Od ścian sali sądowej odbijały się ciche szepty, a Changbin czuł, jak jego imię spływa po językach ludzi. Co raz rzucali mu spojrzenia pełne pogardy i kręcili głowami. Chłopak poczuł, jak pocą mu się ręce, serce dudni w piersi, a żołądek zaciska w ciasny supeł. Zagryzł wargę i zaczął bawić się palcami, zastanawiając, po co mu to wszystko było. Wtem po sali sądowej rozbrzmiał odgłos stukania młotkiem w drewno.
- Oskarżony powstań. - Nieco posiwiały, zachrypnięty mężczyzna ubrany w czarną togę zwrócił się w stronę Changbina, łypiąc na chłopaka zamglonymi źrenicami zza grubych szkieł obszernych okularów. Brunet podniósł się do pionu ze spuszczoną głową, sprawnie unikając wzroku siedzącego w sąsiedniej ławce starszego mężczyzny. Przełknął nerwowo ślinę i nagle, dźwięki wszystkich zebranych ucichły, jakby w sali pozostał tylko Seo i sędzia. Chłopak słyszał jedynie nerwowe bicie swojego serca, które obijało się echem po głowie.
- ... oskarżony odpracuje swój wyrok na gospodarstwie pokrzywdzonego. - Te słowa wyryły się niczym dłutem w pamięci Changbina. Liczył na coś innego... ale na co? W sumie sam nie wiedział.~~~~~~~~~~~~~~
- To chyba nie jest dobry pomysł — głos Changbina był nieco niepewny, choć mimo to dalej pakował sprzęt jeździecki do plecaków. Łapał pierwsze, lepsze przedmioty z brzegu i upychał je do torby, mając nadzieję, że kosztują o wiele więcej, niż mógłby się po nich spodziewać.
- Proszę cię Bin... Nie pierwszy raz to robimy. - Jeongin chwycił za jedno z bardziej ekskluzywnych, czarnych siodeł. - Chyba będzie dobre — mruknął pod nosem, dokładnie oglądając z każdej strony skórzany przedmiot. Odłożył je na bok, gdyż było zbyt duże, aby zmieściło się do którejkolwiek z toreb.
- Po prostu mam złe przeczucie. - Wzruszył nerwowo ramionami, rozglądając się na boki, jakby ktoś miał się zmaterializować zaraz za ich plecami.
- Jak będziesz tyle gadał, to będzie to uzasadnione przeczucie — bąknął młodszy i chwycił za eleganckie, wysokie oficerki, których srebrne elementy błyszczały subtelnie w bladym świetle. Changbin wywrócił oczami i wyszedł z siodlarni, aby wrzucić plecak do bagażnika czarnego auta, razem z kilkoma innymi, większymi przedmiotami.
- Te konie są pewnie więcej warte. - Seo spojrzał na Jisunga, który siedział przy kierownicy i majstrował coś przy siedzeniu, jednocześnie ciągle rozglądając się na boki, aby wyłapać ewentualnie zbliżające się zagrożenie.
- Te konie są pewnie dobrze zabezpieczone na wypadek kradzieży — najmłodszy, który właśnie przyszedł, również rzucił łup do bagażnika i przystanął obok Bina. - Z resztą, nie mamy nawet jak ich przetransportować i schować. - Chłopak otrzepał ubrania z niewidzialnego kurzu i zaczesał włosy do tyłu.
- To musi nam na razie wystarczyć — szepnął Changbin, zamykając schowek. - Wsiadaj młody — mruknął, a Jeon gin posłusznie i bezszelestnie wśliznął się do vana, zajmują miejsce na środku.
- Zmywajmy się stąd. - Głos Jisunga był ledwo słyszalny. Ostrożnie zamknął drzwi kierowcy, aby nie narobić zbędnego hałasu i odpalił specjalnie przygotowany samochód. Brunet obszedł auto dookoła i przystanął na chwilę, czując, jak serce przyspiesza mu w dzikim galopie, a wystrzał adrenaliny przepływa przez całe ciało, powodując lekkie odrętwienie. Dałby sobie rękę uciąć, że słyszy stłumione, zbliżające się kroki.
- Cholera — przeklął w myślach i szybkim krokiem, skierował się w stronę przedniego siedzenia. Chwytał już za klamkę, gdy poczuł, jak ktoś z ogromną siłą ciągnie go w tył.
- Kurwa, Jisung, jedź! - stłumiony przez metal, głos Jeon gina był ostatnim dźwiękiem, jaki Changbin usłyszał przed rosnącym wyciem syren policyjnych, które przecinało powietrze jak bełt wystrzelony z kuszy.
Jisung nerwowym ruchem spuścił ręczny i wcisnął pedał gazu, ruszając gwałtownie z miejsca. Zostawił za sobą jedynie rozmazany ślad opon i niewielką chmurę spalin, opadającą powoli na grunt.
- Chłopaki! - krzyknął mimowolnie Changbin. Szarpał się, ale czuł, jak ktoś trzyma go bardzo mocno. Zanim się obejrzał, radiowóz błysnął mu niebiesko-czerwonym światłem po oczach, zatrzymując się na dziedzińcu, a z auta wysiadło dwóch, grubszych policjantów.
- Cholera — przeklął ostatni raz i zaczął szarpać się jeszcze mocniej z nadzieję, że być może uda mu się wyrwać z kleszczy i uciec. Nadzieja ta była jednak zbędna. Dwaj umundurowani panowie, oświetlani od tyłu reflektorami auta, podeszli do niego, aby następnie przejąć i skuć jednym, mocnym i stanowczym ruchem. Changbin szarpał się i wierzgał, ale nie miał nawet nikłej szansy w walce jeden na trzech. Przyparty do muru, poczuł jedynie żal i niedowierzanie, że akcja skończyła się takim fiaskiem. Warknął, patrząc, jak chmura kurzu opada na ziemię, a w stronę całego zdarzenia biegnie grupka ubranych na szybko ludzi. Seo przeklinał w myślach, nie mając siły się już szarpać. To był koniec.
CZYTASZ
[w trakcie poprawek]•I am not• //Changlix
FanfictionChangbina nikt nigdy nie nauczył jak odróżniać dobro od zła. Felix jest tylko dobrym chłopcem, który widzi w brunecie coś więcej niż zdemoralizowanego nastolatka.