Gdy biegła, zauważyła, że ma ogon. Gonili ją wszyscy mściciele. Zdziwiła się. Mają jeszcze siłę ją gonić? Zadała niektórym z nich duży ból. Ale przed nimi nie będzie uciekać. Kennedy nie lubiła udawać słabej. Zatrzymała się wprost przed nimi. Widziała ich mściwe miny. Kennedy uśmiechnęła się do nich złośliwie i splotła ramiona ze sobą, jednocześnie rozwijając skrzydła. Mimo to, nie zauważył strachu ma ich twarzach. Mogą robić, co chcą. Ona jest zingiem, i gdyby się postarała, powaliłaby ich za jednym wstrząśnięciem bólu. Ale ona czekała spokojnie.
- Poddaj się. - usłyszała głos kapitana ameryki. - Nie masz z nami szans, potworze.
Kennedy tylko uniosła brwi. Hę?
- Nie jestem potworem. Nie ja wybierałam swój los. Jestem tym, kim mnie uczyniono. - powiedziała i zaczęła zbierać w sobie resztki energii.
Stark zaczął strzelać do niej laserami, a Natasha bronią. Uskakiwała spokojnie, pozwalając, by niektóre groty przeszywały jej skórę. Co prawda, poczuła ogromny ból i krew lała się z niej strumieniami, ale wszystko się zregenerowało w mgnieniu oka. Avengersi nie dowierzali. Jeszcze żyje? Kim ona jest?
- Moja kolej! - warknęła Kennedy i wypuściła energię, sprawiając wszystkim niewyobrażalny ból. Wyciągnęła nóż i podeszła do nich chcąc poderżnąć im gardła. Nagle coś mocnego uderzyło ją od tyłu. Dziewczyna krzyknęła z bólu, wypuściła nóż i przewaliła się na brzuch po kilkunastometrowym locie. Przed oczami widziała czarne, wkurzające plamki. Topór. Thor. Czuła, jak wszystkie siły ją opuszczają. Nie miała już energii. Ten topór musiał mieć jekiejś magiczne właściwości. Musiała zmienić swoją postać na ludzką, inaczej skończyłoby się to dla niej źle. Nagle, jakaś mocna ręka zacisnęła się na jej szyi i uniosła do góry. Thor przycisnął ją boleśnie do drzewa. Kennedy czuła, że odlatuje, jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Jedną ręką szybko wyciągnęła z kieszeni mały nożyk. Nie był groźny, nie zabiłaby tym Thora. Wbiła go sobie w ramię. Nie krzyczała. Poczuła ogromny ból, który ją pobudził i adrenalinę. Rana nie regenerowała się tak szybko jak ostatnio. Kennedy czuła się coraz słabiej. Walczyła o powietrze, którego nie miała. Thor zauważył, że dziewczyna zaraz zginie, więc ją puścił. Osunęła się na ziemię. Z góry wyglądała na taką niewinną i młodą. Westchnął. Hydra, to Hydra. Wszyscy mściciele podeszli do Thora. Wydawali się bardziej wykończeni niż zawsze.
- Chyba ją zabiłem. - powiedział cicho. Nikt się nie odezwał.
- Na wszelki wypadek... - czarna wdowa kucnęła, uniosła pistolet i przyłożyła go do skroni Kennedy. Kapitan Ameryka ją powstrzymał, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Daj spokój, to tylko dzieciak. - rzucił okiem na leżącą dziewczynę. - Zabierzmy ją ze sobą. Może czegoś się od niej dowiemy. Bruce, zajmiesz się nią?
Bruce, już w ludzkiej postaci podszedł o dziewczyny i sprawdził szybko, czy żyje, potem najdelikatniej jak mógł wziął ją ma ręce.
- Spadajmy z tond. - zaproponował Clint. - Poduszkowiec zaraz tu będzie. Hydra jest już pokonana. Wszyscy rzucili ostatnie spojrzenia dziewczynie. Kim była? Co robiła w Hydrze? Co jej zrobili? Czy przejdzie na dobrą stronę? Jak zyskała te moce? Kim była kiedyś i czemu to zrujnowała? Czemu tak skończyła?
YOU ARE READING
Kenngers
FanfictionMam szesnaście lat i nazywam się Kennedy Green. Nie jestem zwyczajną dziewczyną. Posiadam straszne moce, których się boję. Mieszkam sama w Nowym Jorku. Uciekłam, gdy tylko skrzywdziłam przez przypadek rodziców i siostrę... Pewnego dnia jakieś stwory...