- Teraz wiemy już na 100% i... - Odparł pewny siebie doktor Rieger, siadając za swoim biurkiem, dokładnie na naprzeciwko mnie. - Mamy złe wieści. - Trzymał mnie w skupieniu, podnosząc mi tym samym poziom adrenaliny. Bez głośnie przełknęłam ślinę, delikatnie uchylalając swoje wargi.
- Czy... - Nagle przerwałam, czując, że robię się blada jak ściana. - Czy mam raka?
- Masz Rose białaczkę. - Odparł z kamiennym wyrazem twarzy, ponownie przeglądając coś w moich papierach.
- Ale... Ale jak to? - Nie mogłam się z tym pogodzić.
- Spokojnie... Rozumiem twoje zachowanie, ale posłuchaj mnie. - Przez swoje zaszklone oczy spojrzałam się prosto w jego ciemne źrenice, zachowując spokój. - Masz 19 lat... nawet nie masz pojęcia ilu ludzi w twoim wieku choruje na tę chorobę. - Próbował mnie pocieszyć, co mu się za bardzo nie udało. - Ponad 70% osób z tego wychodzi, a zawsze trzeba być dobrej myśli. - Posłał w moją stronę delikatny uśmiech, który całkowicie zignorowałam.
- Niech pan mi obieca, że utrzyma mnie jak najdłużej przy życiu... - Oparłam się dłońmi o biurko, czekając na jego reakcję.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ciebie wyleczyć Rose. - Między nami zapadła krępująca cisza, którą po kilkunastu sekundach przerwał doktor Reiger. - Nawet w najgorszych przypadkach trzeba być dobrej myśli i nie tracić w siebie wiary. - Odparł nieco bardziej przygnębionym tonem głosu. - W takim razie masz jakieś pytania? - Pokiwałam przecząco głową, na co wstał ze swojego miejsca. - Dobrze, w takim razie dziękuję tobie bardzo za wizytę. Skontaktujemy się z tobą w najbliższym czasie, życzę zdrowia. - Śmieszne... Wstałam ze swojego poprzedniego miejsca, z rękami założonymi na piersiach, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
- Dowidzenia. - Odparłam krótko i nawet nie czekając na odpowiedź wyszłam z gabinetu.
Szłam przez dłużący się w nieskończoność korytarz, czując na sobie wzrok wszystkich tu zgromadzonych ludzi. Starałam się utrzymać łzy, aby pokazać, że jestem silna.
Wyszłam z oddziału Onkologii i przyspieszyłam krok, chcąc jak najszybciej stąd uciec. Przeszłam przez próg szpitala, szukając intensywnie po kieszeniach paczki papierosów. Jest! Najlepsze lekarstwo...
Trzymając w swoich trzęsących się dłoniach jednego z papierosów, szybko odpaliłam go, od razu zaciągając się.
Ze spuszczoną głową poszukałam swojego samochodu, w tym samym momencie zajmując w nim miejsce. Oparłam głowę o kierownicę, zaciskając swoje dłonie w pięści. Popłakałam się jak małe dziecko, w niektórych momentach nie mogąc powstrzymać głośnego szlochu.
Po 20 minutach jazdy, wróciłam do domu, bezszelestnie otwierając drzwi.
Wycierając swoje łzy i "przywołując się do porządku" weszłam do salonu, zastając w nim jak zwykle Igora.Nic nie mówiąc chciałam od razu uciec do swojego pokoju, gdyby nie to:
- Hej... Gdzie byłaś? - Zapytał z zaciekawieniem przyjaciel, na co nie odwróciłam się w jego stronę. - Ej? Co ci jest? Jesteś zła, że wczoraj na imprezie nie poświęciłem tobie zbyt wiele czasu? Nie chciałem, aby tak wysz...
- Nie o to chodzi Igor. - Odparła spokojnie, stawiając swoją stopę na pierwszym stopniu schodów.
- Znam cię i wiem, że coś jest nie tak. Gdzie byłaś? Nie widzieliśmy się od rana, a zwykle tak nie uciekasz. - Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć... bo na pewno nie prawdę! A przynajmniej w takim momencie.
- Mała sprzeczka z Emily... nic takiego. - Weszłam na górę, nie odpowiadając na jego kolejne pytania. Zamknęłam się w pokoju opierając się plecami o chłodne drzwi. Zacisnęłam swoje wargi głośno oddychając.
Spokojnie Rose... wszystko będzie dobrze, wyleczysz się i znowu
będzie jak dawniej!W co ja wierzę!?
CZYTASZ
Neverending Story
RomansCzy komuś na tym świecie można jeszcze zaufać? Za śliczną okładkę dziękuję bardzo@anwersja ❤