Kennedy obróciła się na bok. Śniły jej się koszmary. Nagle obudził ją gwałtowny powiew wiatru. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i wzrokiem przeczesała ciemne pomieszczenie. Okno się musiało otworzyć i zimne powietrze napływało z dworu. Dziewczyna próbowała je zamknąć za pomocą telekinezy, bo taką też miała moc, ale była zbyt wykończona, jej umysł przybrał już postać galarety i nie zadziałało. Kennedy wygramoliła się z łóżka i przeszła przez pokój, aby je zamknąć. Nagle potknęła się o swój but leżący na podłodze i upadła.
- Kurde! - warknęła i odrzuciła buta. Zbliżyła się do okna i zamknęła je. Zimny powiew liznął jej policzek. Dziewczyna przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ciemność za oknem. Już miała iść spać, gdy nagle w ciemności coś się poruszyło. Kennedy podskoczyła i zaczęła wpatrywać się w mrok za oknem. Była tam ciemna postać. Mimo, że się bała poszła do drugiego pokoju i otworzyła drzwi wejściowe. Znowu poczuła wiatr. Przełknęła nerwowo ślinę i zaczęła się rozglądać dookoła. Żadnej postaci nie było. Ale Kennedy była pewna, że coś widziała. Musi to sprawdzić, i tak już nie zaśnie... Zamknęła oczy. Wyobraziła sobie cząsteczki latarki, którą zostawiła w na lodówce w kuchni. Wyobraziła sobie, jak ją pobudza i jak latarka leci do niej. Po dwóch minutach otworzyła oczy. Nic. Musi się bardziej skupić... Zamknęła oczy. Jej wszystkie myśli skierowała na latarkę. Musi się skoncentrować... Po pewnym czasie poczuła, jak latarka dotyka ją zimną obudową w nadgarstek. Zapaliła ją i wyszła powoli na dwór, chodź bardzo się bała. Z sercem w przełyku szła dalej... Przeszła swój dom dookoła i nikogo nie zauważyła. Gdy już miała wracać, usłyszała tłuczenie szkła od strony jej pokoju. Pobiegła tam. Przeraziła się, gdy ujrzała rozbitą szybę. Zaczęła świecić na krzaki naprzeciwko, ale nikogo tam nie było. Szybko weszła do swojego pokoju przez ramę okna, nie zważając na odłamki szła wbijające się w jej ciało. Była strasznie przerażona. Nagle zauważyła na podłodze duży kamień. Do niego była przyczepiona jakaś kartka. Kennedy schyliła się i obróciła kamień, aby ujrzeć co na niej było. Gdy to przeczytała przeraziła się jeszcze bardziej. Było na niej napisane czerwonymi literami ,,TY''Potem usłyszała dochodzące z salonu szmery i kroki. Szybko schowała się pod łóżko. W ostatniej chwili... Otworzyły się drzwi jej pokoju. Zobaczyła tylko obrzydliwe, nieludzkie, brązowe nogi. ,,Co to za stwory?'' - pytała siebie w myślach. Nie znała ich i nigdy nie widziała. Szczęście, że był tylko jeden... Potwór zaczął chodzić po jej pokoju po kolei zaglądając do różnych kryjówek. Gdy zbliżył się do szafy, mogła go w całości ujrzeć. Było to chyba najobrzydliwsze stworzenie, jakie kiedykolwiek widziała. Kennedy włożyła sobie zakrwawioną dłoń do ust, aby nie pisnąć. To coś miało małą głowę bez oczu z przeraźliwie długim nosem, na palcach miał pół metrowe pazury, i z oddali ujrzałam jego czerwone kły. Cały był ciemnego koloru, miał szorstką skórę jak u dinozaura. Przypominał Kennedy demona. Spróbowała go zaatakować falą bólu, ale nie dała rady. Potwór był odporny. Nagle usłyszała kroki z salonu. No ekstra. Jeszcze jeden. Demon stanął obok łóżka, dziewczyna próbowała nie rozpłakać się ze strachu. Krzyknęła, kiedy zauważyła jego obrzydliwy łeb koło swojej twarzy. Łapy z pazurami chwyciły ją boleśnie w talii, rozcinając ubrania i kalecząc boki. Nagle usłyszała strzały z broni palnej. Usłyszała, jak potwór w drugim pokoju grzmotnął na ziemię swoim cielskiem. Demon wyciągnął ją siłą spod łóżka. Następnie ugryzł ją w szyję ćpając krew. Kennedy czuła, że odpływa. Wtedy rozległy się wystrzały. Potwór puścił ją i padł martwy. Dziewczyna dotknęła szyi. Poczuła piekący ból. Na ubraniach miała krew. Nagle usłyszała, jak ktoś do niej podbiega. Zauważyła jakąś dziewczynę w jej wieku, która wzięła jakąś tkaninę i tamowała przypływ krwi.
- Nie odpytaj. Już jesteś bezpieczna. Pomożemy ci. - dziewczyna szeptała do Kennedy. Ona widziała już tylko zamglony widok.
- Kim jesteście? - wychrypiała.
- Jesteśmy organizacją... Nazywają nas Hydra. - Do dziewczyny dobiegł jakiś młody facet. Zamienili ze sobą parę słów i potem chłopak wziął Kennedy na ramiona. Ona czuła się coraz gorzej. Dwójka nastolatków cały czas do niej mówiła. Wyszli z jej domu. Ostatnie, co ujrzała Kennedy, to helikopter lądujący na trawie i mnóstwo ludzi.
YOU ARE READING
Kenngers
FanfictionMam szesnaście lat i nazywam się Kennedy Green. Nie jestem zwyczajną dziewczyną. Posiadam straszne moce, których się boję. Mieszkam sama w Nowym Jorku. Uciekłam, gdy tylko skrzywdziłam przez przypadek rodziców i siostrę... Pewnego dnia jakieś stwory...