NIESPRAWDZONE
____________________________
Poczułam jakby ktoś zadał mi potężny cios w głowę i tym samym mnie ogłuszył.
Zdawałam sobie sprawę,że kiedyś dojdzie do sytuacji w której wszyscy się rozstaną.
Jednak w obliczu tego wszystkiego nie miałam pojęcia,że nastanie to tak szybko.
Nie wiedziałam,że zaczną się wykruszać.
Chyba nikt jakoś nie brał tego na poważnie.
-Ej...-powiedział łagodnie.-Chodź tu.-przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
Wtuliłam się w niego tak mocno jakby myśląc gdzieś podświadomie,że jeśli tylko go nie wypuszczę to on nigdzie nie zniknie.
-Tęskniłam za tobą.-wypaliłam nawet nie wiedząc czemu.
-Ja też za Tobą cholernie tęskniłem Sky...-poczułam,że Jackson też delikatnie mocniej mnie ściska.- Cholernie mocno.-powtórzył.
Nie wiem ile tak staliśmy.
Dla mnie czas znowu zmienił bieg.
Zatrzymaliśmy się w tej chwili.
I ani mi ani jemu to nie przeszkadzało.
Trochę chcieliśmy trwać tak bez końca.
W swoich objęciach.
Odcięci od świata.
Bezpieczni.
-Ykhym. - usłyszeliśmy gdzieś z tyłu.- Helikopter już czeka. - powiedział Chris.
- Jest też parę osób które chciałoby się z tobą pożegnać. - dodał Cody. - Czekają na ciebie.
-O tak. - oderwał mnie lekko Jackson lecz w dalszym ciągu nie puścił. - Już idę.
Spojrzał mi w oczy.
I to był moment który obydwoje mocno poczuliśmy.
Nieznana nam więź która przez tyle nam towarzyszyła zaczęła się ulatniać.
Nie oznaczało to,że przestaliśmy być dla siebie ważni.
Wręcz przeciwnie.
Wiedzieliśmy,że na zawsze będziemy połączeni.
-Nie zapomnij mnie.- szepnął.
-Obiecuję.-odpowiedziałam choć wiedziałam,że nie muszę.
Maszerowaliśmy objęci aż do jednego z namiotów gdzie stali wszyscy nasi przyjaciele.
Oczywiście najbardziej przejęta wydała się Chloe.
Oczy miała zaczerwienione.
Płakała choć teraz próbowała być twarda.
-No chodź tu.- Jackson wypuścił mnie z objęć by wyciągnąć ręce ku mojej przyjaciółce.Ta bez kolejnych słów zachęty,podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyje.-Pamiętaj,że jesteś o wiele silniejsza niż myślisz.
-Wiem.-odpowiedziała cichutko.-Dziękuję.
Ten jedynie głaskał ją jeszcze przez chwilę.
Gdy dziewczyna odeszła do niego podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
Ścisnęłam ją lekko dodając jej i chyba też trochę sobie otuchy.
-Trzymaj się stary. - ku Jacksonowi zmierzał Boyd. - Chociaż wiem,że dasz sobie radę.
-Dzięki. - podał mu rękę i lekko poklepał po plecach. - Dbaj o nie.
-Nie martw się.-odpowiedział.- Wiesz,że będę i pamiętaj,że zawsze będziemy ci za wszystko co dla nas zrobiłeś wdzięczni.
-Jesteśmy rodziną tak?- uśmiechnął się do Boyda.
-Pokręconą. - odezwała się Spencer która już przy nim stała.- ale rodziną.- zaśmiała się i przytuliła Jacksona. - Trochę szkoda,bo zawsze liczyłam na to,że wdamy się w mały romans mięśniaku.
-Hahaha może w innym życiu nam się uda. - odpowiedział jej. - Bądź ostrożna.
-Nie mogę nic obiecać. - oderwała się od niego. - Przygotuj ten drugi świat dla nas,dobrze?
Ten jedynie skinął lekko głową.
Po chwili wszyscy wpatrywaliśmy się w jego oddalającą się sylwetkę.
Cody go odprowadzał,a Chris podszedł do mnie.
-Przepraszam.- zaczął.- Że ci nie powiedziałem,ale mu obiecałem.
-Jak długo o tym wiedziałeś. - zapytałam.
-Przyszedł do mnie po misji,chyba zrozumiał,że jego czas tutaj już dobiegł końca.- poczułam jak jego ręka lekko głaska moje ramię.-Zrobił już wszystko co mógł.- uśmiechnął się pokrzepiająco.- On was wierzy.
-W nas. - dodałam co sprawiło,że jego uśmiech się poszerzył.
-Sky. - odezwała się Spencer która wraz z resztą lekko się już oddaliła. - Idziesz?
-Nie.-odparłam.- Muszę jeszcze coś załatwić.
Nie odpowiedziała już nic tylko pozostawiła nas samych.
-Wszystko w porządku?- zapytał brodacz w którego oczach naprawdę było widać żal.
-Tak. - uśmiechnęłam się.- Chyba tak...-i faktycznie tak było.Mimo żalu spowodowanego odejściem jednego z nas to czułam,że tak musi być.I że jest okej.-Mogę cię o coś prosić? -spojrzałam znów na niego,a on odpowiedział mi kiwnięciem głowy.
-O Chris.- doktor Sullivan była wyraźnie zaskoczona moim przybyciem z brodaczem.
Sama nie wiedziałam dlaczego chciałam żeby tu był.
Jednak chyba potrzebowałam wsparcia.
Nie rozumiałam tylko dlaczego akurat wybrałam jego.
-Usiądźcie.-wskazała na miejsca naprzeciwko niej.
Posłusznie udaliśmy się we wskazane miejsce.
Rozejrzałam się do okoła.
Drewniane biurko zapełnione było stosem różnych papierów.
Na środku stał dość duży monitor,a obok lampka która dawała całkiem przyjemne pomarańczowe światło.
Dookoła stały różne szafki które były pozamykane.
Mimo wszystko to tak bardzo odbiegało od standardów z Obiektu.
-Przepraszam za bałagan.- powiedziała pośpiesznie jakby myśląc,że to przez to tak uważnie lustruje to pomieszczenie.-Tak często podróżuje,że nie mam czasu tego uprzątnąć.
-Mogę kogoś zlecić.-zaproponował Chris.
-Nie dziękuję Christopherze. - uśmiechnęła się do niego. - Obejdzie się. - i zwróciła się do mnie. - Mam nagrania Sky.
I nagle poczułam jak przyśpiesza mi puls.
Wiedziałam,że to nastąpi.
Jednak chyba nie byłam na to przygotowana.
Nie wiedziałam czy kiedykolwiek bym była.
Chociaż teoretycznie przecież wiedziałam czego się spodziewać.
-Jeśli nie chcesz...-Chris jakby wyczuł moje obawy.
-Nie - przybrałam sztuczny uśmiech co chyba dało się zauważyć. - W porządku.
Kobieta odwróciła monitor w moją stronę.
Od razu zauważyłam pośród tłumu ludzi nasz korowód.
Gdy Sullivan wcisnęła start moje wspomnienia z tamtego dnia wydały się tak odległe,że mieszało mi się w głowie.
Jakbym próbowała sobie wmówić,że to nie my.
Chyba chciałam siebie w ten sposób bronić by jakoś dobiec do końca nagrania.
I nagle nasz korowód się rozszczelnił,a Dylan został z niego wyphcnięty.
Wyglądało to tak naturalnie.
Widziałam siebie gdy próbowałam wciągnąć bruneta znowu w nasze szeregi.
Niczym ostrza zabrzmiał mi głos w głowie
"- Spokojnie. - uśmiechnął się. - Przecież tu jestem, królewno."
Widziałam po sobie na ekranie,że jestem już odprężona i wyszłam.
-O tutaj.-doktor Sullivan zatrzymuje na granie i wskazuje palcem.-Tu widać jak ktoś go ciągnie.
Przybliżamy się wspólnie z Chrisem do monitora.
I dostrzegam dłoń która mocno trzyma Dylana za ramię.
Doktor Sullivan patrzy na nas czy aby na pewno to widzimy i może trochę by upewnić się,że chce to widzieć po czym kilka coś i nagranie znowu się porusza.
Brunet stawia wyraźny opór i coś krzyczy.
I już na następnym nagraniu widać jak kobieta,a po chwili również facet ciągną go znowu do środka.
Przyglądam się uważniej kobiecie która go ciągnie i chwili mi zajmuje zanim orientuje się,że to trenerka.
Czuję nagły przypływ gniewu.
Od samego początku jej nie lubiłam.
I jak widać słusznie.
Nagle nagranie przeskakuje i widzimy Dylana którego już nikt nie trzyma.
Jest w gabinecie blondyny.
Drzwi są zamknięte,a za biurkiem siedzi nie kto inny jak sama doktor Suzan.
Pociera nadgarski.
-Nie mamy niestey nagrania głosowego-wtrąca doktor Sullivan.-Ktoś prawdopodobnie przy tym grzebał.
Widzę jak oboje o czym dyskutują.
Dylan nie wydaje się być zadowolony.
Widzę,że on nie chce tam być.
Widzę tam mojego Dylana.
Tego którego tak dobrze znałam.
Nagle blondyna wskazuje na biurko.
Dylan do niego podchodzi.
Kręci głową.
Podchodzi do ściany i uderza o nią dłonią.
Od razu myślę,że musiało go to boleć.
Czuję ukłucie w żołądku.
Wzdycha po czym odwraca się do blondyny i mówi coś.
Kobieta uśmiecha się tylko i otwiera drzwi.
-No dobrze.-doktor Sullivan zatrzymuje nagrania.- Dalej widzimy tylko jak Dylan posłusznie wsiada do helikoptera który był ukryty,nawet ja o nic nie wiedziałam.Teraz konkrety.-wzdycha i patrzy na mnie- Na biurku Suzan znajdowała się mapa,mamy przybliżenia i możemy tylko przypuszczać które miejsce wskazała.Prawdopodobnie był to jeden z obiektów który był ukryty i prawdopodobnie był to obiekt w którym były dzieci.Chwilę po tym jak wylecieliśmy na radarach pojawił się helikopter który nie był od nas.Szybko przejęliśmy go i to by potwierdzało tą wersję.Dzieci które były poddane eksperymentowi zostały wypuszczone.
Szybko próbowałam skleić wszystko do kupy.
-Czyli Dylan wcale nie chciał od nas odejść?-zapytałam cicho.-Ona dała mu warunek?
-Prawdopodobnie.-odpowiedziała brązowowłosa.
W moim gardle pojawiła się gula którą próbowałam przełknąć.
W głowie natomiast kotłowało mi się milion myśli.
Nie miałam pojęcia jak to interpretować.
-Nic nie rozumiem...-powiedziałam na głos choć wcale nie zamierzałam.- Co wie Pani na temat Dylana?Na temat jego przeszłości.
Spostrzegłam,że moja dłoń leży na dłoni Chrisa który delikatnie ją ściska.
Nieświadomie ją tam położyłam,ale nie chciałam jej ściągać nawet jeśli miałoby to wywołać w nim zakłopotanie.
-Cóż...-czułam,że sprawia jej to trudność.Tym samym i ona i ja wiedziałyśmy,że musiało do tego dojść.-Niewiele.Chyba nikt za wiele o nim nie wiedział co sprawiało,że był wyjątkowy.Tym samym Suzan traktowała go z należytą ochroną i dbałością.Jako jeden z nielicznym jednostek był w naszych szeregach...był jednym z najlepszych przywódców.W zasadzie prowadził naszą najlepszą i najbardziej zaufaną grupę...-widziałam,że ze sobą walczy.Przetarła twarz dłonią jakby ze zmęczenia.-Był bezwzględny...być może dlatego Suzan była z nim tak blisko,a on jako jedyny nie bał się jej przeciwstawiać.Nigdy go nie karała tak jak resztę.Nie miałam pojęcia,że Suzan chcę go wdrążyć do któregoś obiektu.W końcu radził sobie najlepiej z każdą misja.Nie patrzał się na ból,cierpienie czy nawet śmierć swoją i...innych.
Moje oczy zaszły łzami.
Czułam jakby mówiła ona o zupełnie obcej mi osobie.
Przez cały czas gdy mówiła w głowie miałam myśl,że kłamie.
Jednak to ja okłamywałam samą siebie.
-W porządku? - zapytała widząc mój wyraz twarzy.Wiedziałam,że nie dam rady jej odpowiedzieć więc tylko skinęłam głową. - Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy w obiekcie nie miałam pojęcia co tam robi. Suzan jedynie uspokajała mnie bym się tym nie przejmowała i na tyle na ile to jest możliwe go unikała. Myślałam,że może miarka się przebrała i go zwyczajnie ukarała...jednak teraz nie jestem wcale pewna.Nie wiem czy on pamiętał to wszystko sprzed...zawsze bardzo angażował się w misje więc może i tym razem...a może nic nie pamiętał.-dodała to choć wcale w to nie wierzyła.Wiedziałam,że powiedziała to tylko dla mnie.-Przykro mi Sky...
Chrząknęłam kilka razy i próbowałam doprowadzić się do porządku by coś odpowiedzieć.
Jednak byłam za słaba.
Za dużo się na mnie wylało.
Nie chciałam się rozkleić.
Nie tutaj.
-Mówiła Pani.-zaczął Chris,a ja w duchu dziękowałam mu za to.-Że ktoś grzebał przy nagraniach czyli to by oznaczało,że ktoś chciał żebyśmy zobaczyli to nagranie,ale niekoniecznie słyszeli.
-Myślę,że tak.-odpowiedziała mu kobieta.-Myślę,że Suzan bardzo była zadowolona z myślą,że Sky to obejrzy.
Nastała cisza.
Doskonale pamiętałam,że przyszłam tu głównie by wypytać o eksperyment,ale nie miałam na to siły.
Nie teraz.
Nie przed misją.
Puszczając rękę Chrisa wstałam.
-Bardzo przepraszam.-odezwałam się najpewniej jak potrafiłam.-Jednak jestem już nieco zmęczona i chciałabym udać się do swojego namiotu.
-Oczywiście Sky.-uśmiechnęła się do mnie.-Miłej nocy.
Odpowiedziałam jej uśmiechem i wyszłam.
Tuż za mną słyszałam jak brodacz się żegna i dołączył do mnie.
-Wszystko wporządku? - zapytał zmartwiony.-Jeśli chcesz możesz jutro...
-Nie.-odpowiedziałam trochę za ostro.-Znaczy, chcę jutro jechać.-opowiedziałam łagodniej.
Uśmiechnął się do mnie.
Nie wiedząc czemu cieszyłam się,że to akurat on ze mną był.
Choć fakt,że za bardzo się zamartwiał mnie wkurzał,to wiedziałam,że jako jeden z nielicznych nie będzie mi truł z powodu Dylana.
-Dziękuję ci-przystanęłam i spojrzałam na niego.
-Przestań,pewnie i tak bym zobaczył te nagrania.
-Nie tylko za to.-wskazałam ręką w stronę z której wróciliśmy.-ale,że mnie wspierasz we wszystkim i po mimo tego co tutaj wyczyniałam,że mnie nie skreśliłeś.
-Hej,-złapał mnie za ramię i lekko pogłaskał.- Uwierz mi,że część z nas po ucieczce z eksperymentu wyczyniało gorsze rzeczy.To okres przejścia.
Dopiero gdy uśmiechnął się do mnie,a jego czekoladowe tęczówki spojrzały na mnie uświadomiłam sobie jaka byłam wcześniej spięta.
On sprawił,że wszystko ze mnie zeszło.
-To wszystko to przeszłość-mówił łagodnie.- Każdy ją ma,ale jedyne dobro w przeszłości tkwi w tym,że nie może ona nas definiować w tym momencie Sky. Przynajmniej nie powinna.
Miał rację.
Spojrzałam w górę i dostrzegłam księżyć.
Była pełnia.
Pamiętałam już ten widok.
Srebrzysta poświata otaczała nas.
Chris również spojrzał w księżyc.
"Everyone is a moon, and has a dark side which he never shows to anybody."-szepnął.
Poczułam smutek.
Dawno nie słyszałam tak pięknych słów które byłyby tak przykro prawdziwe.
Chris musiał to zauważyć,bo objął mnie ramieniem.
-Ykhym.- z rozmyśleń wyrwał nas głos.- Też nie możecie spać? - zapytał Boyd.
-W zasadzie.-odpowiedziałam i lekko powiększyłam przestrzeń między mną a brodaczem.- zbieram się do siebie,potrzebuję porządnego wypoczynku.
-Mógłbym cię odprowadzić? - zapytał i dostrzegłam coś dziwnego w jego głosie.
-Jasne.- uśmiechnęłam się i odwróciłam do Chrisa. - Dobranoc Chris.
-Dobranoc Sky.
Przeczuwałam ,że Boyd chcę mi coś powiedzieć,ale nie wie jak zacząć.-Stresujesz się jutrem?-zapytałam myśląc,że to go męczy.
Wiedziałam,że każdy boi się tego co jutro spotkamy.Bali się też mojej reakcji na ewentualne spotkanie z Dylanem.
Tylko ja chyba czułam dziwny spokój jeśli o to chodzi.
Chociaż moje myśli,uczucia i wszystko inne tkwiło w totalnym bałaganie to wydawało się to jakoś mnie nie dotykać.
-Bardzo.-odpowiedział krótko.-Sky...wiem,że to nie moja sprawa.Proszę nie myśl o mnie źle i nie bądź zła...
-Śmiało-poklepałam go lekko po plecach.
-Proszę cię uważaj na Christophera.-wydusił to z siebie z wielkim ciężarem.-To dziwne...ale ja czuję,że już go poznałem.Ale za nic nie mogę sobie przypomnieć skąd.
-Masz jakieś przebłyski?
-Nie.-pokręcił głową.-Po prostu czuję to,że go znam.I mam co do niego mieszane uczucia...Jesteś na mnie zła?
-Żartujesz?-przytuliłam go.-Dziękuję ci,że mi to powiedziałeś. Obiecuję,że będę czujna.
Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się do mnie.
To miłe,że ktoś tak bardzo się o mnie martwił i to bezinteresownie.
Zaskakująco miłe uczucie.
CZYTASZ
Lavers: Zamieć
FanfictionNa świecie żyje 7,3 miliarda ludzi. W życiu poszczególnych jednostek przychodzi moment, w którym dowiadują się, że jest coś więcej... Ich życie nie jest i nie było takie jak innych, którzy ich otaczali. Nastąpiło to wszystko po eksperymencie. Jedni...