Rozdział 58

123 18 2
                                    

Do Max:
Co zrobiłeś?!!!

Od Max:
Ja naprawdę chciałem pomóc...

Do Max:
...

Od Max:
Proponuję ci, abyś się rozchorowała

Świetnie! Dzięki wielkie Max!

A przecież cię prosiłam, żebyś się w to nie mieszał...

Całe sytuacje tylko dodatkowo mnie zdenerwowała. Jeśli Max stwierdził, że lepiej jutro nie pokazywać się w szkole, to znaczy, że jest baaaardzooo źle.

***

Rano obudziłam się z niejakim poczuciem ulgi. Przez resztę wczorajszego wieczoru, zastanawiałam się, co zrobić, aby nie pójść do szkoły. Rozwiązanie przyszło samo.

Na moje szczęście, bądź nieszczęście czymś się strułam i było mi niedobrze. Brzuch mnie bolał i męczyłam się aż do trzeciej w nocy. Mama dowiedziawszy się o tym, od razu stwierdziła, że dzisiejszy dzień spędzę w domu.

Wstałam dopiero o dziewiątej w dość dobrym humorze. Zwlekłam się z łóżka, założyłam szlafrok i powędrowałam na dół, aby wypuścić Cookie'go na zewnątrz.

Po otworzeniu drzwi, poczułam chłodny powiew powietrza i zmrużyłam oczy, jakby miało mi to pomóc zatrzymać chłód, który wtargnął do domu.

Nagle coś przykuło moją uwagę. W sumie nie coś, a ktoś albowiem przede mną stał Harvey. Sytuacja nie była tak krępująca jak z Maxem, bo tym razem byłam jako tako ubrana w piżamę i szlafrok.

Bez słowa wpuściłam chłopaka do domu, a następnie zawołałam psa.

- Chcesz coś do picia? - zapytałam, zamykając drzwi.

Pomimo, że aktualnie nasze relacje nie były najlepsze, to postanowiłam zachować się kulturalnie. Plus byłam jeszcze zbyt zmęczona nocą, żeby kłócić się z chłopakiem.

- Nie - odezwał się Harvey.

- W takim razie daj mi chwilę i poczekaj w salonie.

Po tych słowach, pobiegłam do pokoju i włożyłam bieliznę, skarpetki, dżinsy oraz T-shirt. Opuszczając pomieszczenie, zerknęłam w lustro i stwierdziłam, że nie muszę nic robić z niedbale związanymi po nocy włosami.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do salonu. Zgodnie z moimi oczekiwaniami, Harvey siedział na kanapie. Nie wiedząc, jak powinnam postąpić, po prostu do niego dołączyłam.
Przez jakiś czas siedzieliśmy nic nie mówiąc. Nie wiem jak on, ale ja dokładnie oglądałam dywan.

W pewnym momencie odważyłam się podnieść wzrok i przyjrzeć się chłopakowi.

- Co zrobiłeś z włosami? - zapytałam nagle.

Dopiero teraz zauważyłam, że z przodu nie są brązowe jak reszta, tylko jaśniejsze... Przynajmniej z mojej perspektywy.

Najwyraźniej zdezorientowałam go tym pytanie, bo zmarszczył czoło i zaczął na mnie patrzeć.

- Nic wielkiego - odparł podejrzliwie.

- Aha - odpowiedziałam i usadowiłam się wygodniej. - To po co przyszedłeś?

- Rozmawiałem z Maxem.

Głośno przełknął ślinę i odchrząknął.

- I pogorszył sprawę - dokończyłam.

- Nie do końca... Znaczy się... Na początku pogorszył, ale potem zaczął mnie męczyć... Co jak co, ale twierdził, że ma doświadczenie w tego typu sprawach...

Miał rację. Przeżył już ze mną tyle niekomfortowych sytuacji, a znamy się niecały rok.

Wow! Uświadomiłam sobie, że od początku naszej znajomości wiele się zmieniło. Z Harveyem nie miałam nigdy większych problemów - raczej dobrze się dogadywaliśmy, a teraz jesteśmy na etapie "omijaj szerokim łukiem".

Max był cichy i spokojny, ogólnie małomówny i skory do przeżywania zawstydzających sytuacji ze mną, a teraz... rozmawiamy jak normalnie ludzie. Nawet nie mam pojęcia, kiedy to wszystko się zmieniło.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał zniecierpliwiony Harvey.

- Eee... - odrobinę się zaczerwieniłam. - Jak mam być szczera to nie za bardzo.

Harvey westchnął i przewrócił oczami.

- Max nie dawał mi spokoju, aż w końcu stwierdził, że powinienem przyjść i z tobą porozmawiać - odparł.

- Okej...

- Więc...

- Powinnam cię przeprosić... Zareagowałam chyba trochę zbyt gwałtownie - powiedziałam ze skruchą.

- Ja też muszę cię przeprosić... Za to, że też się na ciebie rzuciłem... I za te wszystkie niemiłe przezwiska...

Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Harvey... Ty mnie wcale nie przezywałeś szczególnie.

- Nie? - zapytał zdziwiony. - Rany... A więc cię nie przezywałem? W takim razie to musiało się dziać tylko w mojej głowie... He he...

Natychmiast zgromiłam go wzrokiem i rzuciłam w niego poduszką.

- Dobrze, przepraszam! Zgoda?

- Zgoda - odparłam.

Harvey posiedział u mnie jeszcze godzinę, a potem wrócił do domu.

Naprawdę cieszyłam się z faktu, że między nami było już dobrze. Cieszyłam się też z tego, że Max zainterweniował... Jednak dobrze zrobił.

Po zamknięcie drzwi za Harveyem, oparłam się o nie. Wtedy coś zrozumiałam - moje zauroczenie do bliźniaka minęło!
Byłam z nim sam na sam i nie poczułam niczego, co dręczyło mnie wcześniej.

Cookie podszedł do mnie i dziwnie spojrzał. Pewnie zastanawiał się, co mi odwala, bo szczerząc się, stałam pod drzwiami.

- No co Cookie? Wreszcie zaczęłam żyć!

---
Hej!
Wiem, że rozdział jest trochę później niż zapowiadałam, ale czasami tak bywa, że wena odrobinę zawodzi.
Chciałam wam tutaj podziękować za te ponad 5000 odsłon. To bardzo wiele, a na dodatek kilkanaście pierwszych rozdziałów ma ponad 100 wyświetleń.
Gdyby nie wy, mnie pewnie tutaj już by nie było, więc dziękuję ❤
Przy okazji udanego jutrzejszego Dnia Dziecka!

Czy to miłość? I Max&HarveyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz