⁵¹.Dobranoc

2K 207 17
                                    



    Changbin przygryzł wargę do takiego stopnia, że zdawało mu się, iż za chwilkę przebije ją zębami, a ze świeżej rany zacznie sączyć się ciepła krew. Czuł, jak serce zaciska mu się w piersi, prawie tracąc rytm bicia. Zupełnie jakby ktoś przebił je niewidoczną włócznią, by następnie obwiązać cienką, ostrą żyłką. Bolało jak diabli, ale musiał; po prostu musiał już iść. Dlatego wypuścił czerwoną wargę spomiędzy swoich zębów, aby po chwili nachylić się bezdźwięcznie nad śpiącym Felixem. Wyglądał tak słodko, tak spokojnie i bezbronnie, gdy z zamkniętymi powiekami wdychał i wydychał powietrze ze swoich płuc. Brunet nie potrafił się powstrzymać i ostrożnie, aby nie wybudzić młodszego ze snu, przywarł wargami do jego czoła. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nie zrobi tego przez najbliższe kilka dni, jak nie tygodni. Nie będzie już codziennego widywania się, codziennej wspólnej pracy, ciągłego przekomarzania i drobnych czułości. Co z tego, że po pewnym czasie mieli już dość siebie nawzajem i potrzebowali odpoczynku. Gdy brakło cierpliwości, po prostu zajmowali się czymś, co pozwoli im na chwilę wytchnienia od drugiego, a później naturalnie wracali. To nic. To normalne. Jednak teraz nie będą widywać się przez dłuższy czas, a z tej perspektywy, Changbin żałował, że wykorzystał całego czasu, jaki dostał.

- Dobranoc - szepnął cicho, zaczesując jeszcze jeden, niesforny kosmyk za ucho blondyna.
Po powrocie z jeziora blondyn poprosił, a raczej rozkazał, swojemu chłopakowi, aby został z nim, dopóki nie zaśnie. I choć młodszemu nie potrzeba zbyt dużo czasu, by odpłynąć w objęcia Morfeusza, Seo wiedział, że im dłużej zostanie, tym trudniej będzie mu rozstać się z tym dzieciakiem. Mimo wszystko zgodził się, mając nadzieję, że to choć odrobinę ułatwi sprawę i leżał z piegowatym blondynem, opowiadając mu jakieś przypadkowe historyjki z życia, oby tylko go znużyć.

     Changbin chwycił za puchaty koc w kolorze butelkowej zieleni, leżący na krześle, tuż obok biurka i zapalił lampeczki, okalające tablicę korkową. Dobrze wiedział, że młodszy nie przepada za egipskimi ciemnościami, towarzyszącym każdej, nawet gwieździstej nocy. Dlatego wyposażył się w nieduże, białe lampeczki w kształcie łezek, które po błyśnięciu białym światłem, pozwoliły brunetowi dojrzeć świeżo wywołane zdjęcia. Zdziwił się lekko, stwierdzając, że jego chłopak ma chyba lekką obsesję na ich punkcie. W końcu jeszcze niedawno uzupełniał swoją tablicę o kilka wspólnych fotografii, a już dodrukował nowe. Wsunął więc dłonie w kieszenie, przyglądając się każdemu, nowemu zdjęciu. Na prawo od tego z głupimi minami, wisiała fotografia z sesji, zrobionej przez koleżankę z klasy Felixa. Dziewczyna po prostu wykorzystała fakt, że jej kolega jest koniarzem, a fotografowanie koni zawsze jest przyjemne i daje wspaniałe prace. Poza tym koń, na którym jasnowłosy wtedy pozował, był naprawdę fotogeniczny, jakby wręcz stworzony dla obiektywu. Dumny, z postawionymi uszami i uniesioną głową, spoglądający w dal jakoby był zamyślony. Changbin ciągle pamiętał, ile musiał się nacmokać i napstrykać, aby koń spojrzał w tamtą stronę, ale było warto.
    Felix również wyglądał spektakularnie. Ubrany w białą, zdobioną srebrną nitką koszulę z obszytymi koronką rękawami oraz spodnie w tym samym kolorze, kontrastował z karym, masywnym koniem o falowanej grzywie. Oboje spoglądali w tę samą stronę, przypominając starych, dobrych partnerów, jednocześnie przyprawiając Pentagona o zazdrość. Changbin zaśmiał się na tę myśl. No cóż. Taka była wizja fotografki, a rudzielec nie może z tym dyskutować, brunet tym bardziej.

     Seo przesunął wzrok lekko w lewo, dostrzegając kolejne zdjęcie z sesji. Tym razem jednak nie przedstawiało Felixa, ale samego Bina, dosiadającego zgrabnego, białego wałaszka rasy hanowerskiej. Chłopak od góry do dołu, ubrany w głęboką, zapewne podkręconą w programie do obróbki zdjęć, czerń, kierował swój wzrok w bok, eksponując tym samym profil twarzy oraz ostrą linię szczęki. Changbin uśmiechnął się kącikiem ust. Miał wrażenie, że jest go na tablicy korkowej coraz więcej i więcej. Tu jakieś przypadkowe zdjęcie, gdy gra na gitarze, tam ich wspólna fotografia, a jeszcze gdzie indziej brunet po prostu zaplątywał się gdzieś w tle, zostając postacią drugoplanową. I choć wszystkie wydawały mu się śliczne, tym najlepszym, tym najpiękniejszym zdjęciem, okazało się te, na którym Felix owija szczelnie ramiona wokół talii Changbina. Starszy dzielnie trzymał wodze w dłoniach, uśmiechając się prawie niewidocznie, gdy piegowaty blondyn, siedząc z tyłu, szczerzył się najszerzej, jak tylko potrafił. Wyglądali uroczo, nawet bardzo. Do tego stopnia, że brunet miał wrażenie, iż powoli traci swoją ciemną aurę, wypełniając się tą jasną, wręcz świetlistą, swojej drugiej połówki. Jednak w tamtym momencie mu to nie przeszkadzało. Nie ważne już było, że nie podobał mu się fakt, iż dziewczyna dowiedziała się o ich związku. Nie ważne już było, że chłopak prawie zszedł tam na zawał, gdy zostało mu rzucone "robimy to zdjęcie na oklep", bo na oklep, w terenie? Changbin bał się wtedy trochę, że koń, jakby nazłość, ruszy dzikim galopem, ponosząc ich w sam środek lasu lub zrzuci na zieloną trawę. Pal to licho. Zdjęcie było cudowne i choć miał całą sesję zapisanął w telefonie, chciał, aby ten skrawek papieru został z nim na dłużej. Dlatego odpiął niebieską pinezkę, by uwolnić fotografię, a następnie podszedł do biurka, gdzie panował świeżo zrobiony porządek. Wyjął jedną, małą, fioletową karteczkę, której młodszy używał jako przypominajki, chwycił za pierwszy, lepszy długopis i dużymi, wyraźnymi literami naskrobał krótkie "pożyczam :v". Właśnie ta karteczka zapełniła puste miejsce po ich wspólnym zdjęciu na tablicy Lixa.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz