Minął tydzień od całego incydentu. Szkoła nadal huczy. Informacje szybko się rozeszły. Uczniowie nazwali mnie niszczarką Umbridge. Nauczyciele nadal dziwią się, że ja potrafię być taka. Moja ukochana Dolka ma na wszystkich focha i chodzi z wkurzoną miną. A jak już musi się odezwać, to wrzeszczy. Pewnie masturbacja już jej nie pomaga. Biedna Dildizia. Oczywiście ja nadal jestem z siebie dumna. To, jak łatwo da się zagiąć Różową Ropuchę jest piękne. Kocham życie po prostu. Ciekawe jak się zemści to różowe coś. Właśnie siedzę i kolejny dzień z rzędu popijam ognistą za mój sukces. Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do gabinetu. Na wszelki wypadek szybko schowałam butelkę i kieliszek do biurka i powiedziałam "proszę". Okazało się, że przyszedł do mnie Harry.
- Zapraszam panie Potter. Proszę usiąść- powiedziałam i wskazałam mu wolne krzesło naprzeciwko mnie.
Spojrzał na mnie i usiadł grzecznie. Wymieniliśmy również uśmiechy, choć on to niechętnie zrobił. Musiał mieć jakiś problem.
- Co cię do mnie sprowadza?
- Profesor Umbridge znęca się nad uczniami- wydusił z siebie.
- Skąd to wiesz?- dopytałam będąc bardziej zaciekawiona tym, co to głupie babsko odwala.
- Byłem u niej na szlabanie. Kazała mi napisać piórem na pergaminie, że nie będę opowiadac kłamstw. Zrobiłem jak kazała, a na mojej ręce pojawiło się to, co napisałem. Wygląda to jak jakaś rana.
- Czy mógłbyś mi pokazać tą rękę?- po krótkim zawachaniu odważył się.
- To wygląda strasznie- mruknęłam przerażona marszcząc brwi. Rana nadal była świeża i gdzieniegdzie nadal wypływała krew lub była zaciśnięta. Wyciągnęłam różdżkę i kilkoma zaklęciami usunęłam napis.
- Dziękuję pani profesor- powiedział i zabrał rękę.
- Bardzo dobrze zrobiłeś powiadamiając mnie o tym. Porozmawiam na ten temat z panią profesor. Czy ktoś oprócz Ciebie padł jej ofiarą?
- Niestety tak. Ona karze głównie gryfonów. Ślizgonów szanuje najbardziej i żaden jeszcze nie dostał szlabanu.
- Mógłbyś przeprowadzić tutaj te osoby? Pomogę im pozbyć się tego.
- Oczywiście- wstał i już kierował się do wyjścia.
- Panie Potter czy to wszystko?- spytałam, bo czułam, że to nie wszystko.
- Lekcje OPCM z tą panią to porażka. Nie używamy różdżek. Uczymy się bezsensowych, nudnych rzeczy. Ona uważa, że to dobre, nowoczesne sposoby nauczania. Tak naprawdę, to nikt nic nie umie i ledwo udaje się wyciągnąć na okropny, ponieważ testy są bardzo trudne. Nawet Hermiona nie daje rady. Ona chyba chce, żebyśmy umarli z rąk śmierciożerców lub Voldemorta- wzdrygnęłam się na jego imię.- Dziękuje za te cenne informacje. Postaram się zrobić z tym porządek. A teraz możesz iść po ofiary- powiedziałam, a ten zniknął za drzwiami.
Westchnęłam głośno. Z tą różową ropuchą, to jak z dzieckiem. Walnęłam pól kielicha ognistej i czekałam na uczniów. Piętnaście minut później wszystkie ofiary znalazły się u mnie, a nie było ich mało. Leczenie zajęło mi jakiś czas. Biedne dzieciaczki. Kiedy skończyłam walnęłam dwa kielichy i poszłam na patrol. Dla odmiany w postaci kota, bo tak jakoś mi się zachciało. Wyszłam z gabinetu i go zamknęłam. Zmieniłam się w zwierzę i ruszyłam na miejsce dyżuru nocnego. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Wytężyłam jeszcze dobry wzrok i ujrzałam bardzo wściekłą Umbridge. Wnioskując skąd idzie domyśliłam się, że wraca z lochów. Ledwo powstrzymywałam śmiech. Postanowiłam schować się w cieniu, aby mnie nie zauważyła.
Umbridge POV
Już trochę znudziła mi się zabawa krwawym piórem. Do głowy wpadł mi pomysł, że przydałby się zapas veritaserum. W końcu nie słuchałabym kłamstw uczniów, a w szczególności Pottera. Wieczorem udałam się do Severusa, ale ten niestety się nie zgodził, bo stwierdził, że nie można tak robić z uczniami. Chyba zapomniał, że od zasad tutaj, to jestem ja. Wyszłam wkurwiona na maksa i trzasnęłam drzwiami. Czułam, iż nadszedł czas na spotkanie się z moim ukochanym ruchaczem 6900. Cholera ale ja podenerwowana jestem. Szłam jak najszybciej, bo czułam, że nie wytrzymam dłużej. Nagle zwolniłam kroku. Miałam wrażenie, ze ktoś mnie śledzi. Zatrzymałam się i przeglądałam korytarz. Pod ścianą ujrzałam świecące oczy. To na pewno musiał być kot. Wyciągnęłam różdżkę i zapaliłam światło. Kot od razu uciekł. Zaczęłam go gonić mając wyjebane w obrazy, które obudziłam. Był dość szybki. rzuciłam zaklęcie spowalniające i go złapałam. Zaczął mi się wyrywać jak tylko mógł. Z trudem rzuciłam na niego drętwotę, a następnie zaniosłam do siebie. Taki słodki kot nie może się zmarnować. Bardzo podobał mi się ten bury odcień. Jego futerko było nieco sztywne i twarde, ale mi to jakoś nie przeszkadzało. Położyłam go, a właściwie ją na łóżku i zdjęłam klątwę. Zdążyłam się skapnąć w czasie drogi, ze to kotka. Chciała uciekać, ale nie zdążyła, bo znów była w moich objęciach i wyrywała się jak mogła. To agresywne zwierzę podrapało moje nadgarstki mocno i wielokrotnie! Już nie wspominam o tym, jak ona głośno miauczy! Krew lała się prawie strumieniami. Ran ciągle przybywało i musiałam puścić zwierzę. Pobiegłam po różdżkę, która zostawiłam na burku.
McGonagall POV
Co za jędza! Co ona sobie myśli?! Nie jestem żadnym kotem do zabawy! Nie no naprawdę z nią, to jak z dzieckiem. Już ja jej pokażę. Kiedy tylko mnie wzięła kolejny raz na ręce, bo chciałam jej uciec zrobiłam jej takie piękne tatuaże ode mnie na pamiątkę. Udało mi się wygrać tą walkę. Pobiegła gdzieś. Teraz albo nigdy- pomyślałam i wróciłam do człowieczej postaci. Ale Dildzia będzie wkurzona.
- Tym razem mi nie uciekniesz ty moja kocico!- krzyknęła ropucha wbiegając z różdżką. Mina jej zrzedła na mój widok.
- Oh, Dolores przepraszam, że nie odwzajemniam twoich uczuć. Niestety nie jestem homo. Tak bardzo mi przykro- powiedziałam z ironią i smutkiem w głosie. Otarłam niewidzialną łzę.
- Yy... Co ty tu robisz i gdzie jest kot?- zapytała wielce zdziwiona.
- Co? Jaki kot?
- Taki bury.
- Ten, co zrobił ci takie głębokie rany na nadgarstkach. Z pewnością blizny zostaną ci do końca życia.
- Skąd ty to wiesz?
- A bo wiesz Dolores... tym kotem byłam ja. Dziwne, że ty nie wiesz takich rzeczy.
- Czy to twoja animagiczna postać? Jeżeli tak, to zarejestrowane to jest? - spytała krzyżując ręce na piersi.
- Oczywiście, że tak.
- Zapłacisz mi za to, McGonagall!- krzyknęła na cały Hogwart.
- Niby za co?
- Za te rany.
- Ale kochana to nie moja wina. Ja się nie pchałam w to, tylko ty- powiedziałam słodkim głosikiem.
- Oczywiście- sarknęła.
- Przepraszam cię Dolores, ale muszę już iść. Patrol czeka i szkoda mi czasu dla ciebie- ale ja jestem miła dla niej.
Patrzyła na mnie bez słowa jak szłam w stronę wyjścia. Z pewnością nie mogła się napatrzeć na mój triumfalny uśmiech, który gościł na mojej twarzy.
- Do jutra, kochana!- powiedziałam nieco głośniej i zamknęłam za sobą drzwi.
CZYTASZ
McGonagall i Umbridge, czyli kłótnie śmiechu warte [Zakończone]
Humor⚠CRINGE ALERT⚠ Osoby, które oglądały lub czytały piatą część Harry'ego Potter'a dobrze wiedzą, że postacie wspomniane w tytule zawsze się ze sobą spierały. Co by było, gdyby ktoś się skupił tylko na nich, a Harry zostałby w cieniu? Jak to jest napr...