Fajw,czyli rodzące krowę kangury,rakotwórcza strona i arab pochodzenia greckiego

60 5 2
                                    

Przede mną rozpościerał się rozpadający się budynek o zacnej nazwie "Dżem end Troller". Śmierdziało z niego fekaliami i zgniłym jajem pterodaktyla, więc chętnie podjechałam bliżej. Wkoło pełno było chorych na wściekliznę osobników, którzy zachowywali się jak rodzące krowę kangury na placu zabaw dla dzieci neo z zamiłowaniem do pirotechniki w czasie napadu gangu na monopol. No, ale mniejsza. Wjechałam do środka, żeby zwiedzić to muzeum smrodu i żeby akcja nadal się rozwijała. No to jak tam wjechałam, to przyuważyłam jakąś żałosną kafejkę, gdzie podawali bułkę z chlebem i tosta w bułce, a do tego wodę z rowu. Wiem, bo widziałam, jak ją czerpali. A poza tym mieli strasznie drogo. Dwie i pół ryby z dziesięciu szklanek w kolorze złoty indygo za sam chleb. W takim razie pojechałam dalej. Była tam scena, na której jacyś psychofani serialu "Soy Luna" gdakali do jednej z piosenek. Kiedy wjechałam z tego pomylonego pomieszczenia, trafiłam do miejsca z szafkami i wrolkami. Uciekłam stamtąd, jakby mnie goniła głodna Twoja Stara, i zwiedzałam dalej. W końcu natrafiłam na salę, która była duża, bo była mała. Było to rak zwane wrolkowisko. Jeździło tam parę osób. Z boku ujrzałam te trzy stare ogórki. Akbar zrobiła włosami tornejdoł, wykurzając z sali pozostałych, i sama wjechała na wrolkowisko. Jaśmin i Delfin ją nagrywały jakimś tabletem, ale jakość filmiki była taka, jakby nagrywały krzesłem o trzech nogach. Potem miały to wstawić na ich rakotwórczą stronę "Styl i Szyk". Wiem to, bo jak już wspomniałam, jestem ich stalkerką. A tak w ogóle, to one, jak i ta strona są pod zaborami Akbara. Akbar jeździła sobie, robiąc fikołki, salta w bok i piruety na nosie, więc wtargnęłam niespodziewanie na to wrolkowisko, tym samym zakłócając trajektorię lotu Akbara. Ja tez chciałam być na ich blogu, bo tak serio, to jestem ich największą fanką.
— Won mi stąd, ramolu — odezwała się Akbar, ciskając błyskawicami z dupy.
— Zamknij się, Akbarze, bo łeb windą przytrzasnę i mózg ci uchem wyleci — odparłam grzecznie.
Po tych słowach zaczęłam jeździć sobie spokojnie. Poruszałam się z gracją akrobatki sumo o delikatnych gabarytach. Widziałam, że Jaśmin i Delfin wciąż nagrywają, więc postanowiłam się popisać. Zaczęłam robić bardzo trudną ewolucję i prawie zamieniłam się w Charizarda. Najpierw robiłam przekładankę rękami po suficie, a potem chciałam pokazać mój popisowy numer, czyli piruety na kolanach, które osiągają prędkość 69 km na godzinę, lecz coś mi na to nie pozwoliło. Ktoś zakłócił mój występ, wchodząc na salę. Była to jakaś typiara z takim czymś zwisającym przy mordzie. Później się dowiedziałam, że jest arabem pochodzenia greckiego, mówiąca po uzbecku, będąca Niemką o korzeniach rosyjskich po dziadkach żydach, i ma na imię Ta mara. To dobrze, że nie tamta. No, ale mniejsza. Dowiedziałam się również, że jest właścicielką "Dżemu i Trollera". Ta durna rura odpływowa nie pozwoliła mi dokończyć mojego epickiego występu, bo powiedziała:
— Won stąd, złamasie.
Zrobiłam to, a ona powiedziała, że coś tam i coś tam i szuka pracownika w "Dżemie". No to ja się zgłosiłam i mnie wybrała, bo nikt inny nie chciał.
— Przygotuj się, szmiro, bo zaraz będziesz mieć dzień próbny — powiedziała seksownie.
Zgodziłam się, bo i tak wiedziałam, że dostanę tę fuchę. Zanim wyszłam, żeby zmienić wrolki, kopłam Akbara w mordę, aż jej wypadło dziewięć kręgów szyjnych.

Prawdziwe Rzycie KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz