Kennedy chodziła po sklepie rozglądając się wokoło. Przeszła za regał, aby jej nikt nie widział, następnie otworzyła swój plecak i wyjęła z niego śmieci, którymi specjalnie go napchała. Potem włożyła do niego w pośpiechu domowe burgery, butelkę wody i dwie pomarańcze. Zamknęła plecak i rozejrzała się uważnie, czy nikt jej nie zauważył. Gdy szła do kasy sięgnęła po zupkę chińską, którą położyła przy kasie. Sprzedawca podał jej cenę, a ona zapłaciła. Skierowała się o wyjścia.
- Mogę zobaczyć, co jest w pani plecaku? - usłyszała za sobą Kennedy. Zrobiła co należało. Rzuciła się biegiem do wyjścia. Sprzedawca zawołał ochroniarza, który pobiegł za Kennedy. Dziewczyna przeklęła cicho i pobiegła poboczną uliczką. Niestety, nie udało jej się zgubić ochroniarza. Przeciwnie; doganiał ją. Po chwili chwycił jej pasek od plecaka, zmuszając dziewczynę do zatrzymania się. Kennedy jęknęła cicho, bo ochroniarz złapał ją boleśnie za ramię i pociągnął w stronę sklepu. To koniec. Chyba, że... Kennedy zamknęła oczy. Musiała to zrobić. Mężczyzna puścił ją i padł na ziemię zwijając się z bólu. Dziewczyna wykorzystała moment i uciekła w popłochu. Zatrzymała się dopiero w parku i badała swoje ramię. Chyba coś się z nim stało, bo okropnie bolało. W mieszkaniu musi je nastawić.
Kennedy wróciła do swojego domu późnym wieczorem. Źle się z tym czuła, że zrobiła to znowu. Tak samo było z jej siostrą - coś jej zrobiła takiego, że Emily krzyczała i obejmowała rękami ramiona. Pamiętała nawet, jak zwracała się do niej. ,,Ken, przestań! Co robisz? Co ty do diabła robisz?!''Kennedy zamknęła oczy. Dawne wspomnienia wróciły. Źle się z tym czuła. Skrzywdziła wszystkich, których kochała. Ale przecież odeszła - i to pięć lat temu.
Kennedy zdjęła buty i kurtkę. Jej mieszkanie było malutkie. Miało tylko dwa malutkie pokoje, łazienkę i kuchnię. W jednym pokoju miała salon, a w drugim spała. Wypakowała też rzeczy z plecaka. Była tak głodna, że wpałaszowała od razu jednego burgera i kawałek pomarańczy. Resztę wsadziła do lodówki. Kennedy była tak padnięta, że poszła spać od razu.
Emily i Kennedy siedziały u siebie w pokoju. Emily aż kipiała ze złości.
- Ken, miałyśmy umowę! Czemu mnie oszukałaś?! Jestem twoją siostrą, a ty mnie cały czas unikasz i olewasz! Czemu nie możemy spędzać razem czasu? Jestem za brzydka? Za nudna? Wstydzisz się mnie?! - Emily podarła ich pamiątkowe zdjęcie.
- Nie! Emily, jesteś moją siostrą!!! Tylko, że ja nie mogę, nie panuję... - w oczach Kennedy pojawiły się łzy.
Jej siostra spojrzała w jej szare oczy.
- Powiec mi, proszę...
Kennedy siedziała na krześle z zamkniętymi oczami. Nie mogła jej powiedzieć. Próbowała to jakoś siostrze wytłumaczyć, ale ona nie słuchała. Kennedy pogrążyła się w rozpaczy. Wszystkie przedmioty wokoło zaczęły wirować, a Emily patrzyła na to z przerażeniem. Kennedy zsunęła się z krzesła i upadła nieprzytomna na podłogę. Emily podbiegła do swojej siostry i próbowała ją podnieść, ale jej się nie udało. Słyszała szepty Kennedy.
- Skrzywdzę ją, zabiję... Jestem niebezpieczna. - szeptała. - Muszę odejść. Nie mogę ich narażać.
Emily rozpłakała się i zadzwoniła rodziców.
Kennedy otworzyła oczy. Była cała zlana potem. Znowu wracają jej wspomnienia... Nie, przestań. - skarciła siebie w duchu. A co, jeżeli jeszcze raz zemdleje z rozpaczy?
Dziewczyna pobiegła do kredensu, wyciągnęła szklanki i nalała kranówy. Zaczęła łapczywie pić. Potrzebowała trochę dłuższego czasu, żeby się uspokoić. Potem Kennedy wróciła do łóżka nie zważając na ciemną postać patrzącą na nią zza okna.
YOU ARE READING
Kenngers
FanfictionMam szesnaście lat i nazywam się Kennedy Green. Nie jestem zwyczajną dziewczyną. Posiadam straszne moce, których się boję. Mieszkam sama w Nowym Jorku. Uciekłam, gdy tylko skrzywdziłam przez przypadek rodziców i siostrę... Pewnego dnia jakieś stwory...