Okej. Jasne światło, jasne ściany i wścibski wzrok jakiejś kobiety. Czyli szpital. Czekaj, co to za baba?
-Miło, że raczyła nas panno w końcu swoją obecnością pani Edwards- powiedziała kobieta, która najprawdopodobniej jest pielęgniarką bo ma swoje imię na plakietce i zapisuje teraz coś natarczywie w notesie.
-Co się tak właściwie stało?- zapytałam podnosząc się i podpierając się na łokciach.
-Co się stało? Akurat pani powinna to wiedzieć- powiedziała uszczypliwie. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem- Co tak pani na mnie patrzy? Kiedy pani ostatnio coś jadła?
-Nie pani sprawa. Kiedy mogę stąd wyjść?- zapytałam siadając i rozglądając się po pokoju. Typowo, białe ściany, metalowe meble i zapach sterylizatora. Obrzydlistwo.
-Jesli badania wyjdą dobrze to dzisiaj wieczorem. Badaliśmy wczoraj pani krew, ale raczej wszystko wygląda dobrze. Mogło to być po prostu chwilowe osłabienie organizmu lub zwykłe zawroty głowy, które często zdarzają się w pani zawodzie.
-Dzięki Bogu. Mogę wyjść na chwilę do łazienki?
-To szpital panno Edwards, a nie więzienie, droga wolna- wskazał na drzwi po swojej prawej i sama wyszła z sali.
Zauważyłam na swojej półce obok łóżka mały koszyk z napisem "RZECZY PRYWATNE". Znajdował się tam mój telefon, portfel i dokumenty. Szybko wzięłam telefon do ręki i odblokowałam. Świetnie. 48 nieodebranych połączeń, 67 wiadomości. Większość była od dziewczyn, kilka od Harry'ego, dwie czy trzy od Simona i jedna od..... Zayn'a. Wow. Tak samo z połączeniami. Jednak ciekawość wzięła górę i weszłam w konwersację.ZAYN:
Wszystko w porządku?Serio? To żart? Co go to w ogóle interesuje? To mi podpowiedział głos zwany mózgiem. Wiecie co krzyczało serce? O MÓJ BOŻE. ON SIĘ O MNIE MARTWI. SŁYSZYCIE MÓJ KRZYK?!
Już chciałam mu odpisać, ale mózg mimo wszystko ma przewagę w tym, że kontroluje moje mięśnie. Więc jak najszybciej po prostu oddzwoniłam do wszystkich żeby ich uspokoić i powiedzieć, że wszystko jest dobrze i wyjdę już wieczorem, nawet umówiłam się z Harry'm na kawę w środę.Zrobienie tego zajęło mi dobre pół godziny i w końcu mogę pójść do toalety i po wodę do automatu. Już chciałam wstawać, ale drzwi sali otworzyły się i ukazała się w nich ta sama pielęgniarka co wcześniej tylko, że teraz pchała wózek na, którym znajdowało się jedzenie. Świetnie, po prostu bomba.
-Obiad panno Edwards, powinnaś coś zjeść bo nie wyglądasz zbyt dobrze- powiedziała lustrując mnie wzrokiem i kładąc talerz z jedzeniem obok mnie na stolik.
-Dziękuję bardzo- mój sztuczny uśmiech mówił sam za siebie.
Wymamrotała tylko "Smacznego" i wyszła kręcąc głową.
Spojrzałam na talerz na którym znajdowała się pierś z kurczaka, ryż i kilka małych marchewek. Całość wyglądała na dobre 550 kalorii. Nie ma mowy, ryż i kurczaka sobie odpuszczę.
Sięgnęłam po marchewkę i włożyłam ją do ust. Przeżuwałam ją bardzo powoli. Nie mogę. Chwilowo mnie zemdiło i biegiem wybiegłam z sali. Po odszukaniu damskiej toalety, szybko wbiegłam do jednej z kabin i zwymiotowałam. Czułam się okropnie. Wszystko przez pierdoloną marchewkę. Czułam ja ciągle w żołądku. Nie miałam już niestety odruchu wymiotnego, więc spanikowałam. Głos w mojej głowie krzyczał, wręcz wrzeszczał o to by pozbyć się jedzenia z mojego układu pokarmowego. Po chwili zastanowienia włożyłam do ust dwa palce by wymusić wymioty. Po chwili wszystko zniknęło, a łzy ciekły mi po twarzy. Wstałam, spłukałam wodę w toaletce i wyszłam z kabiny. Zastałam niecodzienny widok.
Co do cholery Louis Tomlinson robi w damskiej toalecie, w szpitalu? Brunet wpatrywał się we mnie ze współczuciem i poniekąd chyba złością.-Co ty tu robisz?- zapytałam podchodząc do umywalki by odkręcić wodę i wypłukać usta.
-To raczej ja powinienem o to zapytać- odpowiedział trochę złośliwie.
-Nie sądzę, jesteś w damskiej toalecie i to w dodatku w szpitalu. Myślę, że to ja mam do tego większe prawo- powiedziałam i odwróciłam się w jego stronę by niego spojrzeć. Miał na sobie czarną jeansu z przetarciami, tenisówki i szarą bluzę. Typowy Louis. Sama na sobie miałam jakże piękną, szpitalną piżamkę.
-Jestem tu bo Dorris chciała iść do toalety, a w szpitalu jestem bo odwiedzamy mamę. Trafiła tu dwa tygodnie temu.
-Współczuję. Pozdrów ją i życz zdrowia.
-Dzięki, napewno przekażę- i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć szybko poszedł do mnie po prostu przytulił.- Dlaczego to sobie robisz Pezz? I nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi bo dobrze widzę.
-Louis, naprawdę wszystko jest w porządku...- odsunęłam się od niego i oparłam o umywalkę.
-Nie, nie jest. Chcesz skończyć jak Zayn?!
-Jak to Zayn? O co ci chodzi Tomlinson?
-Jak to o co? Głodzisz się. Wyglądasz jakbyś schudła dobre 10 kilo i właśnie zwymiotowałaś prawdopodobnie swój obiad.
-Nie żartuj sobie... Czekaj co z tym wspólnego ma Zayn?
-Zayn przecież też miał te pierdolone zaburzenia odżywiania czy jakoś tak, ale to chyba wiesz?
-Nie, nie wiem. Nigdy nic nie wspomniał. Boże, ale ja jestem glupia...-złapałam się za głowę w niedowierzaniu. Jak mogłam nie zauważyć- Jak długo to trwało?
-Trwało?- prychnął Tomlinson- To ciągle trwa, jakieś dwa lata temu się zaczęło. Wszystko przez Syco. Nie wytrzymywał napięcia harmonogramu i po jakimś czasie przestał jeść i odsunął się od nas. To przecież jeden z powodów jego odejścia. Ponoć jego psycholog mu to zaproponowała- powiedział smutno Tomlinson- z chłopakami nie mamy mu tego za źle. Wiemy co czuł, jednak Zayn zawsze był bardziej wrażliwy.
-Nie rozumiem dlaczego mi nic nie powiedział... Jakim cudem? Zabiję go po prostu. Jak go dorwę to powieszę go na jego własnych flakach. Czemu do kurwy nędzy siedział cicho?- teraz to już się totalnie rozkleiłam. Łzy wodospadami spływały po moich policzkach. Louis szybko do mnie podskoczył i objął ramionami- od jak dawna miał psychologa?- wyszeptałam.
-Około roku... czy jakoś tak. A psychiatrę od pół. Dlatego Perrie nie wolno ci popełnić tych samych błędów co Zayn. Jesteś zbyt piękna by to sobie robić. Widziałem skutki tego na własne oczy. Nic przyjemnego, uwierz.
-Dziękuję ci Louis. Naprawdę dziękuję- wtuliłam się tylko mocniej w Tomlinsona.
***
-Dziękujemy panno Edwards, jeszcze tylko podpis tu w tej rubryce i jest pani wolna- miła pani z recepcji wskazała na dolną część kartki w uśmiechem i podała mi długopis. Szybko podpisałam dokument i pożegnałam sie. Okazało się, że wyniki są w porządku, no nie licząc małej ilości żelaza w krwi, ale doktor stwierdził, że nie jest to drastyczny niedomiar.
Wyciągnęłam kluczyki do samochodu, który przywiózł tu mój menadżer i szybko udałam się w kierunku mojego Mercedesa. Wsiadłam za kierownicę i położyłam na siedzeniu obok moja torebkę.
Wdech i wydech.
Spojrzałam w przestrzeń przed sobą. Piękna noc. Gwiaździste niebo bez najmniejszej chmurki.-Dobra nie ma co się ociągać, Edwards- powiedziałam sama do siebie i sięgnęłam po telefon. Raz kozie śmierć, co nie? Wybrałam numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
CZYTASZ
S/He's Mine Z.M.
FanfictionBurzliwa znajomość piosenkarki Perrie Edwards i byłego członka One Direction Zayn'a Malika. Czy ich miłość jest na tyle mocna by przetrwać rozstania i sekrety?