8

438 41 24
                                    

Szum wiatru.

Szelest liści.

Pohukiwania jakiegoś zwierzęcia.

Wszystko doprowadzało mnie do szału.

Mdłości były na tyle duże, że nie było mowy o śnie.

W duchu jęczałam.

Czułam się tragicznie.

Nie dość, że byłam bardzo osłabiona, to jeszcze doszło do tego zmęczenie.

Domyślałam się, że wszystko było spowodowane stresem.

Stresem przed spotkaniem z medykiem.

Stresem przed misją.

Stresem przed tym, co mogło mnie tam czekać.

Kto.

Gdy tylko usłyszałam, że Spencer zaczyna coś pomrukiwać wzięłam się w garść i wstałam.

Po cichu nie chcąc obudzić Chloe przebrałyśmy się.

Wyszłyśmy z namiotu, gdy ledwo zaczęło świtać.

- Naprawdę uważasz, że ten medyk wstaje wraz ze wschodem słońca? - burknęła do mnie. - Wszyscy jeszcze śpią, nawet zwierzęta! 

- Ucisz się, bo ktoś nas usłyszy. - szepnęłam. - Nikt nie może nas zauważyć, nawet jeśli jego tam nie będzie, to poczekamy.

Spencer, jak to Spencer szemrała coś pod nosem, najprawdopodobniej mnie przeklinając.

Miałam to gdzieś.

Chociaż w głębi czułam gdzieś wdzięczność do tej wiecznie naburmuszonej dziewczyny.

Nie musiała nigdzie ze mną iść, a jednak to zrobiła.

Mogła komuś powiedzieć, a jednak nic nikomu nie powiedziała.

Płachta służąca za drzwi zakrywała przejście.

- Nie wiem... - odezwała się moja towarzyszka. - Mamy zapukać? - uniosła lekko brwi.

- Jak niby chcesz to zrobić? - spojrzałam na nią jak na kretynkę. 

Nie wiele się zastanawiając pchnęłam materiał i weszłam do środka.

Spencer wchodząc, nadepnęła mi na piętę przez co syknęłam.

- O, witam Sky. - czarnoskóra kobieta kiwnęła do mnie. - Witaj Spencer. - to samo zrobiła w stronę mojej koleżanki.

Kobieta wyrosła jakby spod ziemi.

Obie stałyśmy zdezorientowane takim obrotem sprawy.

Przede wszystkim naprawdę nie sądziłam, że kogoś tam spotkam.

Wymyśliłam w głowie plan i chciałam go jak najszybciej zrealizować.

Po drugie, nie wiem dlaczego, ale byłam pewna, że jak już, to medykiem okaże się mężczyzna.

Tymczasem stała przed nami piękna ciemnoskóra, o głosie tak przyjemnym, że mogłabym go słuchać w nieskończoność. Ubrana nie w szpitalny kitel, a zwiewną, brązowo-złoto-czarną, wzorzystą sukienkę. Okryta jakimś szalem.

Uśmiechała się do nas.

- Witaj. - powiedziała niepewnie Spencer, jakby nie bardzo wiedząc co zrobić. - Szukamy medyka. - palnęła.

- To jest medyk . - rzuciłam do niej.

- Aaa... - powiedziała lekko zawstydzona. - ...kobieta. - szepnęła, ale nie na tyle by tego nie usłyszeć.

Lavers: ZamiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz