Rozdział 4. Ich życie nie jest wcale lepsze

1.3K 110 10
                                    

Taco Hemingway

Ostatnio brałem ecstasy z Que. No cóż... myślałem, że to pierwszy i ostatni raz, widocznie się pomyliłem.

Tym razem skupiliśmy się na innym narkotyku - Somie.

Było to... dosyć ekscytujące. Jako, że byłem przez jakiś czas dilerem to znałem to. W takim sensie, nie jako substancję, ale jako mechanizm uzależnienia. Widziałem, że Kuba postępuje nieraz takim tokiem, a ja chciałem go uchronić. Czułem no i taki ciążący na mnie obowiązek. Zazwyczaj ja załatwiałem przysłowiowy towar, ostatnio przy tym ecstasy również ja to zrobiłem, oczywiście za namową, bo nie bardzo mnie ciągnie do tego. Rozmawiając z Quebo mówił mi, że od pewnej sytuacji ogranicza narkotyki, nie wnikałem w to zbyt mocno. Nie widziałem tego po nim. To znaczy, nie mi oceniać ale tyle razy ile on mi tu razy proponował by coś wziąć, raczej wątpię w to. Odpowiedziałem sarkazmem a on na to, że chodziło o marihuanę. Gubił się już w słowach, dlatego zostawiłem ten temat bo do żadnego wniosku byśmy przez to nie doszli.

W sumie to zaczęło mi pląsać w głowie, czas przyśpieszał. Po chwili stawało się normalnie, potem znowu, nie rozumiałem tego.

Owszem, w głowie zamiast róż, ciągle dzikie badyle,

chociaż czasem bredzę, jakbym w łepetynie miał wylew,

to w Marmurze spokój ducha niewątpliwie nabyłem.

Wszystko zaczęło mi się mieszać. Nie ufałem temu. Tej substancji we mnie.

Kuba w tej chwili se leżał i cieszył się fazą. Miał uśmiech na twarzy i miał leciutko czerwone policzki. Chciałbym czasem być taki beztroski jak on. U mnie dominowały negatywne myśli.

Czasem podejmuję smutki, czasem je zabijam (czasem je zapijam, ej)

Kumpel z mej ulicy się powiesił

A widziałem, jak uśmiechał się do mnie tak miesiąc wcześniej

Odwiedzałem go, bo miał przy domu bojo

Lepszy byłby OIOM, dzisiaj mnie ziomo odwiedza we śnie, ho!

Wielu moich ziomków ma depresję

Wielu moich fanów, wielu mych idoli ma depresję (ej, ej)

Wielu ludzi chwali się na Instagramach

Niby to banał, ale to ich życie nie jest wcale lepsze, soma...

Wszystko trwało już sporo czasu - tak mi życie mija. Zawroty głowy stale mi towarzyszyły, lecz organizm powoli się przyzwyczajał i pojawiało się powoli uczucie spokoju.

Było spokojnie, do czasu.

Wpakowałem się przypadkiem w pewną aferę.

Pewien mężczyzna dowiedział się o tym że mam jeszcze woreczek z somą, sam był uzależniony od niej. Nie zgadzał się na kwotę jaką mu wyznaczyłem i zaczął się spierać. Rzucił się na mnie z łapami a sam uznałem, że powinienem się obronić. W efekcie skończyło się gorzej niż przewidywałem, a usłyszałem tylko:

– Filip! – chłopak wydarł się widząc sytuacje, wokół był tłum, który przyglądał się. Jednakże on wyszedł z niego i odciągnął mnie od napastnika.

***

– I jak się czujesz, Fifiś? Lepiej? – zapytał przykładając nawilżony chłodną wodą materiał do miejsc zaczerwienionych.

– Jak widać żyje, ugh – jęknąłem odczuwając chłód na świeżej ranie.

– Przepraszam – odpowiedziałem mu, że nic się nie stało, lecz po chwili ponownie jęknąłem czując zimno a on wysłał mi tylko pocieszający uśmiech.

– Dobija mnie to wszystko... – tak sobie myślałem o tym wszystkim i doszłem do tego wniosku.

– Wszystko czyli co? – zapytał się patrząc na mnie dziwnym wzrokiem którego nie znałem.

– Te więzienie... – tym razem uśmiechnął się tajemniczo, to było z lekka... przerażające?

– Szczerze mówiąc... Mam pewien pomysł – dopytywałem go oczywiście o to jaki był, lecz on powiedział, że musi przemyśleć to.

Kolejne sekundy, minuty, chwilę mijały a niepewność wzrastała.

– W sumie mogę ci powiedzieć... – odparł po chwili namyślenia. – Chciałbyś ze mną stąd uciec?

– Że co? – zabrakło mi aż słów. – Ale... jak?

– Mam pewien plan, bierzesz w nim udział albo mi pomagasz i zapominasz o całej sytuacji lub udajesz że nie wiesz o niczym nie wiesz i mi nie pomagasz.

– Muszę to przemyśleć... Zbyt ważna decyzja by podjąć ją od tak spontanicznie.

– Spokojnie, możemy to przedyskutować – kiwnąłem głową na zgodę i zaczęliśmy żywo dyskutować na temat przyszłych naszych żyć i planu działania. Gdy skończyliśmy rozmowę usłyszałem:

– Więc jak, Filip? Zaufasz mi?

Wyciągnął do mnie rękę w celu zawarcia tak jakby umowy o dzieło, która była jednorazowa w celu pojedyńczej korzyści a nie stałej współpracy.

Poczułem zawahanie, lecz wiedziałem co powinienen zrobić.

Złapałem go za rękę.

Miłosne ecstasy ||TaconafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz