14

467 50 22
                                    

Pociemniało mi w oczach.

Mocno złapałam się za brzeg pryczy.

-Sky ? - usłyszałam głos Medyka.

Wzięłam kilka głębokich wdechów.

Mimo, że mroczki odeszły to poczułam, że zaraz zwymiotuję.

Nie raz już stałam oko w oko ze śmiercią.

Celowano we mnie pistoletem.

Brałam udział w walkach, pojedynkach.

Postrzelono mnie...

Jednak usłyszeć coś takiego, było czymś z czym trudno było mi się zmierzyć w tamtym momencie.

-Sky? - usłyszałam ponownie. - Chcesz wody?

-Nie. - pokręciłam głową. - Jak to? - nie musiałam nic więcej dopowiadać wiedząc, że kobieta domyśli się o co mi chodzi.

Ta spoglądała na mnie jeszcze przez chwilę, w celu upewnienia się zapewne, czy zaraz nie zemdleję.

Stwarzając pozory, że jest dobrze, zmyliłam ją.

- Ktoś musiał podawać ci truciznę. - zaczęła. - Jednak to, co ci podawano musiało być stworzone specjalnie dla ciebie. Twoje zmutowane hormony są tak silne, że byle co by je nie zniszczyło. Twój organizm walczył z tym bardzo intensywnie, co w efekcie sprawiło, że mogłaś czuć się źle. Także twój wygląd na tym ucierpiał.

Przypomniałam sobie kondycję swojej skóry oraz włosów.

Sama Spencer zauważyła utratę na wadze.

Zakrwawione ręce po treningach

.Słaba kondycja.

- No dobrze. - odezwałam się po chwili. - Jak możemy to odwrócić?

- Nie jestem pewna... - powiedziała zmartwiona. - Nie znam tego, co ci podano, więc nie wiem dokładnie z czym musimy się zmierzyć ani jak to zatrzymać... 

-Jak to, zatrzymać? - nie rozumiałam jej.

- Sky...- po jej oczach poznałam, że nie ma pojęcia jak dalej poprowadzić tą rozmowę. - ...to dalej cię wyniszcza, a ja nie wiem co z tym zrobić.

Przetarłam twarz dłonią, jakby to miało mi jakoś pomóc.

- Nie przestanę, póki czegoś nie wymyślę. – wiedziałam, że próbuje mnie uspokoić. - Obiecuję.

Skinęłam głową, chociaż nie oznaczało to, że jej uwierzyłam. 

- Muszę to zgłosić Christopherowi. - i te słowa mnie zmroziły.Gdyby to wyszło, nie mogłabym dalej brać udziału w misjach.

Na dodatek Cole miała by powód, aby się mnie pozbyć.

-Nie, proszę. - spojrzałam na nią błagalnie. - Jeśli Pani to zrobi, to nie pozwolą mi nic robić.

- Muszę... - powiedziała przepraszająco.

Wstałam i podeszłam do niej.

- Pani nie rozumie. - spojrzałam jej prosto w oczy. - Ja muszę powstrzymać Suzan. - powiedziałam pewnie. - To, że jest na wolności to moja wina... - odwróciłam wzrok jakby wstydząc się tych słów. - Tak jak wiele innych rzeczy. Jestem to winna wszystkim. - zamknęłam oczy nie chcąc uronić łzy. - Muszę... ja muszę to zatrzymać.

I choć widziałam wahanie w jej oczach to czułam, że ona to rozumie.

- Dobrze. - westchnęła i skinęła głową.

 - Jednak będziesz wciąż monitorowana, będziesz stawiała się u mnie regularnie na badaniach i jeśli tylko zobaczę jakieś przeciwwskazania, to od razu kogoś o tym poinformuję, rozumiesz?

-Tak. - odpowiedziałam natychmiast.

 - Dziękuję.

Kobieta posłała mi lekki uśmiech.

Myśląc, że to koniec rozmowy, skierowałam się do wyjścia.

- Jeszcze jedno. – powiedziała, a ja odwróciłam głowę . - Używanie Laversa jest w Kwaterze surowo zabronione, jeśli jeszcze raz zniknie mi jakaś ampułka, od razu powiadomię Christophera.

Poczułam wyrzuty sumienia.

- Rozumiem. - powiedziałam na odchodne i pośpiesznie wyszłam.



Wchodząc do namiotu, który służył za stołówkę, zobaczyłam stolik, przy którym siedzieli moi przyjaciele.

Rozmawiali żywiołowo.

Pierwszy zobaczył mnie Boyd i jakby skamieniał.

Reszta widząc to, spojrzała w moją stronę i zrobili to samo.

Ostatni raz widzieli mnie w totalnej rozsypce.

Nie wiedzieli jak zareagować, bo nie mieli pojęcia jak ja zareaguję.

Ja zrobiłam coś czego nie robiłam od bardzo dawna.

Posłałam im uśmiech i pomachałam.

Zauważyłam ulgę na ich twarzach.

Gdy tylko odwzajemnili te gesty, ruszyłam w stronę stołu, gdzie znajdowało się jedzenie.

Zauważając znajomą mi sylwetkę przyśpieszyłam kroku.

- Cześć. - powiedziałam.

- Sky. - brodacz również wydał się zaskoczony. - Cześć.

- Chciałabym z tobą porozmawiać . - uśmiechnęłam się lekko. - Ale nie tutaj, możemy spotkać się wieczorem przy kanionie ?

- Jasne. - wydawał się być nie tylko zaskoczony, ale też bardzo zadowolony z tej propozycji.

- To świetnie. - odpowiedziałam i zabrałam się za nakładanie jedzenia.

Zabrałam jajecznicę i sok jabłkowy, po czym ruszyłam do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele.

Widziałam kątem oka, że Cole uważnie mnie lustruje.

Moja grupa również musiała się przyglądać mojej rozmowie z Chrisem, bo gdy tylko spojrzałam w ich stronę zaczęli udawać, że o czymś rozmawiają.

- Cześć. - przysiadłam się do stolika.

- Cześć . - odpowiedzieli i udawali zainteresowanych jedzeniem.

Powstała dziwnie niezręczna cisza.

Nie mogło potrwać to długo, bo z takich sytuacji zawsze wybawiała nas jedna osoba...

- O czym rozmawiałaś z Chrisem ? - zapytała Spencer, a cała reszta spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

- O niczym . - skłamałam. - Zwyczajnie mu podziękowałam. - westchnęłam. - Zresztą wam też należą się podziękowania i przeprosiny. Nie powinnam... - zaczęłam, ale mi przerwano.

-Sky. - powiedział Jackson. - Wszystko okej, naprawdę. - uśmiechnął się .

- Wiem. - przybrałam poważny ton. - Jednak chcę żebyście wiedzieli, że teraz jestem skupiona w stu procentach. I przysięgam, że nie spocznę póki nie rozwalę tego eksperymentu i... - zacisnęłam pięści pod stołem. -...Suzan. Tylko to się dla mnie teraz liczy.

Być może przez ton jakim wypowiedziałam te słowa sprawiły, że moi przyjaciele wcale się nie ucieszyli.

Wydawało mi się, że co niektórzy są wręcz wystraszeni.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Baardzo krótki, ale nie dałam rady zrobić to inaczej.

I jak?

Co myślicie?


Lavers: ZamiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz