³⁸.Zgadnij kto to

2.4K 266 36
                                    

  Changbin zrywał źdźbło za źdźbłem, rozrywając je na mniejsze kawałki. Znęcał się nad biedną trawą, będąc nieświadomym tego, że zaczyna robić za ludzką kosiarkę. Dużo myślał, a jedyne co siedziało mu w głowie to ostatnia rozmowa z Jisungiem oraz przygnębienie Mina. Brunet zaczynał się coraz mocniej martwić o swoich przyjaciół, zastanawiając się, co przyniesie jutro. Jego życie zawsze było szybkie, dynamiczne. Wypełnione adrenaliną i poczuciem inności z domieszką przekonania, że nikt go nie rozumie. Bo w końcu normalny, prawy obywatel nie pojmie, co siedzi w głowie złodzieja; nie będzie rozmyślał, dlaczego to robi. Ma jakieś pobudki? Czy może jest zwykłym, pazernym człowiekiem, który pragnie tego, czego mieć nie może, albo kimś, kto chce zdobyć coś bez większego wysiłku?

Changbin skarcił się w myślach, za odpłynięcie od tego tematu. Kiedy w ogóle przestał mieć w głowie przyjaciół i ogarnął ekspresją coś zupełnie innego? Chociaż... w sumie to ma dużo czasu.

- Zgadnij kto to - usłyszał przy swoim uchu niski, ciepły głos, a po chwili jego oczy zostały zasłonięte czyimiś drobnymi dłońmi.
- Jeśli chcesz, abym zgadywał, kim jesteś, powinieneś siedzieć cicho. - Brunet uśmiechnął się lekko, gdy małe rączki Felixa zsunęły się z jego oczu, a sam blondyn usiadł na trawie tuż obok niego. - Trzeba być totalnym imbecylem, aby nie rozpoznać twojego głosu.
- Och Hyung, schlebiasz mi. - Młodszy specjalnie użył tego piskliwego, wysokiego głosiku i uderzył Bina lekko w ramię.

Lubili się tak przekomarzać. Hyunjin mówił, że wygląda to bardziej jak flirt, lecz ani Felix, ani Changbin tak nie uważali. Po prostu... w pewnym momencie stało się to charakterystyczną i całkiem przyjemną częścią tego związku.
Właśnie... ich związek. Brunet dziękował wszelkim mocom na tym świecie, że chociaż na swoim chłopaku może polegać i nawet jeśli ich relacja jest całkiem świeża i zielona, Seo czuł, że to jedyny, stabilny wątek w jego życiu.
- O czym myślisz?
- Czy to ważne?
- Nawet bardzo - mruknął blondyn, siadając, jak najbliżej się da. - Lubię wiedzieć, co siedzi ci w głowie. - Na te słowa kąciki ust bruneta uniosły się lekko, a w sercu rozniosło się przyjemne uczucie ciepła.
- O niczym konkretnym. Tak po prostu rozmyślam o przyszłości. - Changbin poczuł, jak chłodny, popołudniowy wiatr okala jego twarz, a szumienie lasu dzwoni w uszach. - Martwię się trochę o Jisunga i Mina.
- Właśnie... co z Seungminem? - Nie wiedzieli, jak do tego doszło, ale jakoś nie mieli okazji porozmawiać o ostatnich wydarzeniach. Felix, po swoich obowiązkach, spędzał sporo czasu z Hyunjinem, a Changbin z Kimem i Hanem.
- Jest lepiej. Chyba powoli godzi się z faktem, że Jinnie go nie chce. - Po tych słowach, blondyn westchnął cicho, podkurczając nogi i kładąc brodę na kolanach.
- On sam nie wie czego chce - burknął cicho, krzywiąc się nieznacznie. - Najpierw jest święcie przekonany, że dobrze zrobił; że wyjdzie im to obu na dobre. Później zaczyna płakać, że żałuje tego i wyzywa się od idiotów.
- Min zachowuje się jak uosobienie depresji. Najgorsze jest to, że nie chce z nikim rozmawiać. - Oboje spojrzeli przed siebie, czując, jak wiatr przyjemnie rozwiewa włosy i głaszcze po policzku. Gdzieś w oddali pasły się klacze ze źrebakami, które ciągle kręciły się przy nogach swoich mam, z dziecięcą ciekawością przyglądając się otaczającemu ich światu, jednocześnie będąc zbyt nieśmiałym, aby odejść od rodzicielek.

Changbin nie myślał o tym za dużo, ale naprawdę przywiązał się do tego miejsca. Przywiązał się do zielonego morza łąk, do (a/n: Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;) widoku koni o każdym poranku, do zapachu pasz, siana i owsa; do specyficznego zapachu, jaki tu panował i generalnie do wszystkiego, co związane z tym miejscem.
- A co z Chanem i Jisungiem? - blondyn, przekręcił głowę na bok, aby móc patrzeć na profil Changbina, a już w szczególności, na tę idealną, ostrą szczękę.
- Jak na razie, na szczęście, nic - mruknął brunet, nie wiedząc, czy powinien opowiadać Felixowi o ich... skomplikowanej... relacji. Byłoby trochę tłumaczenia, ale w końcu są razem i nie powinni mieć przed sobą tajemnic.
- Za dużo tłumaczenia - skwitował w końcu, odchylając lekko głowę do tyłu.
- Za to ja mam za dużo czasu.
- Nie powinieneś przygotowywać się do szkoły?
- Przecież są jeszcze wakacje... a z tego, co pamiętam, ty też nie ukończyłeś jeszcze szkoły.
- Nie pyskuj smarkaczu.
- Changbin! - Imię bruneta, które wypadło z ust Felixa, brzmiało jak zirytowanie przedszkolaka, któremu ktoś zabrał jednego samochodzika. - Po prostu mi powiedz.
- Jesteś upierdliwy. - Starszy westchnął cicho, uśmiechając się lekko, gdy buzia blondyna, wykrzywiała się w coraz to głębszym wyrazie poirytowania.
- Po prostu mi powiedz. - Blondyn przysunął się bliżej, łapiąc za dłoń Changbina i zaciskając na niej swoje palce. Tak jakoś... zachciało mu się odrobiny czułości po tej przerwie.
- Co ja się z tobą mam. - Brunet westchnął cicho, przechylając się lekko na bok, aby zetknąć swoją głowę z tą Felixa i przymknąć zmęczone oczy. - W ogromnym skrócie. Chan zaczął chodzić z Jisungiem, gdy był jeszcze w związku z... pewnym nieprzyjemnym gościem, przez którego wszyscy mieliśmy lepkie łapy. Teraz z nim zerwał i boję się, że to może przynieść nie najlepsze skutki.
- Skoro z nim zerwał... wszystko powinno być już dobrze. - Młodszy zaczął bawić się kościstymi palcami Changbina, zupełnie nieświadomy wagi sytuacji. - Chan już nikogo nie oszukuje. Nie ma się czego bać. - Brunet uśmiechnął się lekko. Felix jest nieco naiwny. Jednak ta naiwność wynika tylko i wyłącznie z nieznajomości świata, w którym Seo dorastał.
- To... nie jest takie proste - mruknął, czując, jak młodszy układa swoją głowę na jego ramieniu.
- Boicie się go?
- Chyba można tak powiedzieć.
- Dlaczego? - Na to pytanie Changbin zaniemówił.

Dlaczego wszyscy boją się BamBama? Tleniony blondyn jest wątły, drobny, a i jego twarz nie wydaje się groźna. Jest tylko zwykłym chudzielcem z ulicy, który zgarnął garstkę dzieciaków, robiąc z nich złodziejaszków. Właśnie. Ten jeden, zwykły, tleniony chuderlak miał na tyle siły, aby podporządkować sobie bandę nieokrzesańców.
BamBam nie był silny fizycznie... ale miał w swoim charakterze i sposobie bycia coś, co budziło respekt i jakiś rodzaj lęku. Tego nie da się tak do końca wytłumaczyć; to trzeba poczuć.

- Wydaje mi się, że budzi strach tylko dlatego, że pozwoliliśmy mu władać swoimi pragnieniami. - Felix zmarszczył lekko nosek, czując, że powoli robi mu się zimno, a zmarznięty Lix, to zły Lix. I to tego wkurzonego blondyna, Changbin powinien obawiać się najbardziej.

- Jest waszym szefem? - Brunet kiwnął głową na to pytanie.
- BamBam rozdziela zadania, pieniądze, nadaje status w grupie. Jest naszym liderem, który nie wiadomo kiedy, podporządkował sobie nas wszystkich.
- Binnie... - Felix podniósł głowę, aby spojrzeć w zmęczone oczy swojego chłopaka. - ... w jak wielkie bagno się wpakowałeś? - Changbin zacisnął szczękę, spuszczając wzrok.

W jakie gnojowisko się wepchnął? Ostatecznie nie uważał tego za gnojowisko, dopóki ten blondas, nie przestawił mu kompasu moralnego. Jednak jedno jest pewne. Seo jest w najmniejszej dupie. Jedyne co BamBam może mu zarzucić to to, że wie za dużo. Nic więcej.
- Nie jest tak źle, jak ci się wydaje - uśmiechnął się lekko. - Niedługo całkowicie się z tego wygrzebię i moje życie będzie jak z bajki. - Felix westchnął cicho na te słowa.

Teoretycznie, jeśli Changbin straci tę "pracę", to jak będzie się utrzymywał? Poprawka. Jak będzie utrzymywał siebie, Jinbina i całą rodzinę? Jego rodziciele pewnie dostają jakieś zasiłki, ale nie wydawało się blondynowi, żeby którekolwiek z jego rodziców pracowało.
Zresztą, nawet jeśli by pracowało, to raczej nie łożyliby na dzieci.

- Wiesz... skończmy już ten temat. - Felix zacisnął jeszcze mocniej palce na dłoni Changbina, którą przez cały ten czas trzymał w kleszczowym zacisku. - Denerwuje mnie już to życie w separacji. Zostajesz dzisiaj na noc i będziemy siedzieć do późna, oglądając seriale.
- To jest rozkaz?
- Dokładnie.


                                                                                      ***


Changbin stawiał szybkie kroki, chcąc dotrzeć do domu jak najszybciej. Dzień był naprawdę zimny, a on po całej nocy, spędzonej z Felixem pod ciepłym, puchatym kocem i kołdrą, miał wrażenie, że odczuwa chłód jeszcze mocniej. Tak szczerze to najchętniej nie wychodziłby tego dnia z łóżka... ale pan Lee tego dnia nigdzie się nie wybierał, więc brunet postanowił, że nie będzie działał mu na nerwy, robiąc sobie z jego domu przytułku. W końcu życie w pokoju z ojcem twojego chłopaka, to rzecz święta, a dopóki staruszek nie przywyknie, Changbin musi być ostrożny w graniu mu na nerwach.
Dlatego brunet chciał jak najszybciej wrócić do siebie i odespać nieprzespane godziny, które spędził na rozmawianiu i droczeniu się z Felixem. Jednak gdy tylko stanął przed furtką swojego domu, wiedział, że nie będzie mu dane szybko przydusić komara.
- Hej - mruknął cicho, widząc opierającego się o porośnięty murek chłopaka.
- Hej.
- Dawno się nie widzieliśmy. - Changbin kiwnął głową, patrząc na niskiego bruneta.
- Miałem trochę roboty. - Jeongin wypuścił spomiędzy warg chmurę dymu, kończąc wieczornego papierosa.
- Co cię do mnie sprowadza? - Seo nie widział Yanga już dłuższy czas. Tak właściwie to ostatnie ich spotkanie miało miejsce, gdy brunet odwiedził ich ukochane gniazdko.
- Mam do ciebie romans.
- Romans? - Changbin zmarszczył brwi, zaciskając dłonie w piąstki. Tęsknił za Jeonginem, ale wiedział, że ta wizyta nie jest spowodowana chęcią odnowienia kontaktu. Chłopak siedzi w tym dość głęboko i raczej nie ma wizji zmienienia swojego życia na lepsze... przynajmniej na razie.
- Jest robota Binnie. Ja, ty i Han. Jak za dawnych czasów. - Młodszy rzucił papierosa na chodnik i zgniótł nieco znoszonymi adidasamim, a czarnowłosy tylko skrzywił się w duchu.

Robota. Czy w ogóle da się to tak nazwać? Seo chciał odciąć się od przeszłości grubą kreską, ale najwidoczniej jak on jej unika, to ona sama przyjdzie do niego.
- Chcę z tym skończyć. Chyba wszyscy o tym wiedzą - burknął, mając wrażenie, że jakaś kropla z nieba właśnie spadła na jego nos.
- BamBam powiedział, że tylko tego od was chce. Później będzie miał w dupie co się z wami stanie. - Changbin pokiwał głową na te słowa.

Oferta brzmiała atrakcyjnie. Jedna, ostatnia kradzież w doświadczonym, "zaufanym", składzie, a później spokojne życie. Bez obaw, bez poczucia winy i bez powrotów do tego, co było. Propozycja nie do odrzucenia, prawda?
- Zastanowię się nad tym - mruknął w końcu. Brunet był rozdarty. Z jednej strony chciał po prostu rozejść się w pokoju, bez nieprzyjemności. Żyć, jakby BamBam i cała ta zgraja nigdy nie pojawiła się w jego życiu. Znaleźć pracę, być z Felixem i po prostu cieszyć się młodością. Niczego nie żałować.
Jednak... jeśli znów to zrobi... to jak może zapewnić samego siebie, że to będzie ten ostatni raz? Skąd ma wiedzieć, że nie skończy się to powrotem do grzechów przeszłości, a jedna kradzież przyniesie za sobą kolejne?
Ostatnie czego chciał, to wrócenie na stare śmieci.
- Jak chcesz...  

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz