#7 Mój wybawca

130 10 0
                                    

Czuję jak promienie słoneczne otulają moją twarz,czuję zapach lasu po deszczu, pewnie padało niedawno i czuję, że niedługo to wszystko się skończy.Ale co będzie dalej? Co się z nami stanie? Chyba wiem jak znajdę odpowiedź na pytania...MUSZĘ WEJŚĆ DO LABIRYNTU.

Wstałam z łóżka i usiadłam przy mahoniowym biurku. Nie wiem skąd mi się skojarzyło,że było wykonane z mahoniu. Może kiedyś również miałam takie biurko. Nie wiem.
Z szafki wyjęłam kartkę i długopis. Chwilę się zastanawiałam na tym od czego zacząć, lecz po chwili namysłu wszystko poszło gładko...

Minęło chyba z pół godziny zanim skończyłam. Ale potrzebowałam tego, potrzebowałam planu działania. Przez chwilę wpatrywałam się w kartkę,po koleji analizując poszczególne punkty planu. Wygladał dość solidnie z dużą szansą na powodzenie.
Wstałam z krzesła i przez moment wyjrzałam przez okno, które znajdowało się na ścianie przy biurku.
Strefa o tej porze dnia wyglądała tak spokojnie i błogo,gdyby nie te wielkie betonowe mury,mogłabym uśmiechnąć się na ten widok.
Niestety,to nie czas na refleksję. Czas działać!
Szybko przebrałam się w ciuchy które znalazłam w szafie,które o dziwo nie były na mnie tak duże. Jak te co dostałam do spania. Złapałam za buty które leżały obok łóżka. Były one idealnie w moim rozmiarze i wydawały się dość wygodne. Zasznurowałam je porządnie,a następnie schowałam kartkę do kieszeni bojówek. Omiotłam pomieszczenie ostatnim spojrzeniem,ujawniając się,czy aby na pewno wszystko zabrałam. Gdy wszystko się zgadzało,wyszłam na zewnątrz.

Szłam najciszej jak umiałam. Niestety podłoga tak strasznie skrzypiała, że tylko głuchy albo martwy,by tego nie usłyszał. Na szczęście udało mi się pokonać ten niemożliwe długi kawałek drogi do drzwi na strefę.
Słońce przyjemnie uderzyło swoimi promieniami w moją twarz. Ach cudowe uczucie. Lecz nie czas teraz na nie. Czas się stąd wydostać.

Nie mogłam czekać, aż Minho przetrenuje mnie na biegacza, zwiadowce jak zwał tak zwał. W końcu czego on by mnie mógł nauczyć?"może tego jak przeżyć, w tym pikolonym labiryncie" nasunęło mi sumienie. Z jednej strony prawda,lecz z drugiej, gdzieś głęboko czułam, że jestem do tego stworzona. By biegać i w końcu wydostać tych nieszczęśników z tego klumpa.

Idąc pogrążona w myślach niechcący na kogoś wpadłam. Uderzenie było dość silne więc upadłam na tyłek. Mimowolnie się skrzywiłam i spojrzałam w górę. Na moje nieszczęście tą osobą okazał się być Gally, patrzący z taką obrazą na mnie. Jakbym była kilkutygodniowym kawałkiem rozkładajacego się mięsa w jego łóżku.

-Czego chcesz smrodsie? Życie ci niemiłe?- Powiedział z wyższością w głosie. Czy ten wielki gbur myśli sobie że może mi grozić?! Ułożyłam ręce w pięści. W razie gdyby musiało dojść do rekoczynów. Podniosłam podbródek wysoko,dając tym znak,że jego uwaga przeszła mi koło nosa. Mimo tego, że w środku trzęsłam się ze strachu. To nie chciałam dać po sobie tego poznać,więc jak najodważniej jak tylko potrafiłam odezwałam się...

-Słuchaj wielki nochalu jak myślisz, że się ciebie boję, to się grubo mylisz. Nie przestraszysz mnie-mówiłam do niego, popychając go do tyłu-Nie będziesz sobie ze mną pogrywał-Znów go popchnęłam-Rozumiesz smrodsie?!-I wtedy Gale się potknął i wpadł do koryta dla świń. Jego mina była bezcenna, gdy zrozumiał co się właśnie stało. Ba! Ja sama nie pomgłam pojąć jak to się stało. Momentalnie wybuchałam niepochamowanym śmiechem,który nie trwał jak się okazało długo...

To wszystko stało się jakby w ułamku sekundy. W jednej chwili siedział w korycie rozkojarzony,a w drugiej przewalił mnie na ziemię i zaczął dusić. Próbowałam się wydostać, jakoś go uderzyć, aby rozluźnił uścisk. Co było daremne, bo był znacznie silniejszy ode mnie.
Gdzie do jasnej purwy są wszyscy gdy akurat potrzebuję ich pomocy!!

Próbowałam się wydostać, ale już nie miałam czym oddychać i powoli odpływałam. Już brakło mi sił i przestałam walczyć.Wszystko stało takie wolne, było jakoś tak cicho. Mogłam usłyszeć śpiew ptaków, bzykanie pszczół, oraz odgłosy trzody chlewnej nieopodal. Już żegnałam się z tym światem, zrozpaczona tyn że umre tak młodo, tak niewiele wiedząc i w takim purwa miejscu jakim jest strefa!

Nagle uścisk jakby zelżał, a po chwili w ogóle już go nie czułam. Łapczywie zaczęłam łapać haustami powietrze,dusząc się przez to niesamowicie. Obraz wracał do normalności. W oddali słuszałam jakieś odgłosy bójki. Jedna ze stron oberwała w tym momencie całkiem niezłe,gdyż usłyszałam jak trzasła kość.Mam nadzieje,że to nie mój wybawca tak ucierpiał.

Jak najszybciej chciałam doprowadzić się do pełni sił, ale w głowie jeszcze mi szumiało. Na szczęście całkiem szybko dotrałam do siebie.
Gdy ponowie otwierałam oczy, poczułam jak ktoś mnie podnosi. Adrenalina wzięła górę i zaczęłam bić po omacku osobę.

-hej,hej... Spokojnie to ja Minho. Już nic ci się nie stanie. No już spokojnie mała... Uspokój się...

Gdy dotrał do mnie sens słów natychmiast zaprzestałam, a następnie spaliłam buraka ze wstydu. To była bardzo żenująca sytuacja. W końcu otworzyłam moje oczy i spojrzałam na Azjatę,który patrzył na mnie w pewnego rodzaju rozbawieniem w oczach. A ja jeszcze bardziej spaliłam buraka. Tak, tak jak widać dało radę...
Nie byłam w stanie nic powiedzieć tylko spojrzałam na niego przeoraszajaco. Na co on tylko kiwnął głową,a ja pozwoliłam się nieść w północno-wschodnim kierunku.

Po 5 minutach marszu chłopak delikatnie pistawił mnie na pieknej polanie, gdzie było pełno kwiatów wszelakiego rodzaju. Zapach był niesamowity. Wyczułam róże, konwalie,lawende,tulipany... Było to niemożliwe,ponieważ te kwiaty rosną w innych porach roku. Skąd to wiedziałam? Sama nie wiem, tak samo nie wiedziałam skąd znałam te kwiaty. To było tak bardzo irytujące. Ta niewiedza!! Najgorsza rzecz jaka może być.
Moje rozmyślania przerwał chłopk, który ostrożnie usiadł obok mnie i spojrzał na mnie. Słońce idealnie podkreślało jego rysy twarzy. Mocno zarysowaną szczękę. Zielono-piwne oczy mieniły się w blasku promieni. Wyglądał jak młody Bóg.

- Masz szczęście,że akurat dziś wstałem wcześniej na poranną rozgrzewkę i akurt pobiegłem w tamtą stronę, bo parę sekund później i już by cię tu ze mną nie było-powiedział spoglądając na mnie z troską. Jakby za sprawą jakiejś nadludzkiej siły przytuliłam chłopaka.

-dziękuję, że uratowałeś mi życie. Już myślam,że nikt mnie nie uratuje.

Na samą myśl o tym jak to się mogło skończyć. O tym, że leżałabym martwa obok koryna dla świn do czasu, aż jakiś strefer by mnie nie znalazł. Gdy rano szedłby zająć się zwierzętami. Jak nędznie wygkadałaby moja śmierć. Śmierć tej która miała ich wszytkich uwolnić. Tej która była kluczem do oby lepszego życia, niż mieli tu.
Łza spłyneła mi po policzku. Nie chciałam pokazać, że jestem słaba. Ale wizja mojej śmierci była tak realistyczna.
Minho widząc to natychmiast mnie przytulił i zaczął głaskać po głowię.

-już ciii.. Nie płacz Melanie. Już nic ci nie grozi, ze mną jesteś bezpieczna. Obiecuję ci to- mówił szeptem,gdy cicho pochlipywałam.

Po jakimś czasie doszłam do siebie,oderwałam się od mokrej od moich łez,koszulki Azjaty,a następnie spojrzałam w jego piękne oczy.

-dziękuję,że jesteś przy mnie- powiedziałam z małym ale szczerym uśmiechem na ustach.

Chłopak na te słowa, mocniej mnie przytulił na znak,że w jego ramionach mogę czuć się bezpieczna i w sumie właśnie tak się czułam. Tak bezpiecznie...

Niestety ta błoga cisza nie mogła trwać wiecznie i ktoś ją przerwał, a tym kimś okazał się być nie kto inny jak...

________________________________________

Witam kochani, bardzo ale to bardzo przepraszam was,że tyle musieliście czekać na następny rozdział. Ale nie miałam kompletnie weny. Tak mi przykro. Mam nadzieję, że choć trochę
zrekompensowałam sie wam tym rozdziałem😊 do usłyszenia misiaki💘💘💘

Melanie:dziewczyna, która zapoczątkowała koniec. /The Maze Runner #MinhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz