Dresowe spodnie, czarna koszulka, butelka wody, telefon, słuchawki i wszystko inne, co będzie potrzebne, zostało dosłownie wrzucone do niewielkiego plecaka, następnie upchane i agresywnie zamknięte. Changbin pakował się w pośpiechu, gdyż zaspał na jedyny poranny autobus, który dowiózłby go do stajni. Zazwyczaj korzystał z tego, że Jisung podrzucał z rana swoją mamę do pracy i zabierał się z nimi, co zawsze spotykało się z głośnym jojczeniem młodszego, bo daleko, bo mu się nie chce, bo Changbin mógłby w końcu kupić sobie rower i tak dalej.
Jednak z wiadomych przyczyn wiewiór, nie odwiezie teraz matki (która swoją drogą, ostatnio pomieszkuje u babci Hana i niczym dorodny pelikan łyka bajeczkę, że jej syn zostaje u Chana, aby pomóc mu w remoncie i by nie musieć siedzieć z ojcem w domu) i po Changbina też nie przyjedzie. Dlatego chłopak musiał naginać na przystanek. I będzie to robił przez parę najbliższych tygodni, do momentu, aż Jisung nie poczuje się lepiej.
Zebrawszy wszystko, co było mu potrzebne, wybiegł z domu, rzucając bratu szybkie "lecę, pa, będę późnym wieczorem, w lodówce masz jedzenie na cały dzień". Po pracy wybierze się do Chrisa, aby skontrolować stan przyjaciela i ewentualnie pomóc w czymkolwiek. Szykował się ciężki i długi dzień. Dlatego, jakby w transie, wyszedł na ulice, chcąc zarzucić kaptur czarnej bluzy na głowę i pobyć choć przez chwilę w innym świecie, który istniał tylko w jego umyśle. Jednak głos, który dotarł do niego zza pleców, zatrzymał tę czynność.
- Cześć Binnie. - Westchnął cicho, wywracając oczami. Nie. Tylko nie to.
- Hej - mruknął, obdarzając stojącego przy furtce Jeongina znudzonym spojrzeniem.
- Wiesz...
- Daj mi spokój. Nie mam teraz dla ciebie czasu. - Mało go obchodziło to, że zachował się niegrzecznie. Musiał jechać do pracy to po pierwsze, a po drugie, Felix go rozszarpie, jeśli nie dotrzyma wczorajszego "przyjadę z samego rana", co po części już nagiął.
- Spieszysz się do "pracy"? - zapytał Yang, ruszając za Changbinem, który szedł przed siebie szybkim krokiem.
- Ta - bąknął, jakby od niechcenia, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
- Jedziesz autobusem?
- Ta.
- Świetnie. W takim razie pojedziemy razem. - Po tych słowach, brunet miał ogromną ochotę się zaszlachtować.
To nie tak, że nie lubił Jeongina. Wręcz przeciwnie. Uwielbiał tego dzieciaka i poświęcał mu całkiem sporo uwagi, gdy jeszcze siedział po kolana w tym bagnie. Jednakże teraz, wszelkie wizyty młodszego będą co najmniej upierdliwe. Chłopiec z aparatem na zębach będzie próbował przekonać go do powrotu; do nowej roboty, którą BamBam dla nich przygotował, a to naprawdę ostatnie, czego Changbin teraz potrzebuje. Poza tym... ten tleniony dupek naprawdę uważa, że Bin będzie chciał wykonać to zlecenie, gdy jego przyjaciel został pobity przez przydupasów tego psychola?
- Wydajesz się zły - mruknął Yang, grzebiąc w karmelowej katanie. Kieszenie kurtki były dość głębokie i wypchane, a Changbin zastanawiał się, co takiego chłopak może tam trzymać.
- Jak mam nie być zły? - zapytał, patrząc, jak młodszy wyciąga świeżą, jeszcze zafoliowaną paczkę papierosów, a Changbin zastanawiał się, kto mu je w ogóle sprzedał.
- Złość piękności szkodzi. - Wzruszył ramionami, zrywając folię, aby w końcu dorwać się do jednego, tanio wyglądającego papierosa.
- Palenie też - mruknął, przyglądając się, jak Jeongin wyciąga jeszcze zapalniczkę, aby ostatecznie podpalić swoją zdobycz, zaciągnąć się i wypuścić spomiędzy spierzchniętych warg chmurkę dymu.
Odkąd tylko pamiętał, prawie każdy w ich wesołej gromadce palił, albo popalał i nikomu to nie przeszkadzało. Wymieniali się paczkami, częstowali jednym lub dwoma fajkami młodszych i takie tam. Changbinowi też nigdy nie robiło to problemu. W końcu jeszcze dwa miesiące temu sam potrafił podsuwać temu gówniarzowi jednego papieroska. Jednak dzisiaj używka w gębie tego smarkacza doprowadzała go do skrętu żołądka.
- Zgaś go, bo wyglądasz komicznie - mruknął, wyjmując fajkę z ust Jeongina, co spotkało się z cichym jęknięciem i wykrzywieniem twarzy. - Palenie nie doda ci ani lat, ani nie sprawi, że będziesz wyglądać fajnie - burknął, gdy zatrzymali się na przystanku, a nieduży, kremowo-czerwony autobus linii 858 wyjeżdżał właśnie zza zakrętu. Brunet zastanawiał się, dokąd Yang się wybiera. Na pewno na obrzeża i w okolice stajni pana Lee, ale co do cholery miałby tam robić? Przecież nie ma tam przyjaciół, a jedyny sklep w tym rejonie to niewielki spożywczak, w którym Felix zazwyczaj kupował dla nich i Hyunjina cytrynowe rożki.
- Co cię ugryzło? - Jeongin zmarszczył brwi, patrząc, jak starszy gasi papierosa o metalowy kosz na śmieci, aby po chwili go tam wrzucić.
- Nic. Zacząłem martwić się o twoje płuca. - Wzruszył ramionami, poprawiając plecak na ramieniu.
W ciszy wsiedli do autobusu, znajdując miejsce przy oknie na samym końcu. Śmierdziało tu stęchlizną, starością i nutką tego, co siedząca z przodu staruszka wiozła w swoich siatkach. Dlatego Changbin otworzył jedno okno, aby przypadkiem nie udusić się tym fetorem.
- Więc? Po co się do mnie przywlokłeś? - zapytał, czując się bezpiecznie, gdyż warkot starego silnika skutecznie zagłuszał ich rozmowę... a tak poza tym była tu tylko ta babcia i zamknięty w kabinie kierowca.
- W sumie to chciałem ci tylko powiedzieć, że BamBam się niecierpliwi z twoją decyzją. - Brunet westchnął cicho, przygryzając wargę. Ten dupek ma niezły tupet przysyłać tu Yanga w roli poganiacza, gdy jeszcze wczoraj nasyłał swoich przydupasów, aby rozkwasili twarz Hana o swoje pięści. Poza tym... ciągle nie zadecydował, co jest lepsze. Zerwać postanowienie i na jeden wieczór wrócić do starego siebie, aby mieć spokój? Czy może kurczowo trzymać się nowego, lepszego życia i ryzykować jakimś niebezpieczeństwem, które nie wiadomo czy w ogóle nadejdzie?
- Odpowiem mu, gdy Jisung dojdzie do siebie. - Na te słowa Jeongin spuścił głowę, przygryzając wargę.
- Przykro mi...
- A mi nic po twoim "przykro mi" - westchnął, spoglądając za szybę, na przemijające domki, ogródki i małe sklepiki. - Wiedziałeś o tym? - zapytał, nie odrywając wzroku od widoku zza okna.
- Nie. Dowiedziałem się wczoraj, późnym wieczorem. - Yang zacisnął palce na materiale wytartych jeansów i przejechał ostrożnie językiem po aparacie.
Nikt nie wiedział, że BamBam ma zamiar zrobić coś dla Jisunga. Zresztą, nikt nie wiedział, że Chan zerwał z tlenionym blondynem i teraz umawia się z Hanem. Dlatego, gdy doszła do nich wiadomość od Woojina, że wiewiór dostał po gębie za zabieranie ich szefowi chłopca, byli... w szoku. Wiadome było, że Chris w pewnym momencie przestanie być bierny wobec tych wszystkich zdrad BamBama i rzuci go w pizdu, jednak nie sądzili, iż stanie się to akurat teraz, a ich "szef" zareaguje falą złości.
CZYTASZ
[w trakcie poprawek]•I am not• //Changlix
FanfictionChangbina nikt nigdy nie nauczył jak odróżniać dobro od zła. Felix jest tylko dobrym chłopcem, który widzi w brunecie coś więcej niż zdemoralizowanego nastolatka.