Jisung schował nos w czarnej bluzie z kapturem. Stał oparty o ścianę ze spuszczoną głową i dłońmi wsuniętymi w kieszenie porwanych na nogach spodni koloru grafitu. Wydawał się pogrążony w myślach, gdy spoglądał beznamiętnie na brudną, betonową podłogę. Znał ją... i to dobrze. Można by rzec, że aż zbyt dobrze. Kiedyś uważał ją za część swojego domu, a teraz? Najchętniej splunąłby na nią i wyszedł, nie pozwalając, by jego stopa stanęła tu jeszcze raz. Był zły, wręcz wściekły, a zarazem przestraszony, myślą, że być może znów go skrzywdzą. Jednak musiał pokazać, iż jest na tyle twardy, aby stawić się w ich "bazie" i zerwać z tą szopką raz na zawsze. Musiał pokazać, że tak łatwo się nie złamie.
- Trzymasz się? - Poczuł, jak ktoś delikatnie szturcha go w ramie, uważając, aby nie trafić przypadkiem w bardziej obolałą strefę jego ciała.
- Tak - mruknął pod nosem, nie przejmując się zbytnio czy przyjaciel usłyszy, czy nie i wygiął usta w blady łuk, którego Seo prawdopodobnie nawet nie dostrzegł.
Dookoła panował gwar. Rozmowy, krzyki, śmiech, szelest papierów oraz raniąca uszy muzyka, puszczona ze starego głośnika. Kiedyś... kiedyś im to nie przeszkadzało, a teraz mieli wrażenie, że oszaleją, jeśli zaraz ktoś nie wyłączy tego skrzeku. Changbin i Jisung postawili się na tym zebraniu z nadzieją, że przyjdą, określą się i zmyją. Jednak los, a raczej Kim Seungmin, kazał im czekać dobre dziesięć minut, zanim będą mogli zacząć to, po co tu przyszli.
- Spóźnia się - mruknął Jisung, krzywiąc się od ostrego smrodu papierosów. Mimo iż był do niego przyzwyczajony, pomieszczenie, w którym teraz przebywali, przybrało siwy kolor od dymu papierosowego, sprawiającego, że przy każdym kolejny wdech drapał w płuca. Najciekawsze było jednak to, iż ten smog już tu wisiał, gdy tylko przekroczyli próg warsztatu, a należałoby wspomnieć, że spóźnili się na "zebranie" tylko kilka minut.
- Daj mu jeszcze chwilę. - Changbin patrzył po roześmianych chłopakach. Siedzieli przy drewnianym, ubrudzonym chyba wszystkim, co się tylko dało, stoliku kawowym i zajmowali się grą. Czarnowłosy uznał to za dość zabawny widok, gdy odbywali już chyba drugą rundę durnia, grając o... to, co mieli w kieszeniach. Cukierki, jakieś drobniaki, zapalniczki, paczki papierosów i przeróżne przedmioty, jakie mogliby upchnąć w spodniach albo bluzach. Albowiem nie liczył się fant, a satysfakcja z wygranej. Nagroda była raczej dodatkiem do gorzkiej miny przegranego, który zostawał ogłaszany "durniem". Ktoś powiedziałby, że to dziecinne... bo takie było. Jednak będąc szczerym, ci wszyscy chłopcy, byli tylko dziećmi.
Gracze rzucali kartę po karcie, wybierając ją starannie z wachlarza. Changbin patrzył jak jeden farbowany szatyn, wyciąga królową pik do bicia dla siedzącego obok rudzielca, który zobaczywszy, co ma pobić, zrobił kwaśną minę. Zmarszczył brwi, wykrzywiając usta i oblizując nerwowo wargi. Prawie koniec gry, a on trzymał siedem kart w dłoni. I choć łyknięcie tej figury było kuszące, miał podstawy, by uporczywie próbować bić, gdy wszyscy przeciwnicy posiadali tylko po 3-4 karty. Pytanie tylko... czy w ogóle może sobie na to pozwolić?
- Przepraszam za spóźnienie. - Brunet zamrugał podwójnie, obracając głowę w stronę chromowanych drzwi, które zamknęły się z niemałym hukiem. Przed ich oczami stał Seungmin, ubrany w luźne, czarne dresy z szarymi ściągaczami oraz w przydużą, granatową bluzę, którą chyba ukradł z kolekcji roboczych ciuchów jego taty. Jednak bardziej jak jego strój, w oczy rzucały się dwa sine półksiężyce, które wyglądały trochę, jakby chłopak ułożył sobie pod dolną powieką bakłażany. Dodatkowo spuchnięte i nieco przekrwione oczy, sugerowały, że jest zmęczony.
- W końcu - mruknął Jisung, powstrzymując się od zdrapania chropowatego strupa, goszczącego nad łukiem brwiowym. Tak naprawdę jedyne co hamowało chłopaka przed zerwaniem go, był fakt, że Chan na pewno by się zdenerwował, by później skrzyczeć biednego szatyna. - Dłużej się nie dało?
- W sumie to dało, ale pomyślałem, że udam miłego i odrobinę się pospieszę - burknął winnowłosy, podchodząc do swoich przyjaciół, by następnie przytulić ostrożnie Hana. - Jak się czujesz? - zapytał, dokładnie studiując twarz Jisunga. Chłopak ciągle miał parę siniaków, kilka strupów, odrobinę spuchnięte policzki i cudowną, choć nieco bladą, obrączkę na oku.
- Bywało lepiej - mruknął, posyłając Kimowi lekki uśmiech, gdy ten wypuścił go już z objęć.
Changbin nie widział Seungmina już kilka dni. Odkąd biegał tylko praca-dom Chana-dom-praca-dom Chana-dom, nie miał zbyt wiele czasu, aby odwiedzić przyjaciela o złamanym sercu na własne życzenie. Wiedział jednak, że winnowłosy odwiedził kilka razy Jisunga późnym popołudniem, przynosząc mu ulubione chrupki i kilka kartoników soku kaktusowego, za którym wiewiór szalał.
- Nie odzywałeś się - mruknął brunet, częstując Kima przyjacielskim, ciepłym uściskiem, jednocześnie karcąc go, iż nie napisał mu nawet wiadomości. Zapewne, gdyby napisał pierwszy, utonąłby pośród spamu na komunikatorach Minniego.
- Przepraszam - jęknął, zaciskając usta w cienką linię. - Chciałem być sam i nie pomyślałem i...
- Nie tłumacz się... jest w porządku. - Changbin poklepał Mina po ramieniu, uśmiechając się do niego blado.
Właśnie teraz zdał sobie sprawę z tego, że o ile wiedział, iż Jisung jest na sto procent pewny swojej decyzji, tak kompletnie nie miał pojęcia, jakie jest stanowisko Seungmina. Odrzuci ofertę? Przyjmie ją? Nie wiadomo. Jednak jakoś bał się zapytać. Może bał się tego kilkusekundowego oczekiwania na odpowiedź? Ostatecznie sam nie wiedział. Po prostu czuł ten jeżący włos na karku dreszcz i dziwne uczucie duszności, ogarniające jego ciało.
- Nie odzywa się do ciebie? - Palnął tak po prostu, nie myśląc nawet, czy to pytanie może zranić Kima. W końcu temat Hwanga był bardzo delikatny, gdy poruszano go w obecności winnowłosego.
- Nie - westchnął cicho, wsuwając dłonie w kieszenie spodni i zwieszając głowę. Mina chłopaka była dość obojętna, jednak gdzieś pod tą tanią maską, której Changbin nie kupował, krył się cień bólu. - Już się z tym pogodziłem. Czas o nim zapomnieć - mruknął, kiwając się lekko na boki i miętoląc palcami malutkie paproszki w kieszeniach.
- Tak... - Brunet nie widział Hyunjina od dłuższego czasu. Podobno wyjechał z rodzicami na wakacje nad morze i wróci w ostatniej chwili. Jednak Seo miał wrażenie, że część tej historyjki była wyssana z palca. Parę razy chciał zapytać Felixa co z Hwangiem, jednak ten jakby powtarzał regułkę, posyłając swojemu chłopakowi zmieszane spojrzenie. Changbin domyślił się, że obiecał przyjacielowi nikomu nie mówić. Postanowił uszanować ich układ i po prostu nie pytać. Miał jednak cichą nadzieję, że ta dwójka jeszcze się zejdzie, a cała ta historia zakończy się happy endem, z którego będą się potem wszyscy śmiać i wytykać im ile zamętu posiali wokół siebie.
Porozmawiali jeszcze chwilę o niczym, kryjąc się na uboczu roześmianej gromady, skumulowanej jak mrówki wokół gniazda, na samym środku. Rzucali co raz kartami, wypuszczając spomiędzy warg chmurkę dymu lub kiwali głowami w rytm puszczonej muzyki. Wszyscy kompletnie ignorowali obecność Changbina, Seungmina i Jisunga. Mogło się odnieść wrażenie, że ta trójka jest już dla nich jak duchy. Jednak mało to obchodziło nasze trio. Przecież za kilka chwil ich tu nie będzie, a twarze pójdą w zapomnienie.
W pewnym momencie ruszyli przed siebie, przeciskając się między wyblakłą kanapą a ścianą, na której wisiała tablica korkowa. Stare kartki i kilka nowych, przyczepione kolorowymi pinezkami, tworzyły jeden wielki chaos. Niektóre papiery leżały na ziemi i Jisung niechcący wdepnął w jeden z nich, szepcząc ciche "upsi". Jednakże nie podjął jej nawet, tylko kierował się za Changbinem, który prowadził trójkę przyjaciół niczym prawdziwy lider.
Kierowali się w stronę wysuniętego na drugi koniec pomieszczenia czarnego stolika, przy którym, na wytartej, szarej kanapie siedziała jasnowłosa postać. Nerwowo przewracała kartki w nieco pomiętym notatniku i przeliczywszy pojedyncze banknoty, zapisywała coś pomiędzy jasnymi kratkami na papierze. Jednak gdy podeszli bliżej, dostrzegli, że po drugiej stronie stolika, na krześle obrotowym, siedzi drobny, nieduży brunet. Przeglądał coś w telefonie, a gdy uśmiechnął się, pozwalając blaskowi wyświetlacza dotrzeć do jego zębów, można było zobaczyć błyszczący się subtelnie aparat ortodontyczny.
Changbin przygryzł lekko wargę, stając przed tlenionym blondynem. Zmierzył go wzrokiem, wsuwając dłonie w przydużą, czarną, jeansową kurtkę. Zastanawiał się, czy powinien rzucić "cześć", "hej", a może w ogóle się nie odezwać. Jednak czując na sobie wymowne spojrzenie Jeongina, który pisnął ciche przywitanie, w końcu chrząknął, by zwrócić na siebie uwagę BamBama.
- O - Brunet znał ten głos. I o ile kiedyś miał wrażenie, że jest mu przyjazny, teraz wywierał w nim uczucie ciężkości. - Czekałem na was... - mruknął, jakby z wyrzutem, zamykając przy tym pomięty zeszyt i odsuwając go na bok. Następnie machnął na trójkę przyjaciół ręką, by pokazać im, że mają usiąść na krzesełkach, znajdujących się tuż obok Jeongina. Ku zaskoczeniu Bina, wyglądały na nowe.
- Przemyśleliście moją ofertę? - zapytał, przejeżdżając wzrokiem po chłopakach. Spojrzawszy na Jisunga, skrzywił się nieco, marszcząc przy tym brwi i potem, patrzył już tylko na Changbina, który prawie dławił się niezręcznością i ciężkością tej rozmowy.
- Ta - burknął Han, nie wiedząc nawet skąd miał tyle odwagi, aby w ogóle odezwać się do BamBama. Myślał, że gdy już stanie oko w oko z tlenionym blondynem, rzuci mu się do gardła lub nie będzie w stanie nawet oddychać.
- I? - Jasnowłosy odchylił się do tyłu, rozciągając ręce na oparciu kanapy. Zarzucił nogę na nogę i uśmiechnął się lekko, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony siedzącej przed nim trójki.
- I nic - mruknął Changbin, czując dziwny ucisk w żołądku. Nie bał się, nie stresował, nie czuł już żadnej presji, a z jakiegoś dziwnego powodu jego trzewia skręcały się w mały kłębek. Miał wrażenie, że ktoś wyjął mu wnętrzności z brzucha i zgniótł w kulkę, następnie wsadzając ją z powrotem w tors chłopaka. Dodatkowo dusząca gula rosła w jego gardle, utrudniając wydobycie się jakiegokolwiek dźwięku spomiędzy warg.
- Ja się na to nie piszę - powiedział w końcu głośno.
- Ja też nie. - Zarówno głos Bina, jak i Jisunga brzmiał stanowczo, choć miał w sobie kropelkę nerwów.
BamBam zmarszczył brwi, wykrzywiając kącik malinowych ust w grymasie i przechylił się lekko na siedzeniu, układając łokieć na oparciu. Spoglądał na chłopców dziwnie spokojnym wzrokiem i drgnąwszy prawie niezauważalnie brwią, westchnął ciężko. Poderwał tors z oparcia i pochylił się nad stolikiem kawowym.
- Na pewno? - zapytał, krzyżując palce. - Dobrze na tym wyjdziecie. - Im dłużej Changbin spoglądał w jego niebieskie od soczewek oczy, tym bardziej nie żałował swojego wyboru. Dochodził do wniosku, że odrzucenie tej oferty, przynosi mu zbyt dużo satysfakcji.
- Na pewno - odpowiedział bez zwątpienia, czując, jak jakiś kamień spada mu z serca. Teraz pozbędzie się ich wszystkich, zacznie pracę w stajni i będzie toczył spokojne życie przy Felixie... chyba że się rozstaną, czego brunet nigdy by nie chciał.
- Seungmin? Jeongin? - mruknął jasnowłosy, kierując wzrok w stronę spoglądającego na pomięty zeszyt Mina. - Mogę na was liczyć? - dodał, starając się, aby zarówno Seo, jak i Han dobrze usłyszeli całe zdanie.
- Jasne. - Yang nawet się nie zawahał. Praktycznie od razu się zgodził, rzucając jeszcze szybkie spojrzenie Changbinowi. Jednak widząc, że ten mierzy go zawiedzionym spojrzeniem, skruszył się lekko, przygryzając środek policzków. Ostatecznie Jeongin ciągle był częścią tego, a brunet powinien czuć się o tyle źle, iż sprawił, że ten warsztat stał się domem młodszego chłopaka. Czuł się winny, że nie zaszczepił w najmłodszym chęci zmiany, gdy tylko zdał sobie sprawę, iż to, co robią, nie jest w porządku.
- Biorę to. - Największym jednak zaskoczeniem był głos Seungmina, który niczym nagły krzyk, przecinający ciszę, rozbrzmiał w uchu Seo.
Minnie? Czy nie rozmawiali o tym, że chce to rzucić? Czy nie mieli rzucić tego razem? Słowa Hyunjina zraniły go do tego stopnia? Może nadal nie widzi w tym nic złego? Changbin nie wiedział, ale te dwa słowa ugodziły jego serce. Pokiwał lekko głową, posyłając równie zaskoczonemu Jisungowi smętne spojrzenie.
- To tyle - mruknął brunet, podnosząc się z twardego krzesełka. - Trzymaj się Bamie... - rzucił, ostatni raz spoglądając na jasnowłosego. Z jego oczu zniknął już dotychczasowy spokój, a w tęczówce zagościła jakaś doza złości, która spowodowała ciarki na plecach bruneta i gwałtowne przyspieszenie bicia serca.
Aczkolwiek nie było już odwrotu. Bin straciłby zbyt dużo, gdyby się zgodził. Jisung... Jisung po prostu chciał z tym zerwać i móc w spokoju żyć wraz z Chanem, nie czując, że robi coś źle. Znaleźć jakąś pracę, pomagać chłopakowi w domu i w końcu zacząć, choć odrobinę wspierać matkę.
- Pa - mruknął cicho wiewiór, zwracając się w stronę dwójki ciągle siedzących chłopców. Rzucił im jeszcze rozczarowane spojrzenie i podążając za Changbinem, opuścił warsztat, mając w głowie, że już nigdy więcej się tu nie zjawi. Czując jakąś ulgę, gdy świeży, wieczorny wiatr uderzył w jego oblicze. Szkoda, że Bin jej nie doznał.
- Czuję się źle. - Brunet wsunął dłonie w kieszenie, gdy Han zamknął ciężkie, srebrne drzwi wyjściowe.
- Ja też - mruknął Jisung, chowając brodę w kołnierzu bluzy. Mieli nadzieję, że wyjdą stąd trójką, a może nawet czwórką. Jednak los sobie z nich zadrwił. Zresztą, już nie pierwszy raz.
- To nie nasza wina... - mruknął Han, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Ruszyli przed siebie w stronę niewielkiego, srebrnego auta. W środku siedział Chris, który uparł się, że będzie ich szoferem. Przeglądał coś na telefonie, siedząc za kierownicą, w którą lekko stukał palcami. Zobaczywszy, że dwójka przyjaciół stoi prawie przy drzwiach, odblokował zamki i uśmiechnął się lekko do swojego chłopaka.
- I jak? - zapytał, gdy Jisung dopiero co posadził swoje cztery litery na tapicerce, sycząc przy tym cicho.
- Nijak - burknął, zamykając drzwi i wzdychając ciężko. Nagle poczuł się gorzej.
- Jedźmy do domu Channie...
a/n:
Hejka, już niedługo święta! A w święta, zostajecie zasypywani świątecznymi rozdziałami z świąteczną akcją, świątecznym klimatem i świąteczną scenerią.
Zastanawiałam się czy nie napisać specjalnego rozdziału, właśnie w klimacie świątecznym. Problemem jest tylko to, że nie skończyłam jeszcze "I am Not" i zastanawiam się czy w ogóle jest sens pisać coś, co ewidentnie dzieje się po całej akcji głównej. Fakt faktem mogłabym po prostu nie rzucać spoilerami i tyle.
Plus kompletnie nie wiem gdzie miałabym go wstawić. Jako jeden z rozdziałów I am not czy może w kompletnie nowej "książce" (gdzie teoretycznie mogłabym wstawiać inne, oderwane od głównej fabuły wątki i takie tam, gdy rozstanie z tym światem będzie zbyt bolesne).
Istnieje jeszcze opcja czekania do następnych świąt, ale znając siebie to w następne święta mój wattpad umrze śmiercią naturalną xD.Dlatego ciągle powstrzymuję się z decyzją i cóż... chyba nie poradzę sobie bez pomocy.
Generalnie to miałam plan, aby skończyć tego ficzka do świąt, ale wychodzi na to, że jednak nie jestem tak szybka jak mi się wydawało ( ゚ヮ゚')
CZYTASZ
[w trakcie poprawek]•I am not• //Changlix
FanfictionChangbina nikt nigdy nie nauczył jak odróżniać dobro od zła. Felix jest tylko dobrym chłopcem, który widzi w brunecie coś więcej niż zdemoralizowanego nastolatka.