Wszyscy byli zestresowani. Znali wysokość stawki i wiedzieli, jak wiele zależy od tego, jak wypadną. To miał być ich pierwszy, poważny amerykański występ i czuli się, jakby znów debiutowali. Ludzie z wytwórni powtarzali im do znudzenia, że to szansa, której nie mogą zmarnować, że muszą pokazać się z jak najlepszej strony, oczarować publikę, dać się polubić.
Postaraj się bardziej. Musisz to zrobić lepiej. Spróbuj jeszcze raz. Jimin słyszał to tyle razy w ciągu ostatnich tygodni, że mógł kazać to sobie wygrawerować na nagrobku. Miał po dziurki w nosie tego gadania. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak istotne będą kolejne dni. Nie potrzebował dodatkowej presji, żeby dać z siebie wszystko.
Nie tylko on miał dość tego ciągłego napięcia. Widział, co dzieje się z resztą. Yoongi trzymał ręce w kieszeni prawie przez cały czas. Robił tak, gdy ze stresu zaczynały drżeć mu dłonie. Namjoon co kilka minut wyciągał z kieszeni pomadkę i smarował usta. To był jego nerwowy tik. Prawdopodobnie zanim dolecą na miejsce zostanie mu tylko puste opakowanie, a usta będzie miał zupełnie białe. Jungkook gapił się tępo przed siebie i zupełnie nie było z nim kontaktu. Wszystko trzeba było powtarzać mu po kilka razy.
Oni obawiali się samej podróży do Stanów. Jimin miał do tego wszystkiego jeszcze problem.
-Cabin crew, prepere for take off.
Nikomu nie powiedział o nim ani słowa. Mogło się wydawać, że to będzie dla niego bułka z masłem. W końcu miał lata praktyki w ukrywaniu niewygodnych faktów. Nauczył się kłamać, patrząc ludziom w oczy, odpowiadać wymijająco, unikać niewygodnych tematów. Robił to bez mrugnięcia okiem. Teraz jednak brzemię tajemnicy ciążyło mu jak kamień przyczepiony do nogi i ciągnący go na dno.
O jego prawdziwej tożsamości wiedziało kilka osób. Zawsze mógł do nich pójść i się wyżalić, wygadać się, poprosić o radę. O ciąży nie wiedział nikt i Jimin został zupełnie sam ze swoimi myślami i obawami. Wiedział, że nie pociągnie tak długo, że będzie musiał wreszcie podzielić się z kimś problemem. Teraz jednak nie mógł tego zrobić.
Rozległ się ryk silników i Jimin poprawił się na swoim miejscu. Zaczął zbierać ślinę w ustach, żeby przełknąć ją, gdy uszy mu się przytkają.
Kilka dni. Musiał poczekać kilka dni, żeby to amerykańskie piekło się skończyło i wtedy będzie mógł to z siebie wyrzucić, podzielić się z kimś ciężarem, wypłakać się.
Samolot ruszył do przodu, a potem gwałtownie wzniósł się w górę. Zupełnie tak jak żołądek Jimina. Mdłości, które czuł rano były niczym w porównaniu, do tego, co stało się teraz. Poczuł pieczenie w przełyku, a potem gorzki smak wypełnił mu usta. Przełknął wszystko. To było obrzydliwe i na samą myśl, co to było znów zrobiło mu się niedobrze. Kolejna fala mdłości była jeszcze silniejsza. Pochylił się nad ciemną, samolotową wykładziną i przycisnął dłoń do ust.
-Jimin-ah, - usłyszał zatroskany głos Taehyunga - niedobrze ci?
To wreszcie zwróciło uwagę siedzącego obok Yoongiego. Raper odłożył telefon i pochylił się w jego stronę.
-Masz woreczek przed sobą.
Jimin próbował sięgnąć we wskazane miejsce, ale kolejny skurcz żołądka sprawił, że dosłownie złożył się w pół. Yoongi przeklął i zaczął grzebać w schowku przy swoim fotelu. Po chwili podsunął mu otwartą plastikową torbę. Jimin próbował ją od niego zabrać, ale Yoongi wcale się nie wycofał. Przytrzymał mu ją przed twarzą. Drugą rękę położył mu karku.
-Oddychaj - mruknął. - Powoli, spokojnie...
-Co się dzieje? - Menadżer, siedzący w rzędzie przed nimi, próbował obrócić się i spojrzeć na nich między fotelami.
CZYTASZ
Szczęście kiedyś się skończy
FanfictionJimin zawsze miał szczęście. Nieważne jak wielkie kłody los rzucał mu pod nogi, jemu zawsze się udawało. Spełniał marzenia z ludźmi, którzy byli dla niego bliżsi niż rodzina. Odniósł sukces, o którym kiedyś nawet nie śmiał marzyć. Znalazł miłość, ch...