Byłam pewna,że po takim wieczorze obudzę się wypoczęta i mega pozytywnie nastawiona.
I chociaż jako pierwsza opuściłam zbiorowisko przy ognisku to tam wystąpiła wyraźna poprawa.
Nie byłam duszą towarzystwa,ale potrafiłam być wśród nich.
W zasadzie nawet mi się podobało.
Jednak wraz ze świtem wszystko jakby ze mnie uleciało.
Wierciłam się z boku na bok z nadzieją,że ponownie uda mi się zasnąć.
Na marne.
Gdy sobie uświadomiłam,że bezsensu jest leżeć i się męczyć postanowiłam pójść pobiegać.
Przebrałam się w najbardziej pasujące ciuchy do tej okoliczności czyli czarne leginsy i czarna bluzka na krótki rękaw.
I wyszłam z namiotu.
Chociaż pierwsze promienie już dawały znaki przebijając się między drzewami to musiało być dość wcześnie.
Ruszyłam chcąc najpierw wydostać się lekko z obozowiska.
Bieganie między namiotami nie byłoby mądrą decyzją.
Gdzieniegdzie dostrzegłam kilka osób,ale wciąż panowała cisza.
Taki spokój dodał mi tylko energii.
Obiegłam obozowisko i postanowiłam udać się na swoją ulubioną skarpę.
Choć w mojej głowie panował niezły bałagan to biegłam tam raczej w celu podziwiania widoków,a nie zadumy.
Jednak nie zbliżając się jeszcze nawet do drogi która prowadziła w moje miejsce zauważyłam ścieżkę.
Tłumaczono nam co tam jest.
Lecz nie poprowadzono nas tam.
Wiedząc,że przebiegłam dość duży dystans oraz mając w sobie tyle energii ruszyłam tą drogą.
Im byłam dalej tym las bardziej gęstniał.
Choć odległość od obozu nie była jakaś wielka to i tak większa niż myślałam.
Wbiegłam na polanę gdzie w porównaniu do drogi która tam prowadziła była mało zalesiona.
Sprzęt w tym miejscu do ćwiczeń był naprawdę prowizoryczny.
Przynajmniej na moje oko.
Wiadomo,że przed oczami ciągle miałam halę z obiektu C ,gdzie wszystko było na wysokim poziomie.
Gdy tylko dostrzegłam cholernie znajomą mi rzecz,reszta nie miała znaczenia.
Podbiegłam do worka zawieszonego na jednej z gałęzi.
Rozejrzałam się dokładnie w poszukiwaniu rękawic.
Moje poszukiwania trwały dobrą chwilę ,a efekt końcowy był taki,że postanowiłam walić gołymi pięściami.
Miałam już w tym doświadczenie.
Pierwszy cios.
Kompletnie nie profesjonalny.
Z minimalnie małym nakładem energii.
Jednak to wystarczyło bym sobie przypomniała jak wspaniałe to uczucie.
Zadałam drugi już silniejszy i z lepszą techniką.
Zaczęłam uderzać raz po raz,coraz mocniej.
I wracało do mnie wszystko.
To było jak przebłyski.
Jeden cios.
CZYTASZ
Lavers: Zamieć
FanfictionNa świecie żyje 7,3 miliarda ludzi. W życiu poszczególnych jednostek przychodzi moment, w którym dowiadują się, że jest coś więcej... Ich życie nie jest i nie było takie jak innych, którzy ich otaczali. Nastąpiło to wszystko po eksperymencie. Jedni...