Dolores pojawiła się w Wielkiej Sali dopiero o godzinie dwunastej rano. W końcu był weekend, więc można było robić co się tylko zechce. Musiała przyznać, że była jakaś nieobecna. W pomieszczeniu było tylko kilku uczniów, którzy uczyli się lub odrabiali lekcje. Nagle zauważyła, że przy stole Puchonów jakaś para się obściskuje. Dla niej to było niedorzeczne, żeby robić takie rzeczy publicznie, więc wyjęła różdżkę i machnęła nią w ich kierunku, a oni zostali rozdzieleni. Dzięki temu na jej twarz wpłynął złowieszczy uśmieszek i udała się do stołu nauczycieli, który był cały wolny, a wszyscy uczniowie, którzy byli w pomieszczeniu, zmyli się tak szybko, jak tylko mogli. Pomyślała, że jest to jedyna okazja i szansa dla niej, aby zasiąść na krześle dyrektora, które samo rzuciło się jej w oczy, dzięki temu, że jest złote. Jak pomyślała, tak zrobiła. Kiedy już rozsiadła się na jego miejscu, czuła się już lepiej. Widziała stamtąd całe pomieszczenie, w którym się znajdowała. Zaczęła marzyć o tym, jakby to było być dyrektorem tej szkoły. Zaraz westchnęła głośno na te myśli, uśmiechnęła się szeroko pod nosem, poprawiając swoje usadowienie. Pstryknęła palcami, a przed nią magicznie pojawiła się jajecznica na talerzu oraz sok dyniowy. Od razu zabrała się za jedzenie. Później nie zważając na nic, została w tym miejscu. Rozsiadła się tylko bardziej i marzyła.
.
.
.
Tymczasem McGonagall właśnie wyszła ze skrzydła szpitalnego cała i zdrowa. Miała tylko na sobie kilka nie do końca zgojonych ran na plecach, których i tak nikt nie mógł zobaczyć. Wszyscy, którzy ją widzieli na korytarzu, witali się z nią serdecznie, nawet uczniowie nie odmówili sobie kultury dla tej starszej czarownicy. Cieszyło ją to bardziej, niż wyjście ze skrzydła szpitalnego. Nie czuła się do końca na siłach, aby normalnie funkcjonować, bo karmiono ją chudym jedzeniem lub małymi ilościami, więc postanowiła w dobrym humorze udać się do kuchni, gdzie zamówiła sobie u skrzatów owsiankę z owocami i czarną herbatę. To zawsze stawiało ją na nogi i dawało jej porządny zastrzyk energii. Usiadła przy stoliku i czekała na posiłek. Po trzech minutach otrzymała zamówienie i zaczęła się zastanawiać gdzie zjeść. Ostatecznie padł wybór na Wielką Salę. Zabrała ze sobą pożywienie i udała się tam. Drzwi się okazały być zamknięte, lecz kiedy tylko była bliżej nich, otwarły się same. Szła spokojnie, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś jest, czy nie. Właśnie podeszła do swojego miejsca siedzącego i już miała stawiać swoje śniadanie jakiś głos się odezwał do niej:
- Witaj, Minerwo- kobieta wzdrygnęła się i prawie upuściła to, co miała w rękach, lecz zdążyła złapać równowagę w ostatniej sekundzie. Ropucha tylko patrzyła na przerażoną McGonagall z rozbawieniem, a ona położyła ostrożnie talerz i kubek- No, no widzę, że masz refleks, kochaniutka- zacmokała po tych słowach.
- Cześć, Dolores- starała się mówić spokojnym tonem, lecz średnio jej to wychodziło. Nie mogła jej pokazać, że ją to ruszyło. Spojrzała na nią po raz pierwszy i zauważyła, że ona nie siedzi na swoim miejscu, ale na krześle Dumbledore'a- Co ty tu robisz?
- Siedzę, nie widać?- zapytała z przesłodzonym głosem i jadem.
- Widzę, że zapomniałaś, gdzie jest twoje stałe miejsce.
- Ależ skąd. Tu po prostu jest wygodniej i lepiej widzę Salę- tłumaczyła się marnie.
- Tobie i nikomu innemu nie wolno tu siedzieć. To jest miejsce dla Dyrektora szkoły, a nie dla ciebie- odparła rozwścieczona, ale nie dała poznać tego po sobie nikomu.
- Jako inkwizytor Hogwartu, wolno mi.
- Jako inkwizytor Hogwartu, to ty możesz siedzieć wszędzie, tylko nie tutaj. Chyba mijasz się ze znaczeniem tego słowa, Dolores.
- Och nie bądź taka zasadnicza, Minerwo. Nic się nie stanie mi, ani krzesłu.
- A żebyś się zdziwiła przypadkiem, gdyby to tobie się coś stało- odparła, opierając się o swoje krzesło- Nie masz prawa zajmować jego miejsca!- wrzasnęła.
- Bo co mi zrobisz?- zapytała zaciekawiona.
- Dowiesz się w swoim czasie- odparła, patrzywszy się w podłogę i zaczęła pić herbatę, która już ostygła. Wtem zauważyła na podłodze, przy ścianie różową, podłużną, długą rzecz. Wiedziała, że to jej Ruchacz 6900, więc odłożyła kubek, wyciągnęła różdżkę i przelewitowała go do góry.
- Dolores?- zagadnęła do niej, nie czekając na jej odpowiedź.
- Tak?- spytała nie patrząc na Minerwę.
- Czy to nie jest przypadkiem twoje?- po tych słowach odwróciła się do niej od razu i zauważyła, że to, o co pytała jest jednak jej.
- Hmm...- przyglądała mu się uważnie- ewidentnie to moje. Skąd ty go masz?!
- Leżał sobie o tutaj na podłodze- powiedziała i wskazała miejsce.
- Oddaj mi go!- wrzasnęła od razu zawstydzona i zdezorientowana jak dziecko. Twarz Rózowej Kurwy zrobiła się czerowna.
- Oddam, jeżeli przysięgniesz, że nigdy nie zasiądziesz na tym oto krześle, ani go nie dotkniesz- zarządziła. Dobrze wiedziała, że w ten sposób się jej pozbędzie, więc ciągnęła to dalej- W przeciwnym razie będziesz musiała się z nim pożegnać. Zniszczę go na twoich oczach.
Nagle zaczęło się dosłownie gotować w Umbridge, kiedy tylko usłyszała wypowiedź. Bez namysłu gwałtownie wstała i odsunęła się jak najdalej od krzesła.
- Przysięgam- wydukała- Tylko nic nie rób mojemu kochanemu Ruchaczowi 6900- mówiła błagalnym tonem. Dla niego mogła zrobić wszystko.
- Dobra dziewczynka, bardzo dobra...- mruknęła starsza kobieta i przekazała jej zgubę, jednocześnie ciesząc się wygraną. Umbridge,od razu po złapaniu swojego przyjaciela, uciekła z prędkością większą, niż Nimbus 2000, z Wielkiej Sali tam, gdzie pieprz rośnie. Na ten widok, Minerwa zaśmiała się pod nosem, schowała różdżkę, usiadła na swoim miejscu i wzięła się za zimne już śniadanie. Cieszyła się, że mogła kolejny raz zagiąć Rózową Ropuchę. A tak naprawdę Umbridge uciekła do swoich kwater, aby popłakać i poużalać się nad sobą.
CZYTASZ
McGonagall i Umbridge, czyli kłótnie śmiechu warte [Zakończone]
Humor⚠CRINGE ALERT⚠ Osoby, które oglądały lub czytały piatą część Harry'ego Potter'a dobrze wiedzą, że postacie wspomniane w tytule zawsze się ze sobą spierały. Co by było, gdyby ktoś się skupił tylko na nich, a Harry zostałby w cieniu? Jak to jest napr...