¹⁰.Piasek z tyłu bryczesów

2.9K 342 88
                                    

           Felix wytarł dłonie w materiał dresów, które od stresu pociły się jak szalone. Zdenerwowanym wzrokiem monitorował siodlarnie, a w głowie układał listę rzeczy, które miał zabrać i już spakował. Changbin ziewnął, szeroko otwierając buzię i zapominając o tym, aby je zakryć. Zaspanym jeszcze wzrokiem, patrzył na zdenerwowanego Lixa, który stał na samym środku pomieszczenia w czarnych, dresowych spodniach i szarej bluzie, spod której wystawał kołnierzyk białego, eleganckiego golfu.
- Chyba o niczym nie zapomniałem - mruknął pod nosem, jeszcze raz oplatając siodlarnie wzrokiem.
- Siodło, ogłowie, frak, czaprak, ochraniacze, szczotki, nauszniki, podkładka, oficerki, wytok i twój kask. Myślę, że wszystko masz. - Felix westchnął cicho. Cały dosłownie opływał w nerwach, a spokój starszego, sprawiał, że zaraz wybuchnie. Założył dłonie na biodra i na wszelki wypadek, ostatni raz obejrzał całe pomieszczenie. Może jednak czegoś zapomniał, może jeszcze sobie o czymś przypomni.

- Felix, chodź, będziemy jechać - jęknął, parząc na zegarek, który wskazywał już 7:57. Brunet był tutaj od godziny, gdyż sam musiał przetransportować swój tyłek do stajni, po tym, jak Jisung stwierdził, że chyba go pojebało, że w ogóle się tam wybiera. A już na pewno go pojebało, jeśli myśli, że on go dowiezie na tę godzinę. Dlatego biedny Changbin musiał wstać jeszcze wcześniej, niż zrobiłby to zazwyczaj i skorzystać z środku transportu, jakim jest autobus i jego własne nogi.

- On naprawdę z nami jedzie? - Chłopak, mniej więcej, tego samego wzrostu co Seo, obrzucił go wzrokiem pełnym pogardy, gdy tylko Felix i Bin wyszli z budynku. No tak. Przecież wszyscy tak patrzą na złodzieja i degenerata.

- Tak, naprawdę. - Lix wydawał się zirytowany. I to nie tylko uszczypliwością starszego brata.
- Oby niczego nie buchnął, bo będzie przypał.
- Weź, przestań. - Hyunjin trzasnął drzwiami. Czy on właśnie wstawił się za Changbinem, czy bruneta uszy zwodziły? Chyba tak, bo spojrzał na chłopaka o włosach koloru popielatego brązu, bardzo znudzonym i zirytowanym wzrokiem.

- Wsiadajcie do auta. - Pan Lee stał właśnie, opierając się o dach czarnego, lśniącego hyundaia. Zupełnie zignorował obecność bruneta oraz ich poprzednią konwersację i niezadowolenie starszego syna. 

   
          Changbin wśliznął się do ekskluzywnie wyglądającego auta. Skórzane, czarne tapicerki, obicie z grafitowego skaju. Auto jeszcze pachniało nowością i prawie błyszczało. Brunet poczuł się nieco nieswojo. Nigdy nie siedział w czymś takim. Nawet, ten piękny samochód, który ostatnio skołował dla BamBama, nie robił takiego wrażenia, jak ten ogromny tucson. Teraz rzęch Jisunga, będzie jeszcze większym wrakiem.

Podczas, gdy Changbin podziwiał luksusowe auto, w którym miał okazje posadzić tyłek, Felix próbował zamaskować drżenie dłoni. Konkurs, który miał pojechać, tak cholernie go stresował, że blondyn myślał, iż zaraz zemdleje. Pentagon jest młodym koniem, to pierwszy, poważniejszy konkurs, w jakim przyjdzie mu wystartować. Lee bał się, że nie uda mu się poprowadzić rumaka przez parkur na czysto.
Przejazd bez zrzutki, tak, dokładnie na tym mu zależało. Nie liczyła się szybkość, ale jakość. Przynajmniej tak myślał.

- Będzie dobrze. - Poczuł, jak ktoś łapie go za trzęsącą się dłoń i cicho szepcze mu do ucha. Zaskoczony blondyn spojrzał na siedzącego, obok Changbina, który dopiero teraz zobaczył, jak bardzo Felix przejmuje się tym wszystkim. Zaczął kręcić delikatne kółka, na kostkach blondyna, co nieco go uspokoiło. Najlepsze było jednak to, że nikt nie mógł zobaczyć ich drobnej pieszczoty, gdyż oboje schowali swoje dłonie między nogi i nawet ciekawski Hyunjin nie potrafił zapuścić tam gał.

***

              Hyundai stanął na parkingu dla zawodników. W równym rządku prawie jeden przy drugim, stały auta, pokroju czarnej strzały taty Felixa, z doczepionymi do tyłu przyczepami. Changbin wysiadł z auta i przymrużył oczy, gdyż słońce zaczęło świecić za mocno. Był wczesny poranek i chłopak na stówkę, cisnąłby komara o tej porze, ale jak mógł zignorować prośbę swojego przełożonego.
Dookoła kręcili się zawodnicy, ubrani w eleganckie fraki, białe bryczesy i wysokie, czarne oficerki. W dłoniach trzymali zamszowe lub lśniące nowością kaski oraz krótkie baty z fantazyjnie zdobionymi rączkami. Gdzieś między zawodnikami, kręcili się już skromniej ubrani pomocnicy. Większość z nich prowadziła ogromne, umięśnione konie z zaplecioną w koreczki grzywą. Niektóre w śmiesznych derkach, inne gotowe do wsiadania, z ekskluzywnie wyglądającymi, skórzanymi siodłami oraz czyściutkimi, najczęściej białymi czaprakami.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz