Rozdział 5 - Testament mój

126 9 3
                                    

Spotkałam się dzisiaj z Julkiem. Byliśmy na slamie tylko jakieś 15 minut. Poszpanował sobie po czym uśmiechnął się do mnie i zszedł ze sceny wprost do mnie.
-I jak było mała? Podobało się?
- Ano tak. Odpowiedziałam uśmiechając się słodko. W tej chwili wolałam Julka od Adama. Był bardziej uczuciowy. Zaczełam wyobrażać sobie nasz ślub. Byłby kochany. A za bycie wieszczem pewnie dużo się zarabia. A z tego co pamiętam Słowacki był bogaty.
- Julek, jesteś bogaty? - Spytałam.
- Co?
- No bo mi się to przypomniało - wyjaśniłam. - Że byłeś bogaty.
- Taa, jestem przedsiębiorczy - powiedział.
- Napisałeś o tym, że jesteś bogaty?
- Nie, ale napisałem kiedyś że moje wiersze będą spuścizną tego świata - powiedział uśmiechając się. - Ale nie działa jak pisze się coś na swój temat. Inaczej już dawno miałbym tyle lasek co 44.
- Czterdzieści cztery? O kurde, ty znałeś Mickiewicza.
- Noo - powiedział i spojrzał na mnie dziwnie. - Ty chyba nie grzeszysz elokwencją.
- Nie, jestem grzeczna - przyznałam.
Fajnie. Tak znać Mickiewicza. Jest zdecydowanie moim ulubionym poetą. Wiem, że nienawidzili się z Julkiem. Ale nie jest powiedziane, że wieszcz żyje wiecznie. Albo mieszka pod Warszawą. Fajnie by było.
A jeszcze fajniej by było jakby istniał Konrad. Mój idealny, waleczny, patriotyczny i czuły bohater wspaniałego romantycznego dramatu. Ale nie wiem jeszcze jaki jest Mickiewicz. Chciałabym bardzo go poznać. Ktoś mi powiedział, że jest bardziej męski niż Julek. Ale ej, Juliusz jest bogaty. I czuły. Tak, lubię Julka.  I jego czułe 500 złoty. Swoją drogą, ciekawe skąd je wytrzasnął. O ile mi pamięć nie szwankuje to pani od polskiego raczej nie wspominała ,by Słowacku miał potomka. Podtanowiłam go o to spytać.
-Julek czy masz dzieci? - Na to pytanie zachłysnął się piwem dla pań.
-Eeeeee....nie? Skąd ci to przyszło do głowy? - Zarumieniłam się i chwyciłam za poliki.
-Nooo bo...jeżeli byś kiedykolwiek chciał to chętnie ci pomogę ze zrealizowaniem tego marzenia.
Spojrzałam wieszcza spod przymrużonych powiek. Myśl ,że byłabym sławną matką małych poetów napełniała mnie ciepłem i podnieceniem. Ha. A ta sucz Malina zostanie pewnie kucharką w jakiejś bursie z PRLu.
Julkowi zaiskrzyły się oczy. Wpatrywał się we mnie niczym jastrząb w królika i nagle chwycił za rękę. Spletliśmy ze sobą palce. Poczułam truskawkowy balsam ,którym zapewne pielęgnował te białe łopaty.
-Naprawdę?...Czy byłabyś w stanie...? - Wyszeptał mrocznie.
-W stanie? - Ponagliłam go. Jeżeli chce mi coś powiedzieć, niech zrobi to teraz. Nie znoszę norwidowskich niedomówień. Brunet przybliżył swoją głowę bliżej mojej.
-Sprawić ,że faktycznie będę mógł spisać prawdziwy testament?
-Oczywiście. - Potwierdziłam uwodzicielsko.
Nagle młodzieniec poderwał się z miejsca i nim się obejrzałam znaleźliśmy się w męskim kiblu. Wieszcz przycisnął mnie do ściany.
- Od samego początku mi się podobałaś - wyszeptał.

I jak wam się podoba kociaki? Co z Adasiem? Jak myślicie, którego w wybierze nasza bohaterka?

Upojona przez wieszczówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz