Kennedy skurczyła się z bólu. Jej moc bólowa miała takie właściwości, że czasami buzowało to też w niej. Przestawało dopiero, gdy przelewała to w inną osobę. Wyjęła z kieszeni munduru, który leżał na łóżku, środki przeciwbólowe. Pomogło. Trochę.
Pow Stark
Dzisiaj rano jakiś dzieciak przyniósł jakiś zwitek papieru i powiedział, że to dla dziwacznej dziewczyny. Przeczytaliśmy to chyba z czterdzieści razy i uznaliśmy, że możemy jej to przekazać.
Pow Keney
Nagle drzwi się otworzyły na oścież i zobaczyła w nich wszystkich mścicieli.
- Idziesz na przesłuchanie.
Wstała, a oni zaprowadzili ją do pomieszczenia, w którym był stolik i dwa krzesełka. Do pomieszczenia wszedł tylko Tony i Steve. Reszta oglądała ją przez szybę w ścianie. Usiadła posłusznie naprzeciwko Starka. Na stole leżała jakaś karteczka. Tony spojrzał na nią wymownie. Dziewczyna niepewnie wzięła karteczkę w zimne ręce i otworzyła.
Mino nie żyje. Hydra nie jest taka, jaka myślisz. Jeśli chodź trochę mi ufasz, nie wracaj.
Cato.
Kennedy wodziła oczami słowa. Nie uwierzy. Jak mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka nie żyje? Ręce zaczęły się jej trząść, twarz miała mokrą od łez, a włosy przybierały już biały kolor. Ból się nasilił, ale miała to gdzieś. Myślała o nich. Co z Cato? Tony czekał cierpliwie, aż się wypłacze, dopóki nie zauważył zmian przemiany. Trzasnął pięścią w stół, przerywając rozpacz. Jej włosy zostały w dawnym kolorze.
- Dość tego cyrku. - odezwał się zimnym głosem. - Najpierw chcesz nas zabić, a teraz udajesz słabą? - zaśmiał się. - Jaka więc jesteś naprawdę.
Kennedy nie podnosiła głowy. Czekała. Czekała na gniew, który będzie w niej buzować, czekała na to, by zadać mu ogromny ból. Straciła wszystko.
- Jesteś idiotką, dziwolągiem. Wiesz? Jesteśmy zbyt silni. - zapytał, widocznie chcąc zirytować dziewczynę. Ale ona tylko zbierała gniew w sobie, aby wykorzystać go przeciwko niemu.
Tony rozzłoszczony tym, że dziewczyna się nie odezwała, zrobił krok w jej stronę i uderzył ją w oko, zanim Kapitanowi udało się załagodzić sprawę. Na twarzy dziewczyny zrobił się siniak. Teraz - mruknęła do siebie. Skierowała na niego spojrzenie i odwzajemniła złość. Stark pobladł, złapał się za ręce, a potem upadł na ziemię i zaczął krzyczeć. Dziewczyna nie poruszyła się, nie odrywała od niego wzroku. Kapitan złapał ją za ramię i zmusił, żeby wstała. Gdy spojrzała na niego zobaczył, że siniak na oku znikł.
- Przestań! Natychmiast! Inaczej ci nie pomożemy! - zacisnął rękę na nadgarstku dziewczyny, zatrzymując krążenie. Jej ręka zrobiła się sina. Jej połączenie z Tonym znikło. Pozostali, którzy weszli, trzymali Starka i pomagali mu wstać.
- Nie! - wrzasnęła na Steva. - Nikt mi nie pomoże! Zabijcie mnie, zanim sama to zrobię! - Kennedy zmieniła postać i wyrwała się z jego uścisku. Przeleciała nad głowami wszystkich i wyszła za drzwi. Po drodze syknęła z bólu, bo dostała chyba z dziesięć kul, jednak rany zaraz się zrosły. Potem kilka osób chciało ją zatrzymać, ale jej aura furii była zbyt mocna. Sprawiała ból samym dotykiem. Sprawiała śmierć. Była bólem. Na jej ramieniu pojawiła się czarna pajęczyna. Kennedy wiedziała, że coś się zmieni. Jej ból wypływał ze wszystkich stron jej ciała zabijając wszystkich słabszych dookoła. Rozbiła okno i uciekła.
YOU ARE READING
Kenngers
FanfictionMam szesnaście lat i nazywam się Kennedy Green. Nie jestem zwyczajną dziewczyną. Posiadam straszne moce, których się boję. Mieszkam sama w Nowym Jorku. Uciekłam, gdy tylko skrzywdziłam przez przypadek rodziców i siostrę... Pewnego dnia jakieś stwory...