026 "Kłamstwo ma krótkie nogi"

787 29 26
                                    

Od momentu, w którym Jorge razem z Pepe dowiedzieli się o mojej ciąży minęły niecałe dwa tygodnie, co równa się z tym, że zostały 2 tygodnie do ślubu Jorge. Skręca mnie w brzuchu na myśl o tym, że po prostu będzie trzeba to wszystko zakończyć, a on i tak nie będzie wiedział, że jest ojcem. Jednym z moich problemów ostatnio stał się Pepe, który zaczął strasznie dziwnie się zachowywać. Może i myśli, że tego nie widzę, ale każda z nas ma ten swój kobiecy instynkt i wyczuje takie rzeczy. Pepe dzisiaj wieczorem wyjeżdża za pięciodniową delegacje do Miami.

- Ruggero jest we Włoszech, a ja siedzę tutaj jak księżniczka w zamku, która czeka aż jej książę przyjedzie na białym rumaku - zaśmiałam się na słowa Mercedes - mam dosyć jego wyjazdów.

- To jeździj z nim, nie masz przecież jakiegoś napiętego grafiku - wzruszyłam ramionami i wzięłam napój do ręki po czym upiłam mały łyczek.

- Łatwo się mówi, ale pieniądze nie lecą z nieba. Niestety mam prace i nie mogę jej zostawić, a cóż Rugg może sobie na to pozwolić - poprawiła swoje włosy. - A jak Jorge? Nie zdążyłam spytać.

- Za dwa tygodnie bierze ślub - wymamrotałam.

- Co? Nie zerwał zaręczyn?

- Nie powiedziałam mu, że będzie ojcem - przygryzłam wargę.

- Dlaczego moja przyjaciółka jest taka głupia - wypuściła powietrze ze świstem - mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jesteś dla niego ważniejsza od tej całej Stephie, a gdyby jeszcze wiedział, że to jego dziecko to by zerwał zaręczyny.

- Już mówiłam, nie będę mu psuła przyszłego małżeństwa. I to tylko i wyłącznie moja wina, że dałam się w to wszystko wciągnąć, a teraz mam skutki - skrzyżowałam ramiona - Pepe będzie jego ojcem i nie obchodzi mnie nic więcej.

- Kłamstwo ma krótkie nogi, kiedyś to wyjdzie na jaw - oznajmiła i upiła łyk swojego napoju.

***

- Pepe? - krzyknęłam kiedy weszłam do mieszkania. Ku mojemu zaskoczeniu zastałam go z walizkami niespakowanymi. Zmarszczyłam brwi - kochanie? - odwrócił się w moją stronę.

- Przełożyli wyjazd na jutro - odparł i powrócił do przeglądania telefonu. Odłożyłam torebkę i podeszłam do chłopaka po czym usiadłam obok.

- Dziwnie się ostatnio zachowujesz, martwię się o Ciebie - położyłam dłoń na jego dłoni, a on splótł je - coś się dzieje?

- Ostatnio mam po prostu taki nastrój, nie przejmuj się - rzucił zdawkowy uśmiech.

- A więc tak to ma wyglądać? Za dziewięć miesięcy przyjdzie twoje dziecko, a Ty od momentu, w którym się tego dowiedziałeś olewasz mnie - powiedziałam szczerze, a on westchnął pod nosem.

- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Po prostu pewne fakty mi się z sobą nie łączą i.. nie wiem. - odłożył telefon na bok, a mi automatycznie serce zabiło dwa razy szybciej. Czyżby zauważył?

- Myślę, że to twoja sprawa czy wierzysz mi czy nie. Jeżeli masz wszelkie wątpliwości to w porządku, nie ufasz mi zresztą.. sugerujesz jakbym.. - nie dokończyłam, ponieważ usłyszałam dzwonienie mojego telefonu. Rzuciłam Pepe spojrzenie i podeszłam do telefonu po czym odebrałam.

- Halo?

- Martina? Um, jesteś zajęta? - po drugiej stronie usłyszałam Diego.

- Nie, a coś się stało?

- Jorge jest pijany w firmie i potrzebuje pomocy - nabrałam powietrza do płuc.

- Zaraz będę - rzuciłam i się rozłączyłam. Ponownie zabrałam torebkę i wyszłam z domu.

***

Wyszłam szybkim krokiem z windy i weszłam do gabinetu Jorge. Jak mówił Diego, szatyn siedział ledwo co na fotelu. Diego zadzwonił po mnie, bo ma ważne spotkanie i niestety musiał pojechać.

- Tiniii - zaczął.

- Dlaczego się upiłeś? I to jeszcze w swoim biurze - podeszłam do niego i oczekiwałam odpowiedzi.

- No co ty skarbie, ja jestem szalony i robię wszystko - uśmiechnął się. Przewróciłam oczami.

- Zawiozę cię do domu, chociaż nawet nie wiem czy tam cię Stephie nie zabije - zaczęłam zbierać jego manatki.

- Ja chcę do ciebie - wymamrotał, ale kompletnie to zlałam.

- Wstawaj, idziemy - oznajmiłam, a on tylko jęknął niezadowolony.

- Zanieś mnie - prychnęłam.

- Wstawaj, nie dałam ci możliwości wyboru - odparłam, a on posłusznie wstał po czym objęłam go ramieniem i skierowaliśmy się w stronę windy. Cała droga do samochodu minęła na gadaniu szatyna pod nosem, a zanim odjechaliśmy zamknęłam biuro. Jestem na niego wręcz wściekła, bo gdyby ktoś włamał się to on pijany nawet by nie zareagował, a gdyby zareagował to nie dałby rady.

Zaparkowałam pod jego budynkiem, w którym mieszka i pomogłam mu wykaraskać się z samochodu, a następnie do windy. Kiedy już się znaleźliśmy w mieszkaniu odetchnęłam z ulgą, że nie muszę już go prowadzić.

- Przyniosę ci to co się przyda i idę - oznajmiłam po czym zaczęłam zbierać wszystkie przedmioty, które przydadzą się meksykaninowi. Kiedy już wszystko przygotowałam i skierowałam się do jego sypialni zastałam nietypową sytuacje. On płakał.

- Wszystko w porządku? - zmarszczyłam brwi i odłożyłam wszystko na stolik nocny.

- Tak, po prostu oczy mi się pocą - uśmiechnął się blado, a ja westchnął - nie potrafię poradzić sobie z tym, że będziesz miała dziecko.

- To będziesz musiał - przełknęłam ślinę. Znowu schodzimy na temat dziecka, a raczej Blanco go rozpoczyna.

- Przepraszam Martina, ale ja po prostu.. chciałabym żeby to było moje dziecko. Gdzieś coś w środku mi mówi, że liczysz się tylko ty - usiadłam obok niego i złapałam go za dłoń.

- Gadasz jeszcze większe bzdury po pijaku niż na trzeźwo. Za dwa tygodnie bierzesz ślub panie Blanco, a po tym nie będzie odwrotu. Będziemy przyjaciółmi.

- Ja nie chce być twoim przyjacielem. Chcę być całym twoim światem, mężem i największą miłością. Kocham cię Martina - ujął mój policzek i delikatnie musnął moje usta. Westchnęłam i oparłam się o jego ramię.

***

my stupid love | jortiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz