gdy postanawiam zadzwonić do chłopaków, żeby wpadli na jakieś piwko, ewentualnie może jakiś mecz. Sam nie wiem.
Przybyli jednak bardzo szybko, gdyż w parenaścię minut już słyszałem, jak domofon sygnalizuje przyjście gości, wpisujących kod bezpieczeństwa, by przedostać się do klatki schodowej.
***
- Nie peniaj, Lucas! - krzyczy Calum, a Luke zaciąga się skrętem. Uwielbiam takie chwile, gdy w czwórkę, możemy posiedzieć razem, porozmawiać od czasu do czasu i po prostu cieszyć się swoim towarzystwem.
Hemmings krztusi się a śmiech niepohamowanie wydostaje się z moich ust. Chłopak spogląda na mnie gniewnie a ja udaję, że to co miało miejsce jeszcze minutę temu wcale mnie nie śmieszyło.
- Co tam u Ciebie Irwin, huh? - zagaduje Michael. Czy miałem im powiedzieć o tym, że jeszcze parę dni temu rozdziewiczyłem laskę, która po moim bacznym okiem będzie łamać serca jak skurwysyn pański? Nie jest to dobry pomysł.
- W porządku - zgniatam puszkę piwa i odrzucam pod ścianę, gdzie ta obija się swoją metalową konstrukcją o inne i wydaje głośny dźwięk. - Jest dobrze, nareszcie pozbyłem się Ashley-
- Ona ma na imię Jessica - podpowiada Calum.
- Oh, nieważne! - jęczę, machając ręką. - W każdym razie, Ashley, czy tam jak jej tam Jessica w końcu zniknęła z mojego życia, a ja nie muszę już męczyć się jej towarzystwem - opieram głowę na wezgłowiu kanapy i kładę nogi na stoliku, gdzie mój but delikatnie trąci buteleczkę whiskey.
- Miała ładne cycki, tak by the way* - wtrąca Luke.
- Ale jest od ciebie o siedem lat starsza! - śmieje się Michael.
- Od ciebie o sześć, więc się tak nie ciesz pacanie - odgryza się Hemmings. Uczy się.
- Naprawdę tylko tyle u ciebie słychać Ashton? - mówi Calum, siadając bliżej mnie, by nie rozmawiać pomiędzy tymi debilami, którzy zaczęli wykłócać się o różnicę swojego wieku. - Ostatnio widziałem Cię w towarzystwie niskiej, szczupłej blondyneczki - przełykam ślinę. - I całowaliście się - uśmiecha się.
- Oh, Violet - mruczę, przymykając oczy. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Z korzyściami? - rusza brwiami.
- Powiedziałbym raczej, że korzyści są po jej stronie, ale-
- Ale? - śmieje się.
- Ale można tak powiedzieć - dodaję i powracamy do rozmowy z pozostałym towarzystwem znajdującym się w tym pokoju.
*by the way - coś podobnego do poza tym, nie wiem jak to wytłumaczyć (może nie wszyscy wiedzą czy coś xd)
CZYTASZ
THE HEARTBREAKER CODE ۞ IRWIN ۞ 5SOS
FanficKiedy próbujesz kogoś naprawić, zazwyczaj sam się psujesz, a z kim się zadajesz, takim się stajesz. Nic zazwyczaj nie kończy się szczęśliwie.